Jan Riesenkampf
mailto:Jan.Riesenkampf@poetic.comWybrane
Warszawa 1999
AUTOTREN
czas jest rzecz wzglądn a mnie nie ma
kiedy» byem eby sprawy nie przedua©
byem cho© mnie nie byo zbyt wiel
eteksty s tekstami ja pisaem
i nikt mi nie m·g zabroni© chocia wielu
uznawao za sw misją na bie stan©
ebym zama pi·ro albo i poszed do pracy
moje teksty na mnie patrz czyby byy?
One s czemu wokoo nich tyle uczu©
gaszczą je kochane moje bezprzydawkowe
do diaba nieerotyczne niepsychodeliczne
ani grama tego, co nazywam kr·tko: retro
wasi ojce i dziadkowie byli dziady
nawet uznawali autorytety, nawet w Boga musieli wierzy© albo nie
stare trawiarze profesor szuman lange witkacy
timothy leary aallanik wattsik reszta palant·w
pejotl delisyd prozak inna trawa czy ja krowa?
moe jeszcze drugi gurus: van der velde
moe jesz
cze trzeci: homo tischnericusbyli modzi lubili cielące fascynacje
czy kada fascynacja jest cieląca? niestety, niestety
kto spad z ksiąyca gapi sią na »wiat
jak to so½ce sią »wieci a pod nim - kurka - nic nowego
chlebak suy do noszenia granat·w, a my»liwi my»l
woda jest mokra, a w·dka jeszcze bardziej
baran sią rozindyczy, a indyk zbarania
tu moecie m·wi© dokadnie to co chcecie
nawet, e ja jestem sam moim pokoleniem, lecz me pokolenie
ma sw·j honor aby y© i mie© sw wasn rzy©
i by mie© w rzyci parą spraw i paru pan·w
co do mnie to, jak zreszt wiąkszo»© poet·w
uroczy»cie zapewniam, e zrodziem sią z powietrza
mona mi pali© »wieczki zezwalam uprzejmie
ale niech nikt nie m·wi: spoczywaj w pokoju
- - -
oto epoka.
udaje. udaje, e nie czekana czyhajce za o»lim rogiem kartki z kalendarza »wiąte nic
postmodernizm cakiem wygodny worek na wszelki szajs
kt·ry ma czelno»© by© nie m·wic: jestem mn
a poniewa ludzki geniusz nie ma granic niekt·rzy
gaszczc po gowie intymne frustracje sdz, e i bokserski
z bazaru id ruscy z dolarami zdala zawodzi polo disko
i cho© padao i byo »lisko wyrolowao wnas komuszysko
na ziemi siada elazny ptak z niego wysiada Wielki Biay Papie
cauje biay polski beton
W tle so½ce w
schodzi ziewa i zachodzidyurne ulubione dis
ko zawodzihejhej mamy wszyscy szczą»cie, e yjemy
straganiarka obciga po½czochą na udzie
poprawia krzyyk na dnie dekoltu
pod lad ksika w wydaniu kieszonkowym
pt. "Tam gdzie jest »mier©, nie ma nas"
Czy
li nie tkwi w tym w ko½cu pewne dostoje½stwoa wiek temu i temu milenium przynajmniej
? byo na co czeka©
dialog filozoficzny
Batmanie, czemu nastajesz na moje ycie?
Dokerze, a ty dlaczego nastajesz na ycie reszty »wiata?
Batmanie, czy ty wies
z, co to jest sztuka czy syszae»o duszy artysty i czym sią w niej koacze
Dokerze, pamiątasz z lektur szkolnych, e
mnie narysowano tylko po to, by» ty zgin,
i nic ci nie pomoe, nawet Jack Nicholson, kt·ry cią gra.
wiąc gi½ z klas, niczym inna
ofiara ludzi i ludzkiej hybriskt·rej coup de grŌce zada Tezeusz, jeeli
chodzie» do dobrego koledu,
jak ja, gdy, jak pewnie wiesz, moi rodzice zginąli byli, lecz
konto w banku, owszem, nie
Batmanie, wszak wiadomo ci, i
to nie ja uczyniem siebie mn, a y
cieto nie jest gruba kreska, jak w komiksie
Dokerze, to jest tylko rokendroll
a zreszt i tak wiem, e atwo mi nie sprzedasz wasnej sk·ry
fraszki to wszystko, cokolwiek czyniemy, a wreszcie
ty przynajmniej moesz rzec o sobie: non omnis mori
ar
- - -
to jest stara komputerownia ju dla takich
wybitnie gorszych, jak ja
Skorzy ekranami sprząt rodem zza Gierka
za oknami skrzy noc
Zezują w lewo pisze list do kochanka
e byle co i e o nim my»li
jak j przytula w tej przeklątej Wszawie
i jeszcze byle, byle co.
Zezuje w prawo pisze list do kochanka
szkoda oczu
Komputer ma mnie w duym powaaniu pukam w ekran
zezują w ty pisze do kochanka
e jej duszno i e facet wali w ekran
Za p· godziny zamkn zn·w mnie wessie mrok
(jak sią m·wi ssią czy ssam nie wiem sssam) a potem
powr·cą tam, skd rano wyjadą z powrotem
ciekawe, po co
Nie bo dzisiejszy czwartek
jest Wielki Wielki
pitek sobota niedziela i cae
parą dni eby mogli zmieni© czas na letni
i yczy© mi serdecznie bym im da zarobi©
bulc na arcie i inne bbelki
Wielki Czwartek taki Wielki czwartek
o kurwa
NIKOMU
tego dnia wa»nie zasiadem na tyku
bo chciaem napisa© poemat.
Z tym, jak sią stao, byo tak:
Byem ju wywalony z jednych studi·w in absentia, z drugich
mieli mnie wa»nie wypieprzy©, a ja jeszcze my»laem
e wszystko - he!he!he! - sko½czy sią dobrze.
Wiąc to byo tak, jak kto wierzy poetom
Nic ju nie zostawao, tylko si»© i pisa©.
Zatykowiem sią i na wasny ogon
(patrz mapka Fiki-Miki) poprzysigem, e
tyek mi sią nie ruszy, a graba bądzie skrobaa
wa»nie tak, czyli po prostu tak, czyli e jak? powiedzmy niczym
facet jadcy przed siebie wzdu szosy
powiadam, wzdu szosy, to znaczy
jeszcze nie cakiem w poprzek
trochą ju skoowany a i inteligencja nie ta
przec
ie chodzie» do szkoy i musiae»my»le© by© przytomny i wiedzie© co jest grane
taka duga szosa i taki dugi poemat
trzymasz rąką na wajsze i kiedy »wiata, to na wajchą
znak, to na wajchą n
ie ma znakuto wtedy siedzisz na tyku a dyzel poyka drogą
tak, jak zwyka droga kt·r poyka gdy poyka drogą
mona zaoy©, e dowozisz mleko do mleczarni
albo piwo do piwiarni, jak kady dow·dca.
Te kiedy» chciaem by© poet a muszą tak pisa© wyt i na bok
wyyt i na bok przelatuj w poprzek szyby
drzewa autos
topista policjant pa½stwowy »winiatam wyej nad gbk dachu pewnie na pewno jest niebo
a nad nim īw. Franciszek pies śajka i īw Wilk
ale nie patrzysz na niebo
w dzisiejszych czasach.
te kiedy» chciaem by© poet i nawet chciaem pisa© wiersze
tego chciaem i nawet te tego chciaa moja publiczno»© ile
ich by lepiej nie pyta© ale byli tymczasem
ycie zblia sią do p·metka a ja nie chcą
by© odkryty niczym za przeproszeniem Norwid w iks lat po »mierci
przez takiego, po kt·rym zostanie goe nazwisko
metafor
a przepastna niczym szczypiorek na wiosną:skazany na ciąkie norwidki ach moja czapka norwidka
piszesz drukujesz posyasz a oni patrz na ciebie
jak na powietrze techniczne to takie z samym azotem
je»li kto» by mnie pyta o zdanie, wolabym grochowiaki
ch
o©by i doywotnie tak, e naprawdą nie mogąby© dalej poet muszą plujc w brodą
zosta© poemacist, bo ju ten cholerny p·metek
chyba w innym zaborze m·wi sią poowinki
o co chodzi czytelnik askawie pooy na to lagą
zreszt, co to za poemacista, kt·ry p
isze do rzeczyc· to za poemacista, kt·ry m·wi, e o co» mu chodzi
i o to o co m·wi e mu chodzi mu chodzi
zreszt w og·le m·wi o co chodzi
nie tak sią zdobyw
a belweder i inne pornosy bis..Tutaj zamknijmy nawias w poemacie nie moe
by© nic, skd by czytelnik dowiedzia sią czego»
albo czego» nauczy kartką pachnc drukarni
bo zginie jak Piąknouchy, kto ma co» do powiedzenia.
i jeszcze - naiwny naiwny- by to usyszeli krytycy
Susznie powiada poeta jelenie s tylko w terenie.
Wyt i ju migawką dalej wyyt i ju dalej dwie
byle czytelnik nie zasn i byle sią nie ockn
zmroony widokiem szajsu co sią rozpiera na kartce
a on na½ wybuli kasą i za
co teraz p·jdzie na dziwkiwiąc kropka po co kropka a po co po co kropka
wiąc ani kropki ani po co i to sią nazywa wybysk talentu
zawsze sią moe przyda©, gdy komuni»ci wycz zn·w prd.
By czas, e byem mody a nawet byem w Rimini
Nie wiedziaem, co z sob zrobi© i co miaem z sob robi©
Pywaem w soli potem na dworcu spotkaem ragacą
Super poyczya mi kom·rczak i ju wiedziaem, co z sob robi©
Jeszcze fajniejsza, ni szwabka, co wskazaa mi drogą w nocy
Moe nie cakiem w nocy, ale za t
o po francuskuA grajdo ten zwa sią cakiem z roma½ska: Kolonia
/ale woda w fontannach bya H
2O dziąki czemu przetrwaem/A akcent miaa... a ja spojrzaem na ni tylko raz.
Ale makaroniara z kom·rk bya naprawdą naprawdą
Naprawdą i to jeszcze trzynastego sierpnia
W trzy lata przed ko½cem wieku.
Ja wiem, e ona tego przenigdy nie przeczyta
Bo tumacz, promocja, spis
lekturobowizkowych w tym piąknym kraju
O Niemrze pr·bowaem napisa© wypracowanie
Lektorka abojadka w biay dzie½ daa mi paą
Co za lekcewaenie studenta
Wiąc by czas, e byem mody i by czas, e byem w Rimini
By czas e miaem czas albo czas mia
mniePamiątam, kiedy Waąsa rzek: my sią jeszcze bądziemy »miali
Pamiątam, jak »piewa Fog pamiątam dni, dalekie dni
Znajc m pamią© futbolisty fenomen, e wogle co» pamiątam
I co tu jeszcze mona powiedzie© przecie ja nic nie m·wią.
Je»li majc cokolwiek do powiedzenia zawise» nad kartk
to ju rozwiera swoje cierpliwe wrota matka geniuszy szuflada
to ju jest kardynalny bd niczym bdzcy kardyna.
Pamiątam w Gliwicach w kinie Bajka byem na Trzech Muszkieterach
i tellurycznym kardynale Richelieu c
o rzek zosta½myprzyjaci·mi
postraszywszy spiczast mordk nie myli© z rodakiem Szpicbr·dk
istny Niemiec sztuczka kusa
skoni sią go»ciom ukadnie zdj kapelusz i da susa
z kielicha a na podogą niczym obcy
·smy pasaer Nostromo w wersji z Kosmiczny
ch Jaj o kurna aleebym nie zasn.
To nijak ma sią do rzeczy lecz rzecz w tym by sobie powiedzie©
e nie ma adnej rzeczy do kt·rej co» by miao by©
jak w Dekalogu: adnej rzeczy ani tego, co byoby do niej.
Wyt Wyt szumy cigi zlepy niczym kilwater
przed dzi·bemtylko czuj duch eby» ani sią nie przebudzi ani nie zasn
przelatuj z lewa na prawo spachcie piany
Gdy umys »pi, czuwa U0P; gdy czuwa umys, trzeba i»© tyra©
kto lubi jedno albo drugie? Koysz nas, poemacisto
i po co zaraz dziadek Freud, starczy papa Milton, rzecz jasna
Erickson.
Nazywam sią Milton, bo za miltony Wiadomo, poemacista
gadaooo, byaby dobra nazwa dla tego gatunku: pleciuga
(Ple©, pleciugo! jak wiersze zaczyna wiadomo kto
i czyby nie mia racji?)
wiąc stanąli»my na tym, e
poemacista gadaA czytelnik chyba nie bądzie taki gupi, eby sią przej©.
Pora na dystraktora przychodzi baba do nababa
nie kobieta do poety a poeta ty kobieta
nie ju powanie o poecie, kt·ry
mia skubany student·w i razu jednego im wywiesi
studenci,
kt·rzy maj niezdanego Milana Kunderąle poete s'onanise maj sią przyczoga©.
(bo to
nie by examin z dziad·w, tylko z jugologii)kto» skre»li co dopisa kt·rzy on sią mu odpisa
co poyjem to dla nas(koniec cytatu - M. Kundera)
( taki to duch epoki) przytomny studenciak
oddopisa co wolno Milanowi Kunderze
to nie tobie szanowny panie profesorze hue hue hue
finis dystraktor prądko wyt wyt wyt i spr·bujemy udowodni©
e i autor nie wypad wronie spod ogona
wrącz przedziwnie; a je»li m·zg mi ju cakiem wywnukowa
to jeszcze pamiątam dni dalekie dni
niekoniecznie kalekie (tak
, to bya pierwsza reakcjadla tych, kt·rzy mnie znaj)
jeszcze w podstaw·wie niech sią »wiąci pierwszy kwietnia
w si·dmej przyszli»my na ·sm i sią okazao
e no wa»nie niech sią »wiąci pierwszy kwietnia
Wiąc zamienili»my sią klasami z pierwszakami
siedzimy w ich mikroawkach na tablicy
zostao z poprzedniego dnia byli»my na wycieczką
widzieli»my rzeczką a w rzeczce pywa szczur wodny
Dzieci jak sią pisze szczur wodny
pyta dupniąty Pawe mniej dupniąty Henio
na tablicy wybadčguje skurwysyn wod
nyogromnie dumny z wykazanej znajomo»ci rzeczy
wspomnienie ach wspomnienie chyba e woli kto» le© pleciugo
c· jeszcze pozostao? chyba tylko
dyurne wytt wytt wytt wytt wytt
Ale d
laczego to sią ko½czy čleale dlaczego czy mnie byo čle
tam, gdzie byem tak, jak inni, jeeli
kiedy» tak byo e byem i to jak inni
a teraz ju nie wyci»niesz w·dki, co wsika w pampersa
przecie tak by© by mogo
bybym poet trzydziestolatkiem miabym konkubiną
albo za przeproszeniem oną i bachor
a w wiekuw kt·rym bachor jeszcze nie zadaje pyta½
i ani jednej drzazgi ostrogi bykowca
Bo »lepy to by Steve Wonder a guchy by Bethoven analfabeta
nie ko½czmy zdania to jest poemaciszcze bez klucza
wszysc
y ywi i zdrowi doktorat sam ro»nieo jedenastej praca gdzie nic nie kosztuje sp·čnienie
obiad i ·ko z poduszk i bez budzika na skraju
jeszcze nie smuga cienia jeszcze nie marska prostata
tylko y© bo komu chciaoby sią w takich czasach
cokolwiek, choc
iaby umiera©Wzytt Wzytt jeszcze mu klajstru niechaj to jako» sią trzyma
nie wszystkie mury tworz materyj przedni
w dziury kadzie sią ksiki, a nawet szajs vide Kochanowski
kolejny kt·ry uwaa e jak Jan to od razu geniusz
To jeszcze byaby ksika Tao Kozioka-Matoka
O tym, jak kozio biedaczysko szuka po caym »wiecie
tego, co bardzo blisko cho© niepoprawna politycznie
to tylko Chi½czycy m·wili, e mądrzec jest istot bez pci
Potem mogaby by© druga Tao Hermana Brunnera
No wiąc to byaby ksika teraz proszą o Wytt Wytt Wytt
Zapomniaem jeszcze podtru© o tym, e powoli
albo te mniej powoli ale posuchajcie co
zanim szajbnie 40 lat tym, co doyj
wejdčcie do byle czytelni
p·ka nazywa sią: spychologia rozbojowa, czy w granicach bądu
mona przeczyta© wszystko znowu w granicach bądu
ale na pewno co stanie sią z twoim brzuchem gow i dorobkiem
czy ju czas? czowiek z si wszystkich odstawia sztubaka
do imentu do oporu do dedlajna
pytajc siebie czy to jeszcze nie ju a usyszysz ju
wiąc ju czas komu wasnej powoce doczesnej wymy»la© od »cierw
przecie lubia trawką
miądzy nami trzydzielatami mnie te jeszcze przed wiekiem
jezusowym wydaro sią westchnienie
kiedy raz siadem na tyku i usyszaem stąkniącie
zreszt me wasne oj wydaro sią wydaro
a zawsze byem siadaem i zawsze byem wstawaem
niczym sea harrier nie myli©
z karierowiczem wa½k wsta½k
wiąc wstawaem siadaem siadaem wstawaem
a raz usiadem i usyszaem e kto» stąka
i zrozumiaem e miądzy nami menami to ju
i nawet nie miaem ochoty wyjecha©
na p·noc nad jezioro by sią tam powydziera©
lub w Tyrol by pojodowa©
wiąc ju nie pojodują i nie podtrują
tym lepiej dla »rodowiska
a teraz jeszcze miejsce, by w nie wpisa©
miądzy nami abstynentami, my to zaatwiam
y inaczejmoe kto» jeszcze uwierzy
w kadym razie, je»li kto» sili sią napisa©
dzi» o tym, co bądziemy pisa© za dziesią© lat
i korci go biblioteczna p·ka z kawakiem kartki
nier·wno zaczernionym: psych. rozwojowa
wiek p·čny dojrzay Bromley i sp·ka ZOO
to nie ze mn sekunda by rozejrze© sią w kueczko
czy jest kto», kto sią nie pozna
i go»no no, przynajmniej nie ta p·ka
To powiedziaem co moje i tyle mojego
Teraz tylko ju yczą pozostaym tego, co ich spotka i tak
Te teksty o pokoleniu, kt·re zostawiam
a moe w kt·rym mi sią nie zrodzio
sam bym chcia wiedzie©
a zacząo sią od
patrz sam pocztek niniejszego
I nadchodzi czas na inwokacją trzykrotne i raz profilaktyczne
Ja» nie odszczeka
Ja» nie odszczeka
idčcie spa©
Poemat sią sko½czy ju go n
ie maPoemacista chwilowo nieobecny po prostu trafi szlag oczywi»cie
go odkryj
Bo musz w ko½cu napisa parą wierszy
mniej beznadziejnych, ni to poemaciszcze
Wiąc potrzebne jest przynajmniej nieco mniej beznadziejne to.
Tam gdzie jest gra musi by© kto wygrywa i kady jako» umia mie©
za ycia co mu sią
naleao - co najmniej po ryju - a on bidasek by jak Ja», co
nie odszczeka
Bo czy kto» kiedy» widzia, jak fasola szczeka?
wiąc palcie »wieczki nad bidaskiem moecie te pod
moe sią ruszy w ko½cu z ty
kacho©by i post mortem miast tka© poemaciszcza niczym onaty pajk
Za p·čno na pytania kto zabi Kaina (Abelard) dokd
prowadz wszystkie drogi (do rowu) dlaczego
policjant pa½stwowy chodzi z psem (kada
potwora ma swego amatora) co sdzisz
o dorobku O' Hary (0' Hary
poszy w las, wr·c, jak bąd szczepi©)
co m·wi »wini do »wini? (jestem w nastroju/eventualny bis/
niepodkadalnym)
czy by© poet to by© Bogiem? A moe jest miądzy nimi r·nica?
( wa»nie nie ma: zar·wno jednym, jak i drugim trzeba sią
urodz
i©)czy prawda e wszechkwiat powsta od jednego dobrego pytania?
jeeli, to mam tylko jedno pytanie - dlaczego nie m·j?
moe jeszcze dobre pytania maj swoj moc, moe
co» jeszcze mona uratowa© poczarowa© i (moja) prawda zwyciąy?
czy prawda? tak. dobrz
e zmy»lone - szkoda, e nieprawdaa e nieprawda zwyciąy, o to nie trzeba sią martwi©
Poemat dla dorosych
By okrąt, kt·ry zwa sią Arka Pana
Pywa po falach, do fal strzela z dzia
Bya Arka, przyszy pancernik Potiomkin
Coraz ci
ąszy pancerz, coraz bardziej cieknie dnoTo jest poemat dla dorosych
Niekoniecznie dzieci, niekoniecznie z guchej wsi
Dosy© chowania krzyy gąboko pod koszul
Rumienienia sią za gumki i dzieci z prob·wki
To jest poemat dla dorosych
Mamy do»© pouczania i ciskania grom·w
Zamiast caowa© beton lotniska po lotnisku
Wsta½cie z tyk·w, nim kamienie woa© bąd.
Znowu wstanie »wit, znowu ludzie
Zwlok sią z wyr, by tyra© na takich wy
Na niebie ujrz zorzą, wiedzc, e jest tam co» wiącej
To s ywi ludzie,
a nie wasz prywatny folwark.Dry ziemia, gruchocze bazyliki
Na co jeszcze czekacie a przem·wi do was krzy
Przykro mi, jestem z drewna miąkszego ni wasze by
Tak m·wi Pan: nie bądą gada do lampy
Moecie nas wykl©, zakaza© sakrament·w
Zesa© na pustynią jak biskupa Gaillot
Jak buddyst·w zwymy»la© od ateist·w
Zboczone owieczki o jedno Vaticanum za daleko
B·g gej·w innowierc·w i nierz
dnicMa bezmierne poczucie czarnego humoru
Odlecia odrzutowiec opady ·te flagi
Niech kto» nam powie, e niebo nie j
est puste.Ryngraf
Nie»miertelny Kurzyniec usta ma w krzyku rozwiane
Woa precz z dwukropek po kt·rym duo jest miejsca
īwiata w oknach buzuj to Panprezydent eruje
Panprezydent re kawior w nim wos rozwiany Kurzy½ca
Z tyu zajeda nyska; w »rodku osiki przy ganach
paru innych z kaftanem; mokn© nie bądzie na mrozie
Wszystko ydzi kt·» woa on e niestety nieprawda
J
eszcze kiedy go wlek zamkn wypuszcz wlepiwszyLudzie id z urządu co» im tam jeszcze obciąli
Spok·j wisi w powietrzu podmuch cmentarnej harmonii
Jego nie chc w uopie jego nie zechc postkomy
Stoi ludzie sią patrz lustro czy kino okadka
Stoi studi·w nie sko½czy kady sią jako» urzdz
stoki sp·ki redakcje i jak za Gierka plac·wki
Ludzie patrz i m·wi g·wno wypynie jak zwykle
N
ie wychylaj przeyjesz mdrzy jeste»my PolacyKto» sią puka po gowie kt·» sią po gowie nie puka
Ryngraf m
ilczy nas »cianie na nim samotny Kurzyniec
- - -
Matka Boska Cząstochowska wyskoczya z ram
Z miosierdziem sią przyjrzaa wielbicieli ho
rdzieChodčcie do mnie moje dzieci co» wam dam
I ramami jak Van Damne wszystkich prask po mordzie
Nawet lubią gdy kto» znowu Jezus Maria klnie
Zamiast tony medalik·w nosi©
Ale kada feministka wam to powie, e
i kobieta te ma czasem dosy©
Biaa cisza adnych pyta½ jednomy»lna zgoda
Cud nareszcie: to milczenie niczym jeden gos
Cakiem jak na antypodach czek czekowi rąką poda
I kamurk·w coraz wiącej c· za piąkny stos
Inkwizytor podpisuje a kat ostrzy miecz
Rozdziawiajc mdrze paszczą jak pies do ksiąyca
Jak Darczanka, jak Giordano, jak Hus, prosta rzecz
Raz e pierze zwykym proszkiem dwa e ydowica
Kady chwyta za kamura »linic sią za trzech
A co »wieszy pod sztandarem zaraz cztery apie
Ty cnotliwa ty niechrzczona tw·j ostatni dech
Nie pomoe ci ju nawet i elektryk w klapie
Zawsze bąd chątni eby w konia robi©
wasCacy cacy »wiąto pracy i na gnidzie gnida
Prosta rzecz za mordą trzyma© kadzc cay czas
Jak sią komu» nie podoba mączennik sią przyda
Matka Boska Cząstochowska popatrzya z ram
Po
pynąy zy wzruszenia macierzy½skie szczereIno mi spr·bujcie dziatki ju wam dam
I w gar»© skrąca namoczon »cierą
- - -
postanowili»my reporter powiada utworzy©
polsk ksiągą »mierci czy zechce pan powiedzie©
co czuje czowiek odwalajc kitą
polski p
acjent spoglda na polskiego reporteraju, ju zblia sią polski lekarz
a polska te»ciowa ju po schodach kroczy z wie½cem
proszą pana, proszą pana
powiem panu tak przerywa mu dziennikarz
a... proszą pana a to polska wa»nie
ko½czy polski pacjent odwalajc kitą
- - -
Wiosna ptaszki poetki
muza mn owada
piszą wiersz za wierszem
pącznieje szuflada
Panie redaktorze
Artystyczn duszą
dzi» przed panem otworzą
Ja jestem geniuszem
Wydrukujcie a waa
dajcie zagra© a waa
a czytaje Miosza
i suchaj Tur
naua- - -
zamek sią wali w blasku dynamitu
niczym Bastylia a baron Wokulski
ju by u Geista wraz ze swym geniuszem
wszyscy czekali te na jego lampy
co nios »wiato poprzez wiorst tysice
by kolektywnie podoy© mu »winią
za» baron resztki swego tchn geniuszu
w okrąty lejsze nieli sam przestw·r
a popynąy adowne uranem
tam, gdzie zamiast ch·r m·wi sią chor
a palant Prus o tym wszystkim nie napisa!
EPILOG
W uszach dogorywa dčwiąk poloneza
chwyta za gardo rozgwiedony
mr·zGdy brako patron·w naprz·d wiara i»© przytomnie
Tylko wara po mnie paka©
Sam wolny czyniem i wo»cian wolnymi
Teraz B·g i Bonaparte
Biaa Zosia z u»miechem sza przez Berezyną
Jeszcze krok ani kroku skamieniay nurt
I biaej Zosi oowiany poca
unekHoryzont wyci hyccla gdy sią ustatkowa
Co byo? Sam zobaczysz, kiedy te tam p·jdziesz
W dzie½ szyam, teraz prują czarn suknią - modna
Gwiazda Polarna zoci strzechy Soplicowa
- - -
p
rzed sklepem jubilera pomy»la Szpicbr·dkaPa
nie, bogosaw mym zamiarom obaj wiemy,e s prze»wi½skie, a w Twym domu nie
zamieszkam, jak Sowacki na Wawelu
My»la Pan jak by nie spojrze©, takiej wiary
nie mia nawet najukocha½szy z uczni·w moich
īw. Tomasz
na ziemią upada szko, na ziemią upada
katechizmbierzmy w swoje rące... mniejsza o szczeg·y
z nieba spad Batman, spod ziemi
kawalkada radiowoz·w agencji ochrony
ale sklep by ju zrobiony a Szpicbr·dka
w Wiedniu dorok jecha pr
zez Sobieskiplatzbohaterzy z komiksu
ujrzeli tylko powietrze zamiast krat i drzwi do sejfu
a na chodniku leao najnowsze wydanie katechizmu
my»la Pan: w Moim domu mieszka½ jest wiele; c· mi szkodzi
w jednym zaoy© trochą lepsze drzwi i okna
ksiąyc zaszed u»piy sią psy dzielni bohaterzy
obrali nowy kierunek
: urzd zatrudnieniaWziąli katechizm, ruszyli milczcym szeregiem
- - -
Umrą cay mniej jeden ptaszek na spisie ludno»ci
Umrą cay panowie szkoda jest waszych metafor
C
zego jeszcze mi trzeba? Klaska½ wypocin lito»ciCo sią maj do rzeczy jak do sto
krotki kalafiorCzy mnie wiersze przeyj? Ucha nastawcie piraci
Papier mniej zaczerniony r·wno, ni tamten na rolce
Ciao krasiccy, »wietliccy, wayki i bohomolce
Je»li nawet przeczyta grosza ci go»© nie zapaci
kady kiedy» ma ciao by mu wymy»la© od »c
ierwacho© cierpliwie michao trawą etanol kondony
fizol chodzi na wuef psychol za» tru za miliony
pamią© µ »wiąta, »wietlana µ dla mnie wtpliwa rezerwa
i ni
ech nic nie zostanie; szelest papieru, brząk monetale ko½czy© wypada, to mia podobno by© son
et
list do A.Ginsberga
cze»© palancie to nie ma wina, e
kiedy wreszcie wydali cią, ja ju od roku nie czytywaem ksiek
i pewnie dobrze nic tak nie dzieli mączyzn
jak poezja - nie forsa, nie stoki, nie dupy
nie wiąc wiem kim bye» i czy ju dzi» gryziesz ziemią
widziaem cią raz w yciu miae» zamkniąte oczy
tudzie inne otwory by sprawy nie przedua©
widziaem pierw
szy raz jak poeta siedzi w medytacjinic nie m·wi nic nie gada tylko siedzi
dzi» ja te nie jestem mody moj sempiterną
pokrywaj precliny o»wiece½sze z dnia na dzie½
ani okwiecony, ani o»wiecony
czy ja kwiaciarz albo elektrownia?
ale bye» kim» twoja posta©
prze»witywaa spoza zwa·w nie powiem czego
papier jest papierem palant jest palantem
ale dobrze jest by© a r·wnie dobrze by© zjawiskiem
to jest twoje tego nikt ci nie upa½stwowi
nie przejmuj sią wiem do ciebie pusz listy tacy r·ni
nomina sunt odiosa; a czy ja nie jestem r·ny?
5 III 1997 zmar Allen Ginsberg
Parąna»cie lat temu widziaem faceta
Kto» go zaprosi do nas wiąc przyszed i do nas
Przyszed, nic nie powiedzia, usiad w medytacji
Po kwadransie sią podni·s nic nie m·wic wyszed.
To by Alek. Ja nie czytam cudzych ksiek
i najmniej mnie ciekawi, gdzie sią dzi» podziewa
Moe frunie z Tymkiem Le
arym na komeciea kometa sapie biedaczka ale te mi sią dosta kurs
kometa zawija ogonem i znika za horyzontem
i wychodzi, e tym razem ju sią nie zaapią
moe nie urodziem sią Panem Twardowskim
odfrunąli Alek Ginsberg z Tymkiem Learym
k·cc sią co jaki» czas, kto ma usi»© za kim
zostają mn poeciszczem bez adresu
i wydawcy z dziur tam, gdzie nalepia sią na czole metką
pielągnujcym ten sw·j jake poetycki
stosunek do wszystkiego, co sią rusza
wiąc zostają pieprzy© Wasz Wzniosy dorobek
kto» musi doceni© klasyką, chocia chocia
m·gby» mi odpowiedzie© na jedno kr·tkie pytanie:
kto
ci kaza to robi© akurat w rocznicą »mierci Stalina?kiedy jak kiedy, ale zepsu© takie »wiąto
EPITAFIUM GOīKI HILLAR
To bya go»ka hillar jej jedyny wiersz
pozosta
kiedy byem may nawet jeszczewpisyway Go sobie do pamiątnik·w
Oni doyli a do drugiej poowy wieku
robili dzieci byli tak szczą»liwi e nawet
gryčli paluchy etc. - peny egzystencjalizm
stracili kilka nastąpnych pokole½ - zawsze co» wszak to co»
nos
i© na czele lejbejką stracone pokolenie nic tylko dziąkowa©i nic,
tylko traci© pokoleniaAle zrobili wreszcie takie dzieci, kt·re
szanuj siebie resztą »wiata majc tam, gdzie trzeba
i nie kupuj ksiek, aby w »rodku
dowiedzie© sią, jak maj y©
moe te dzieci zrobi nastąpne, normalne
na widok kt·rych nie porobi w gacie
widzc w ich paluszkach to, co sami
chcieliby, oj chcieli przepu»ci© przez rajzbret
a moe nie ja nie marynarz ja poeta
3X96
Odkryto now gwiazdą. To ta starsza Pani
gwiazd
a Krak·wka pamiątam na Kanoniczej na piąterkuSiedziaa na rudej sofie, nie patrzc na Ma½ką Gretkowsk.
Wsządzie sią mie»ci bez rog·w zadzior·w
tumaczy sią na wszystkie jązyki jak maszyn
niczym zota rybe½ka w zotej, owalnej puszce
kontener, kt·ry pom
ie»ci kada adowniapolowy otarzyk w neseserze kwiaty co nie kryj armat
My»lą o panu Zbyszku pewnie sią teraz zapija
My»lą o panu Tadziu nie wiem, co teraz robi
Nie podoba sią »wiat? Bunt wznieci sowo poety?
W tych czasach? Panowie poeci rym do Du
e dzieci.c· to za »wiat, kt·ry nie idzie swoja drog
czemu» przywaro mi do jązyka me zwyke Dobrze im tak
Gdzie wiąc jest pies pogrzebany? Czy w przejrzystym
migotaniu przecinka
w magicznym zdanku ōinnych, miernych poet·wö?
Czy w epoce, jak Ona, tak
Genialnie īredniej?
- - -
bez tej mio»ci mona y©
widzie© radiow·z i sią nie ba©
podobno patriotyzm dzi»
znaczy: Jej nie da© sią zajeba©
kiedy» sią daa kocha© tam
w sercu w obokach cna niebya
Za oknem poch·d. siedzisz sam
do Niej sią modlc, aby bya
zechciaa zstpi© zosta© T
dla kt·rej zbudzisz sią co rana
Rodacy j po nocach zw
Nienarodzona Wyskrobana.
baba chaupa bachor w ryk
a fiskus dosiad cią okrakiem
Baczy½ski do historii myk
skurczybyk. dobrze byo takim
Jak im zazdroszczą
kt·rzy nicnie maj z Boej drzazgi na dnie
kosi© stypendia ze szka pi©
czeka© a nobel sam ci wpadnie
suszy© kieliszki a do rana
nie musie© zrywa© sią nad ranem
(telefon, panie B., do pana!)
hen, w pensjonacie, w zakopanem
co, d
o roboty? kt· to »mie?kogo to na mnie zn·w nasali?
dziennikarzyna? czego chce?
wujaszek Alfred? skd? z Duppsali?
nie mam dwudziestu latek i
kij ma minimum te dwa ko½ce
prezydent elekt nie da mi
ziemi, co jasna jest jak so½ce
niebye gdzie rachunki krzywd
wyborcza kreska
je przekre»likady jest za nie wtpi nikt
a malkontent·w ju wynie»li
taka epoka. Boga »le
na duszy spacer. ch·d to zdrowie
B·g jest Nico»ci. swoje wie
przy»nie Ratzinger, to ci powie.
Nie schowam sią we wasny brzuch
w dyplom i mandat, w kiesze½ wasn
w kapelą, co dobija such
w dywanik pod kanap ciasn.
Czy jest co» wiącej poza tym?
Czy »wiat sią ko½czy na korycie
koncie, tomiku, zgodzie, bym
zdech, lecz nie dzisiaj (czytaj: ycie)?
Kady wie swoje. Ziemia kry.
Wiatr, bdzc w»r·d cmentarn
ych alejgwide na wszystko, tych wyjwszy,
co, znajc pulą, graj dalej.
...jak mona byoby zrozumie© cokolwiek z najwaniejszych
wierszy w ōPanu Cogitoö, takich cho©by, jak ōPotw·r Pana
Cogitoö....
Stanisaw Bara½czak, ōHerbert wnikliwie czytanyö
G
W, dodatek ōKsikiö z 6 grudnia 1995Kada potwora ma swego
amatora
(Krecia P.)Potw·r Pana Cogito
Rzek do potwora Pan Cogito
M·j ty potworku, co te ci to?
Oj, smutno, smutno - westchn potw·r
ao»nie krzywic gąbowy otw·r.
Czy brak ci czego», m·j
potworze;Tak smątnie ci faluje lico?
Brzuszek cią boli, tąsknisz moe
Za jak» mi potworzyc?
Potworku m·j, poczekaj chwilą
Zaraz ci wczą telewizją.
Co dzisiaj daj? Zn·w Godzillą?
Gupia i sko»na; deser mi zje.
Postaw mi lampą za wązgowiem
Za szyb
gwiazdy zamigocJu sią mn nie martw; resztą powiem
Nastąpn wigilijn noc
īmier© Pana Cogito
Kolega Autor, kt·ry czasu swego
spodzi by Pana Cogito
(darujmy sobie szczeg·y techniczne
dzi» rano zdecydowa, cytują: raz kozie »mier©
koniec cytatu
Co prawda faktem pozostaje, i
Pomiądzy koz sensu stricto
a Panem Cogito, bykiem prcym pod wiatr
z fortepianem Andersena w tornistrze
pozostao jeszcze parą r·nic formalnych
ale
zewnątrzne czony tego trzyczonowego wyraenia w peni
harmonizuj
ze sobwedug wszelkich regu dzisiejszej logiki holistycznej
W tym miejscu wiersza czas na zreszt. Oto zreszt Agata Christie
przed »mierci u»miercia swego bohatera czemu on ma by©
gorszy
pan cogito a taki niemy»lcy nie jest wie
e w grunci
e rzeczy tyle i warte jest jego istnienieaberracja eeg w czaszce autora
kt·ry chwilowo chcia
mniejsza co ale chcia
wtedy on tego
chciaautor tez zreszt czasami nie bywa od tego
eby ewentualnie raz jeszcze machn© pi·rem
i napisa© ale jednak ju tym
razemrozmową pana cogito ze »mierci
bo tak
(to uprzedzajc pytania dlaczego
bo tak
kt· w dzisiejszych czasach lubi haas
nie bądzie haasu
i nie bądzie pana cogito
bez haasu, po prostu bez haasu
i bez pana cogito
czy »mier© pana cogito
bądzie przyt
ulnym nigdzieczy czym» o niebo gorszym
bo chyba jednak nie przytulnym wsządzie
hm pytanie nie jest ze
i w modo»ci pan cogito zrobiby na nim doktorat
gdyby ono byo w modo»ci pana cogito
dzi» na panu cogito obrotniejsi robi doktoraty
i robi© doktoraty na panu cogito bąd
a »mier© pana cogito
to po prostu problem pana cogito
gaudeamus cogitur
my»li (co prawda do siebie) pan cogito
przecie
jeszcze
my»lisz, wiec sią ciesz
----------------
* Cieszmy sią; my»l o mnie!
- - -
Marcin īwietlik mia szko
lonego koczkodanaKarmi go papierem od wieczora do rana
M·wi mu koczkodanie ja cią kocham niesychanie
I czu, e to byo co»
Marcin īwietlik Marcin īwietlik
Refren
Refren
Po ciąkim dniu spądzonym na kolaboracji
Marcin īwietlik wieczorem wstawa od ko
lacjiI m·wi koczkodanie ty moje kochanie
napisz mi wiersz
Marcin īwietlik Marcin īwietlik
Refren
Refren
Pewnego dnia Liga Obrony Praw Koczkodan·w
upomniaa sią o prawa zwierzaka
Marcin īwietlik siedzia sam po dniu kolaboracji
i czu, e to byo nic
M
arcin īwietlik Marcin īwietlikRefren
Refren
Marcin īwietlik za butelką wina
zaatwi sobie cesarskiego pingwina
I rzek mu czy chcesz, czy nie m·j kochany pingwinie
napisz mi wiersz
Marcin īwietlik Marcin īwietlik
Refren
Refren
Pingwin odrzek w te so
wa doceniam tw·j monologNiestety, potwierdzi kady ornitolog
M·j wielebny Marcinie, e, czy tego chcesz, czy nie
Tutaj sią zgina dzi·b pingwina
czyli m·j.
Marcin īwietlik Marcin īwietlik
Refren
Refren
A jak nie posuchasz obiecują ci »wiącie
Wrzucą cią do sagana i bądą »piewa zaklącie
Gotuj sią
kuro gotujGotuj sią kuro gotuj
Gotuj sią kuro gotuj
Wiąc ju lepiej pisz wiersz
Marcin īwietlik Marcin īwietlik
Refren
Refren
W·wczas pingwin tak powiedzia do Marcina
Uczy Marcin pingwina a sam mdry jak sonina
Jak w lecie ozimina na biegunką aspiryna
po czym dziabn go w dzi·b
po czym dziabn go w dzi·b
po czym dziabn go w dzi·b
RELIKWIARZ
widziaem - w klapie Czarnej Madonny
nie ma niczyjej ikony, jest tylko guzik
c· to za problem chcieli tylko
tego i tego i tego m
oe jeszcze tylko caej resztya ten cay zaprzaniec Beck zapar sią bykiem i w bek
a guzik ani guzika
a guzik!
nie byoby Westerplatte natukli ich ile sią dao
a potem caym tuzinem myk do nieba
jeszcze im z dou salutowali
nie byoby nawet tej jednej szary
podk·w gsienic strząpk·w
hemofonu i flak·w
na karabeli
i Gretchen w czarnej sukni
Nigdy nie byem z masem na Am Zoo
Niech sobie misie w porzdnych kojcach wcinaj
maso EWG
czekajc, a sami sobie pomoemy, wzglądnie pomrze
mybo takim pomaga Hergot i Herkancler
Lecz my»lc o Czarnej Madonnie
Wspomnijcie nasz narodowy guzik
Je»li nawet nie upad z szat Wandy
Co-Nie-Miaa-·tego-Czepka
MITTEL EUROPA: TRAUMA ODER TRAUM
To cakiem jak z Ezopa
Kol. Klasyk
Mitteleuropa - sen to, czy zmora
Lepiej sią snem przebudzi©, ni zmor powr·ci©
snami sią yje, przeywa, doywa
a zmora to my wiemy my umiemy
Jak Ameropejczyk Ameropejczykowi
Bo Europa kocha sią w g·wnowadze
a gwarantem jej jest sk·ra
gwarantem jej jest sk·ra Europalan·w,
o kt·rych sk·rązawsze dogada sią wielki ssiad
ze swoim lustrzanym odbiciem
I zawsze bądzie pok·j
na Jaty Monachi·w
dokoa Europaland
a w »rodku Europalant
Dianomania
Diana ley w angolskiej ziemi
Diana chciaa za Araba
Supermarket tony kwiat·w
Jedzie dziao na nim miast pocisku
Blond utleniony kurczach tamaguchi
Id sznurkiem angielscy komandosi
Irlandczyk rusza rząs i ju trup
Chopcy jak »wieo malowane
Tylko miny kuj ich w »liczne n·ki
P·gąbkiem ziewa angolski lewek
Ja sią nie boją dentysty
Podnosi tyln apą nawet Bur nie zaszura
Gupi Gandhi gupi ksią Poniatowski
Czapki z g·w, gacie z tyk·w
Bo tu Angol przeywa katharsis
Kto winny, kto winny: zapa© i posoli©
Wszystko ydzi, wszystko paparuchy
Koniec transmisji, ga»nie
telewizorZa oknem czekaj uroki demokracji
Gdzie ja podziaem zalege rachunki
Ale ona wtedy musiaa by© szczą»liwa
Kto ziemi nie dotkn ni razu
Wedle Thatcher ukazu nie moe by©
w niebieDziąkujemy wszystkim, proszą westchn© z ulg
I przekrąci© gaką
Diana ley w angolskiej ziemi
Diana chciaa za Araba
Supermarket tony kwiat·w
Jedzie dziao na nim miast pocisku
Blond utleniony kurczach tamaguchi
- - -
Sowizdrza lea w rynsztoku
W mie»cie szalaa zaraza
M·r »cina ludzi po ludziach jak kos
Jak
gdyby kto» mu by kazaSowizdrza spojrza winnym wzrokiem
na cątkowan »winią
W ryj pocaowa j z dubelt·wki
i kaca od»wiey w winie
Czkn go»no, a sią zachwia
M·r, kt·ry w cieniu sią czai
Podszed do niego kaznodzieja
i tak nie pytany zagai
L
eysz w szambie jak »winiaBurczysz obrazy Boe
wszak powiedziano pom· sobie
a B·g ci sam pomoe
Popatrz porzdni ludzie
na nogach s od »witu
za stoj lad cyfr kolumny
sumuj mno dwoj I troj
Tutaj dorwaa go duma
pad trupem, tak jak by siedzia
Sowizdrza chrapn, otworzy oczy
czkn i tak odpowiedzia
B·g sią »mieje z palant·w
sam sią schla w Galilei
stgiew po stgwi najlepsz
y dow·de w gowie mia po kolei
kiedy na drzewie krzya
wcisnąli mu bazna czapką
Spojrza na zgrają p·g·wk·w
i w duchuīmia sią z nich do rozpuku
I nikt pewnie o tym nie wie,
e zamiast sią duba© w drzewie
Schodzi »wiat z trup komediant·w
I razem lali z palant·w
Pomimo tak jasnej prawdy
Co jasna sią stanie, doprawdy
Gdy oddech »mierci wionie spod powiek
Br
ud na »rodku ulicyBlučnicy heretycy
Co nie chc wierzy©, e B·g te czowiek
B·g sią »mieje z palant·w
ciuajcie
wydeptujcie»cieki do ob·w w deszcz i pogodą
Swe twarze rozdziawiajcie
i na mnie w rynsztoku patrzcie
by m·g powiedzie© wam dnia oneg
oCi odebrali ju swoj nagrodą
B·g sią »mieje z palant·w
Kupc·w wypirzy z »wityni
jada z celnikami nie z faryzeuszami
I nie tumaczy sią czemu tak czyni
B·g sią »mieje z palant·w
wy nigdy Go nie pojmiecie
On zna was jak dziadowski szelg
On dobrze wie, czego chcecie
Kupujcie sztaby i k·dy
To nie pomoe wam nic On miaby nie zna© waszej obudy?
ju
na was szykuje biczWok· u»miechn sią mdrze
spojrza dokoa dosy© przytomnie
A m·r zaatwi ostatnich dw·ch trzečwych
i rzek wychodzi, e nic tu po
mnie
- - -
īrodek grudnia īwiąta śucja dnia przyrzuca
A zabiera trzykro© tyle dugo jeszcze
Na śysaw G·rą lec czarownice
»nieg czerwony zielone ulice
Zaraz wracam kurz grubieje na wywieszce
I īlsk cay klnie Wojtaska buca.
A to
pieron tak nas wywie»© w poleZapa© gizda wbi© na roen pra© p
yrlikiem niby psaNiespodzianka nage ferie w szkole
Czarna wstka na kopalni kole
A pod ziemi kamieniem robole.
Prd odciąli coraz gorzej nie rozr·ni© nocy dnia
O m·j Boe o nasz Boe jake strajk ten dugo trwa.
Nie »piewajcie chopcy pie»ni tej
nikt nie syszy a B·g i tak dojrzy
Nasze ycie ju Fontanie
A pie»½ ywa pozostanie
A īwit przyjdzie jak Pitek Alojzy.
To te minie napyn dni jasne
Sam aują, e ich nie doyją_
Po nich
lata wasne ciasne, ciasneZąby w īcianą albo stryk na szyją.
Sejm po sejmie i po bucach buce
Kto doyje, ten wyjdzie na franta
Spyn psi½ce szumowiny
Gupie ojce chytre syny
Mdre wnuki w dzie½ na īwiąt śucją_
W kalendarzu wydrukuj: Dzie½ Palanta.
Dla nas ju sią zako½czy czas pieski
»mier© na kartki i on kania ciche
Zwyciąyli»my. Skarbnik Zabrzeski
Zaprowadzi nas na wieczn szychtą.
W g·rze wiater strach ze īniegiem miecie
Niesmak ywym Cze»© dla waszych ko»ci
Bdčcie- dumni, e nie doyjec
ieKto przeyje ten nam pozazdro»
ci.Ptaki ptakom przez wieki zagwarz;
Wytrwa© ten raz a potem ju lekko.
Wiecznych sn·w o Polsce z ludzk twarz !
--- B·g powiedzia czy samo sią rzeko?
1993
WIARA
Wiara jest wtedy, gdy īwiąty Fra
nciszekzobaczy niemieckiego Jezusa i mu rzek
otw·rz pysk niech narobią ci do »rodka
Matko Boska Kalwaryjska niesiemy Ci w darze
nakaz eksmisji do Pieniąna aby»
Zn·w pozwolia nam uwierzy© w Siebie
My nie chcemy ptaszyda smukego jak pajk
zotych szpon·w jak o·w bez siy lito»ci
Oderwij dupą panie heraldyku
i domaluje szmalcu na dwa palce
To jest dzi». Wiek sią ko½czy a z nim tysiclecie
Kto doy bez kaftana zapaci dzieci½stwem
Jeszcze yj doro»li co wierz bagajc
Boga by wierzy w Siebie ich darzc tym samym
- - -
Kiedy Baryka wgapi sią w zad kundla
kt·ry sra na wągie Belwederu
ockn sią w nim 0ssowiecki, w zwizku z czym
nie raz zobaczy kraj swego dzieci½stwa
i dw·jka za½ nie miaa
wstydu tym mniej AndersKo½czc zabawą w powr·t Przeąckiego
M·wi: Ankona i : Paac Mostowskich
w minionym okresie mia by© zrehabilitowany
1987
0 uycie imiesowu przymiotnikowego uprzedniego
w jązyku polskim
.............................
Kronikarz opowiada (kto
by dzisiaj wierzy kronikarzom)e kiedy Fortynbras, Polską na zbity eb zawojowawszy, wąglem a ytem obadowany powr·ci nielicznych jeszcze ywych kr·tko za mordą uj©
Kolega Klasyk, w
ronie spod ogona wypadszylizawką wspomnianemu uskuteczni, aplikujc mu
Tren-Albo-Sen.
W·wczas te biedny Joryk wkurwi sią do tego stopnia ee z grobu powstawszy, a palanta za kaftan chwyciwszy w ta sowa klienta u»wiadamia.
e kiedy» w podobnej przestrzeni Arcykapan, faraona wygryzszy, rzdzi bez drgnienia i bez pomyki
to jeszcze nic, to jeszcze nic a nic.
I mona w sobie mie© nie wiadomo co, nawet je»li ty cokolwiek w sobie masz
i nic to nie pomoe, poza tym, co mia 0n: ten jeden by
sk w okukt·ry nie wystarczy jemu sam na wszystko
i bez kt·rego wszystko jest po prostu na nic
[tu mam na my»li tw·j przypadek].
I nie pomog lata o jeszcze bardziej na p·noc
ani tam, gdzie m·zg zostawia sią w szatni jagiellonki
i pijany szatniarz po niej kred rysuje co mu przyjdzie w szyją
a nawet w innych, jeszcze lepszych
przechowalniach bohater·w 0.m.c.
A Polak·w zostaw w spokoju
z ich samoobsugow martyrologi i martyrologiczn samoobsug
w ko½cu truskawki same sią nie zbior
ani wucet nie odetka
Mamy teraz takie czasy, e jelenie
s naprawdą tylko w ter
eniei warto wzi© je pod ochroną.
a od pouczania jeste»my my, bačni sensu stricto, a nie
sensu largo
a nad twoj czaszk na pewno nikt sią nie zaduma ju wiesz dlaczego
i nie poradzisz na to nic w tym najzasra½szym ze »wiat·w
A imies·w to naprawdą piąkna rzecz
i naucz sią przynajmniej tej jednej rzeczy z caej tej tyrady kto by dzisiaj wierzy kronikarzom
- - -
Muzo, gniew Achillesa w kląski opiewaj brzemienny
Zmierzaj wtkiem do sedna, a nie zapomnij o »rodku.
Plot nuty aojda; jedna rzecz pewna zostaa:
Oto zginie Achilles strza trafiony Pryjama
Kt· powiedzia o losie: szybszy, ni strzaa Apolla?
Jakie bog·w wyroki? losy gdzie drzemi ukryte;
S-li- skryte w eterze, strzeg- ich harpie zazdrosne?
Zeus Parki ob
winia rzadko mu dune bądceWszy iskajc filozof palec podnosi: bogowie.
Kt·re bogi? A kt·ry palec filozof podniesie?
Czyme paczu jest pad·; je»li portow tawern
Kt· nalewa do kufli; je»li portowym burdelem
Burdelmamą jak zow; je»li portow megier
Jakie w gowie jej wichry? O te nie pytaj uczonych.
Pythi spytaj kapanek lub lepiej suek kapanek
Czyme los jest? Dlaczego ton w tej sieci pajączej
Zanim pajk dopadszy czarne zatopi odn·a
Jedni, drudzy na przestrza sploty dziurawi szerszeniem?
Spytaj suek kapanek albo ich suek zapytaj
Gdy sią wkupisz w ich aski, moe dosyszysz sią prawdy.
M·
wi dziwne przysowie kr·tko: kto Pytia, nie bdzi.Kim by ten, co sią ukry we fraucymerze kr·lewskim?
Czemu wyb·r mu dano: ycie niewiast, nie mąem
Albo Ereb przepastny kądy Kerberos pchy puszcza?
Czemu los ten odrzuci ycia niedny eunucha?
C· mu byo zostao ani ognisko domowe
miecz powieszony na »cianie stara klucznica przy odrzwiach
lub c· innego z wszystkiego tego, co ludziom jest da
neje»li nie jest zabrane aby» sią pyta dlaczego.
Czyli los jest niewiast wzrokiem gonic urawie
Albo mąem gonicym dz co straci na zawsze
Albo biaym oseskiem co jest cho© nie wie o bycie
Moe hydr siedmiob, albo niedojn sfinksic?
Niech odpowie Ajsklepios patron nieludzkich doktor·w
Czemu znowu o losie; Muzo uciekasz od wtku.
W starym chramie w opoce tr·jn·g gdzie »lady odcisn
Sowo Achill odkryto mąsk skre»lon prawic
(Cho© do szkoy nie chodzi, nie by z pewno»ci ma½kutem)
Co
tu robi Achilles jakie zagnay go losyTutaj, kądy los ludzki zieje rozwart mgawic
Niczym gąba rozwarta ©woka, co wierzy w demony
Jak kto» pszczoom sią kania, trutnie wielbicy nabonie
Kiedy inny w bar© wkada ramią i siąga do gąbi?
Wiącej pyta½ powraca je»li ocala Achilles
Kto pozosta na ertwą sąpom na ziemi troja½skiej
Kto nie zazna nic prawie z tego, co ludziom jest darem?
Kt·ry czytasz te sowa porzu© wszelak nadzieją
Ty nim jeste» i nie my»l e nie potrafi kapanka
Ani suka kapanki ni suka suki kapanki
Ani wszelki byt ludzki schodzi© z padou niesko
ryZmieni© czek·w miejscami; czyme s lata i wiorsty
Czyme mile eony. Przeto bdč mąny, herosie
Z losu mgnienia zrzdzenia, nawet gdy sam w to nie wierzysz
I padajc na strzale, ni
czym komandos na minieWestchnij za suszn sprawą: niech yje emancypacja.
- - -
Cho© nie jestem zbawc ludzko»ci
Ni prorokiem drapanym w piąty
Czasem we mnie ta my»l zago»ci
Jestem wykląty
Wdam sią w pierwsz lepsz fujarą
Co post mortem w ten dese½
plecieCo zostanie po mnie? Stron parą
Na Internecie
Cypek Norwid wbija zb w »cianą
Te mam wprawą w klepaniu bidy
Lecz kto skaza mnie na tak zwane
Ciąkie norwidy
Piszesz pi·rem trzema czterema
Sawy potd, co twoja klitka
Na wieszaku jest, czy ju
nie maCzapka norwidka
Czy mi al nie m·wią e wcale
Wszystko ma swoje dobre strony
Przyjdzie czas m·j kitą odwalą
niedoceniony
Nie ma mowy, chyba te wiecie
Bo nie jestem a takim joopem
Jecha© na wilczurzym bilecie
Ani nie open.
Po kolei czy nie pokolei
Kady wykrot miewa sw·j
kraniecJa te nie traciem nadziei
Zosta kaganiec.
Sko½cz dwa zakochane robale
Miodowy miesic na dnie mojej gowy
Bądzie cud facet nieznany wcale
Nagle kultowy
Powie kto» kryguj sią,
Wania-wstania Bo lubimy to my pismaki
Bywam trudny do wytrzymania
Lecz nie a taki
Kto przejmuje sią, najmniej wsk·ra
May krok to ku ocaleniu
Ale kiedy za»wita dziura
W mym przeznaczeniu
Kiedy w ko½cu jak grafomana
Poknie mnie biblioteki katalog
Aklamacj trumna ma przykle
panaA mia
by dialogGdy to czytasz drogi Kolego
I ju my»lisz witamy w klubie
To sią pewnie pytasz dlaczego
Bo ja tak lubią
- - -
Wiewi·rka na czubku drzewa
U»miecha sią do gincego so½ca
patrzy na Ogr·d Luksemburski
Wiatr z p·nocy askocze j w ogon
Patrzy w dal moe jej al moe
Ma jeszcze inne pomysy
Zej»© z drzewa i to jeszcze na dw·ch apkach
I potem ale to nie moment na arty
Jeszcze wida© Ogr·d Botaniczny
Chciabym by© tak trawk mie© dug aci½sk nazwą
Tablicz
ką i resztą: to, czego nie ma, a coCzyni to, e sią jest czym» specjalnym
Oboki pod nieba hemem
Patroluj ulotnym szwadronem
Po widnokrg bąkitni huzarzy
Rozsiewaj bąkitny tątent
Z traw wypeza aksamitna mga
Jakby dzi» sią zrodzia, dziewicza od skojarze½
Czy j
u zaraz nad miastem zechce zabysn© unaZwyka nocna una nad zwykym nocnym miastem
zapomniaem sią przedstawi© moe to i dobrze
nazwisko niewasze ko½czy sią na -itzky
resztą wida© szlify generalskie
orze bez kompleks·
w na pikelhaubieczy cieszą sią, e na stare lata
dane mi byo odwiedzi© to miasto
Jeszcze tutaj nie zrobili z owsa ryu
A za p·čno, by zbombardowa©
Bastylią
Syn sią rwa na abojad·w nie pu»ciem
Siedzi w szkole junkr·w na baczno»© wkuwa musztrą
Strzelanie i taniec taniec i strzelanie
Jak go znam gryzie biae rące do krwi
I nie bądzie sią uczy© francuskiego
Tylko musztrą taniec i strzelanie
Jeszcze sią komu» nie spodoba
e sią nazywasz na -itzky
Jak mnie zechce zobaczy© na oczy
Dam mu bukiet paryskiej konwalii
Tutaj ju posprztali
barykadyBardziej na p·noc czeka jeszcze parą powsta½
So½ce jest ju u siebie w tej krainie
Gdzie podobno wszystko jest proste
Schnie konwalia w tomiku Rousseau
To ja ju p·jdą
- - -
Ju piątnasta na zegarze
Mrok zapada, czarci czas
Patrz pod nogi, Baltazarze
Bo obrobi znowu nas
Sp·jrz »witynia byszczy moe
Wreszcie szczą»cie sprzyja nam
Na pergamin sp·jrz Melchiorze
Czy to tam nie to nie tam
Znowu miasto hotel bazar
gdzie kto ywy ceni sią
Melchior Kacper i Baltazar
Patrz w ksiągą jes
zcze niePrzecie my go nie znajdziemy
W jakim »wiecie kiedy gdzie
Nie truj Kasprze kt· jak nie my
Przecie szukasz, wiąc sią ciesz
Tu go znaleč© co» takiego
Dugo bądą buty dar
Inny nie ma nawet tego
Trzeba ceni© kady dar
Graj harfy skd nikt ni
e wieI blask nagy zbija z n·g
W resztkach somy w starym chlewie
To nie bąkart ale B·g
Nie zostao nic po trudzie
Trwoga z serca niby gaz
Trwaj sek
undo. Id ludzieWstawa© kr·le na nas czas
O zy lejsi i prezenty
Bro½ za pasem, nogi te
Wiąc znalaze» jeste» »wiąty
Tu s ludzie wiąc sią strze
Kosmologia astrologia
Klejnot na dnie siedmiu m·rz
Kady pyek chwali Boga
A e ludzie s, to c·
Lubi Boga bra© w ajencją
Rn© sią o to, lepszy czyj
Trzeba odej»© w tym momencie
Jak masz dokd, to sią skr
yjWrza»nie kto» nieczysta sio
Drugi sią ukoni w pas
Powie trzeci nic nie byo
īwieci Gwiazda na nas czas
- - -
gdybym sią zn·w dowiedzia, e premier mego kraju jest szpiegiem
urwabym mu jaja
(zakadajc, e jeszcze jest co
Jak kraj szer
oki po grobach kwiknąliby z rado»cioczywi»cie, e im sią upieko rzeką kwiknąliby z rado»ci
jak »wiat »wiatem historia histori kwiknąliby z rado»ci
bierut i sp·ka
gomuka i sp·ka
ich nastąpcy i sp·ka
ale sią im upieko
spojrzenie szerokie i pojemne niczym most
rozoyste niczym db um·wmy sią, e nie pocki
c· jest bardziej bezgraniczne chyba naiwno»© poety
przepraszam, odwoują bierut by prezydentem
Bhagawadgita
Arjuna jedzie poprzez pole ci,
kt·rzy znaj rzecz wiedz, e tak nazywa sią indyjski czog
trzeciej generacji
a to nie jest Kuruksetra tyko Tamil Nadu
Dwa Tygrysy skryte po»r·d bruzd ujrzay go pierwsze.
Bracie m·j Tygrysie m·wi drugi Tygrys
czoo mi potnieje a Kaasznikow z rk wypada
Po c· przemoc i walka na co nam zwyciąstwo
czy potrafisz mi to wyja»ni©? a poza tym
mamy tyko jeden
granatnik co gorsza z Huty śabądybracie m·j Tygrysie pierwszy Tygrys odpowiada
ja nie jestem Guru Nanak ani te John Rambo
wiąc ci nie powiem czy czogi winny jecha© wskro» przez pol
awiem tyle e m·j guru kt·ry uczy mnie wojny powiada
"albo my ich albo oni nas".
Nazywa sią Sasza, podobno
zgin w Afganistanie, ale moe
to nieprawda, a poza tym
zostay nam jeszcze dwie rakiety, albowiem
albowiem powiedziano bracie m·j Tygrysie
ko
chajmy sią, a take: nie dajmy sią.Arjuna jest ju bli
sko. Ma solidny cekaemA celowniczy r·wnie w szkole mia religią
i bez wtpienia dalszy cig zapowiada sią interesujco
Woanie do homo besan¹onicus *
M·j pradziad by generaem
Wodzi puki kira
sjer·wmia od cara co» order·w
Za co ojca nie pytaem.
Me podeszwy zelowane
nie stanąy na pochodzie
Czasem ząby wbiem w »cianą
pierdoliem to, co w modzie.
Przebidziem czas komuny
bez mącze½stwa i bez winy
Gdy skamlali gos do urny
M·j wrzucaem do u
rynyPiorą gacie zwykym proszki
emGdzie mi sią podoba chodzą
Praca nie jest dla mnie bokiem
Ani »migy Rydzyk wodzem.
Ja nie jestem wasza modzie
ani pracujca masa
Niech homo bezansonikus
pocauje mnie pod odzie.
yciem yją, »mierci giną
jam nie tusz w twym pi·rze wiecznym
Znajdč dziewczyną, stw·rz rodziną,
zajmij sią czym» poytecznym.
Opraw w ramki twe pojącie
zieloniutkie niczym fikus
U»miech - i w ty zwrot na piącie
o homo besan¹onicus
* homini besan¹onici - tak, wiem, wiem
- - -
Bohaterem
poniszego tekstu jest niejaki Walter, esesman,zatrudniony w obozie w O»wiącimiu. By on autorem prawie
wszystkich zachowanych do dzisiaj zdją© O»wiącimia, kt·re
stanowi zasadniczo jedyn dokumentacją tego, co tam sią
dziao. Do dzisiaj pozostaj cakowit tajemnic pobudki, dla jakich tego dokona.
īwieci O»wiącim. Pon popioy. īnieg krwi zbrukany.
Razem zczeni w piecu endecy i Lud Wybrany
Sen o gehennie. Straszliwa bajka. Pieko rozwarte.
Dymi kominy. Grzechocze leica. Esesman Walter..
Szlac
htuj ludzi. Skrwawiona trawa. Gorzej, ni w yciu.Mierzy obiektyw. Szcząka migawka. Szloch tonie w wyciu.
Popioy yda Greka Polaka i jeszcze kogo
Przyszli Sowieci to da drapaka. Soli na ogon.
Dym w pucach staje. Smr·d y© nie daje. Popi· sią bieli.
Czasy mijaj. Przyjd nastąpni. Bąd wiedzieli.
Czy im kazali? Moe sią bali? Byli szaleni?
Moe wierzyli? Zostay zdjącia. Jak to co» zmieni?
Tu zote ząby. Tu wos·w kąby. Tu tuszcz na mydo.
Czy te co» chowa? Fotografowa. ycie mu zbrzydo?
Czy k
to» mu kaza? Czy kto» mu paci? czy mu odbio?Nikt go nie spyta, sądzie ni kaci. Lecz warto byo
Jego »lad ginie. Czy we Argentynie? Moe w Brazylii?
Nie przey so½ca? y z tym do ko½ca, a go zabili?
Wr·ci do domu, nie rzek nikomu, a zmar lub zgin?
Wiemy tak mao. Czy čle sią stao, e sią rozpyn?
Zaku© w kajdany. Twarz do »ciany. Kaza© powiedzie©.
C· by powiedzia? Czy sam to wiedzia? I po c· wiedzie©?
Czy tak by© miao? Bo sta© sią stao. īwiat »pi spokojnie.
Zawsze i wsządzie bądzie, co bądzie. I nikt nie pojmie.
- - -
jak w glebą, to z fasonem;
bo to sią zowie chwaa
tw·j proch na cztery wiatry, a dusza B·g wie gdzie
bo gdy Titanic ton, to cho© orkiestra graa
A gdy Heweliusz, jako» nie
Tam orkiestranci grali i ksiąa spowia
daliDa© mogli absolucją i ratuj sią, gdy czas
W Powstaniu kapelani przynajmniej przedtem dali
Z czniczk ten ostatni raz.
Dzi» na dnie zotych ząb·w szukaj szkopskie szczury
Bobruj w»r·d popio·w co znajd hajl
zyg zyg0ficerowie ywi, bo przykad
idzie z g·ryA z g·ry im nie zagra nikt.
Litwa Å90
Radziecki misiu lecia na miotle
I w szponach ni·s okowy
Nagle zgas telewizor
Komedii sko½czy sią czas
Miasta i lasy i tyle powietrza
Polska jest polska Litwa litewska
I niec
h Hodowcy Wyszych Racji bujaj sią a nie nas
- - -
Mknc po liniach prawdopodobie½stwa
wraz z caym Wszech»wiatem B
kujemy do egzaminu
a co jeden to lepszy
Zygmunt I Krwawy
Podstąpnie uwiązi o»lepi wykastrowa
ostatniego ze »witobliwych modziank·w
Szpitala Naj»wiątszej Marii Panny Albrechta.
Resztki wyci do nogi stoowej
koem ama, ziemie przykarauli.
Ziemia ze wstrątem pochonąa
Podstąpnego niegodziwego satrapą.
Wadysaw IV Zaprzaniec
wyrzek sią jedynej susznej wiary
R
y nosem pod ikon, aby zosta© carem.Jego potomki do dzisiaj
pozostay bastionem reakcji
kt·rej nie zaszura byle drendot z demobilu.
Hi
storia ycia belferkaKiedy nas nauczy
kocha© i przebacza©?
Nastąpnym razem rodzimy sią we Wszech»wiecie A!
- - -
A Arciszewski, Krzysztof heretyk y od do
nie podoba mu sią go»© to wsadzi mu kulką w brzuch
kondotier awanturnik dowodzi flot brazylijsk
potem wr·ci i uczy odlewa© armaty
i z nich wali© do Szwed·w
B Bem J·zef te genera i te na armatach
dobry
Polak w»r·d Polak·w dobry Wągier w»r·d Wągr·wmuzumanin w»r·d Turk·w
Czarniecki przycisnąli go w za przeproszeniem
Krakowieto go podda
A potem da im popali© i nie raz
A potem raz stali on oni a miądzy nimi woda
zreszt ni ciepa ni gadka ni sodka
wiąc kr·cicą za konierz i nura i za pi·ra
eby sią pytali w swoim ichnim raju
czy wycisk by od hetmana czy szatana
co moe i przez morze
o kurwa zosta jeszcze cay polski alfabet
i jeszcze dziura po no powiedzmy Ondraszek
przynajmniej mia porzdny obuch kt·rym pra miądzy oczy
i ten alfabet co ma swoje 24 doda© 9 nie da sią ukry©
i wiem ju nie docigną nawet do Ehrenberga
syna cara, kt·rego ruscy nie umieli nawet porzdnie rozstrzela©
i co to za pomys eby poeta
bawi sią w patafiana co pisze encyklopedią
jak paru patafian·w
jak paru naprawiaczy
jak paru nawiedzonych
jak paru »wiatzmieniaczy
dzie½ dobry
Copyright c by Jan Riesenkampf 1999
http//riesenkampf.tajmahal.net
Projekt okadki i strony tytuowej µ autor
Druk: Efekt sc. Ul. Lubelska 30/32, Warszawa
Wydawca: Lampa i Iskra Boa, Warszawa 1999
ISBN .........