byle tylko

dogrzebać się do mięcha czuje stary filozof

kolana już nie te i kręgosłup nie trzyma pionu

a przecież

 

byle

dobrać się do mięcha tam tam tam

skąd to się wszystko bierze gdzie nie potrzeba

tak jakby jak gdyby       wszystko jest

już nie będę się pytał co będzie jak wszystkiego nie będzie

ani gdzie będę gdy nie będę

gdy pogrzebią gdzieś pod płotem coś co przecież nie jest mną

 

a ja nie będę się pytał gdzie pójdę

przez styx w płomienie ogród pełen hurys

 

a ja po prostu nie będę się pytał

o nic, o najmniejsza kropkę na średniku

kreskę nad o ciapek nad umlautem

 

bylem tylko zdążył

bylem tylko zdążył

 

końcem myśli po zrębach świata tutaj wewnątrz czaszki

wiem wiem przyziemne aluzje neurochirurg skalpelem po korze

laserowa głowica po dysku

któż potrafi zrozumieć to coś jedyne w swoim rodzaju

drążyć i drążyć i drążyć

krążyć i krążyć i krążyć

 

byle tylko zdążyć

byle tylko zdążyć

 

teraz powinna być puenta nie wiadomo

czy on zdąży czy w ogóle jest jakiś on

czy jest coś w czym się zdąża czas los pchła pod bogów podszewką

 

ale niech mu to będzie ale

ale niech będzie mu dane

niechaj to będzie mu dane

 

 

 

Ach kiedy dojdzie wreszcie do mnie

zera dziesiętny separator

Nie będę  mšdrzył się przytomnie

nieboszczyk czy reinkarnator

 

Nie chlipcie, że braciszek łata

dał wreszcie nogę z tego œwiata.

Dokšd? to sami zobaczycie

Ja wierzę, że nie w samo życie.

 

Kwiat też  chce przeżyć żadnych wieńców

od kumpli ni od pierdoleńców

Niech wam też ziemia będzie lekka

i spierdalajcie, życie czeka.

 

Zostanie po mnie bajzel z ciałem

Ni w trumnę przodem, ni też tyłem.

Powietrze, które wypierałem

palanty, których pierdoliłem.

 

Horyzont skończył się pomału

Co nie postali, nie poczuli

Że bliska jest koszula ciału

Lecz bliższe ciało jest koszuli.

 

Nie rób z żałoœci kociokwiku

œwiętoszku oraz żałobniku.

Zwróć się do własnej dupy tyłem

I nie pamiętaj już, że byłem.

 

Nim przy œniadaniu ginekolog

opryska kawš mój nekrolog

Nim premier co nie w ciemię buty

zakaże odwalania kity

 

 

Spojrzę na œwiat, pomyœlę błogo

Kto z nas mas bardziej dosyć kogo

Nakryję się racami dwiema

Cieszšc się, że mnie wreszcie nie ma.

Płynie archanioł wokół ogrodu

Cacy, porzšdek, ład

Wtem w tršbkę zwija się nos od smrodu

Ogrodem pełznie gad.

 

Stanšł mu puch na œrodku głowy

Na widok hydry tej

Rzuca się anioł w lot nurkowy

Będzie jednego mniej.

 

 

Wykrzyka pełem animuszu:

Martwaœ, paskudo! - lecz

Tego nie było w scenariuszu

Paskuda też ma miecz

 

 

Pod łóżkiem skórę twš rozœcielę

Już nie pomoże nic

Ogromnie przykro mi aniele

Paskuda też chce żyć

 

 

Jednym rozpłatam ciosem gada

Każdy hagiograf wie

Wrzeszczy, a szczęka mu opada

Paskudzie jakoœ nie

 

Cofnšć nei można oła historii

Jest powiedziane tak

Dla większej majestatu glkorii

Ciebie ma trafić szlag

 

Dziewnie mi miła moja skóra

Jak nie wiadomo co

Smoczek anioiłka casp za pióra

I pierdut no i po

 

 

 

 

 

 

 

Arlekiny w oceanie

 

majš zębów pełen ryj.

 

Tylko colgate Tylko colgate

 

Widzisz Omo to się kryj

 

 

 

Każde ciało się oddało chociaż raz

 

A jak ciało, to mydełko Kfa

 

Pamiętaj, pamiętaj, tu się nie pętaj

 

Bo cię gliny zwinš i będziesz dolinš

 

 

 

A kto tak pięknie gra

 

To Robin Hood (czyli ja)

 

Kochany nie rób takiej miny

 

Nie ja jestem winny, tylko arlekiny

 

 Zasiadł Bóg, że rzecz wyłożę

 

W majestacie swojej chwały

 

Diabeł rzekł mu Panie Boże

 

Jakiż niebyt doskonały

 

Po co stwarzać niebo, morze

 

ziemię, chmury oraz lšd

 

Diabeł w kułak się wyszczerzył

 

Bóg i tak mu nie uwierzył

 

Jak wiadomo stworzył homo

 

ksywka sapiens to był błšd

 

 

 

 

 

Siadł na tyłku Piast Kołodziej

 

Z cienia wyszedł druid dobrodziej

 

Rzekł: jak rzekł poeta Hołuj

 

SiedŸ na tyłku i nie kołuj

 

Koło dziwna to figura

 

Czyż to nie klasyczny sšd

 

Powstał Piast i się położył

 

Powstał, wyszedł, twarz otworzył

 

I hip hurra obrósł  w pióra

 

Niczym kura to był błšd

 

 

Był raz Zygmuś ksywka stary

Berlo mial jak 2 fujary

Mial koronę i płaszcz z futra

Chcial z Krzyżaka zrobić lutra

 

Miłosierdzie przebaczenie

Kochaj wroga jak ci zmiękł

będzie przyszłe pokolenie

gryzło palce na sam dźwięk

 

Jądruś Kmicic z dobranocki

wroga rżnął aż sam się dziwił

Był Pułaski i Potocki

Był Czarnecki i Radzwil

 

Czarne marki złote ruble

jedne w szereg drugie w rząd

Skąd ich tyle w jednym kuble

Zgadnij sam ja nie wiem skąd

 

 

Pośród wichru gradu szaci

PełŸli raz konfederaci

 

Jakaś to diabelska sprawa

Po co innowiercom prawa

Zaraz głowę król nam gach da

Szable w dłoń z garłaczy doń

i już szlachta i już szlachta

jak mšż jeden wali w koń

 

 

Tracił człowiek  uciskany

Życie, wolnoœć, oraz mienie

Prał poeta łbem o œciany

Wyklinajšc przeznaczenie

Kto był górš? zawsze Oni

Skšd ta pewnoœć? Nie wiem skšd

Ale niechaj Bóg mnie broni

bym miał rzec, czy to był błšd

 

 

Od Staništek po Poronin

Gdzie swe Ÿródła Bzura bierze

Nie zaginie pamięć o Nim

Bezimiennym bohaterze

co kikował kalkulował

cierpiąc fiskus karcer chłostę

krew+blizna jest ojczyzna

cóż jest jeszcze bardziej proste

 

 

 

 

Kiedy urzšd znać o sobie

Da niewinnym Ci szelestem

Nie myœl: co ja tutaj robię

Pomyœl lepiej: ja Nim jestem

 

Miast podziwiać uniżenie

Sejm, premiera oraz rzšd

Chciej do Stwórcy wznieœć westchnienie

Za nasz wielki, wspólny Błšd

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

umrę cały mniej jeden ptaszek na spisie ludnoœci

umrę cały panowie szkoda jest waszych metafor

 Czegoż jeszcze mi trzeba?  klaskań wypocin litoœci

co się maja do rzeczy jak do stokrotki kalafior

 

czy mnie wiersze przeżyjš? Ucha nastawcie piraci

papier mniej zaczerniony równo, niż tamten na rolce

Ciau krasiccy œwietliccy ważyki i bohomolce

Jeœli nawet przeczyta grosza ci goœć nie zapłaci

 

każdy kiedyœ ma ciało by mu wymyœlać od œcierwa

Choć cierpliwie mišchało trawę etanol kondony

fizol chodził na wuef psychol zań truł za miliony

 

pamięć - œwięta, œwietlana- dla mnie wštpliwa rezerwa

I niech nic nie zostanie; szelest papieru, brzęk monet

ale kończyć wypada; to miał poodobno być sonet

 

Diana leży w angolskiej ziemi

 

 Diana, która chciała za Araba.

 

 Supermarket sprzedaje tony kwiatów

 

Jedzie działo na  nim miast pocisku

 

 blond utleniony kurczak tamaguchi

 

 

 

 Idš  sznurkiem angolscy komandosi

 

 Irlandczyk ruszy rzęsš i już trup

 

Chłopcy jak œwieżo malowane

 

Tylko miny kłujš ich w œliczne nóżki.

 

 

 

 Półgębkiem ziewa angolski lewek

 

Ja się nie boję dentysty

 

 Ponosi tylnš łapę nawet Bur  nie zaszura

 

Głupi Gandhi głupi ksišżę Poniatowski.

 

 

 

Czapki z głów gacie z tyłków

(cisza we wsi idŸcie bez zboże)

Bo Angol przezywa katharsis

 

Kto winny kto winny złapać i posolić

 

Wszystko Żydzi wszystko paparuchy

 

 

 

 Koniec transmsji, gaœnie telewizor

 

Za oknem czekajš uroki demokracji

 

 Gdzie ja podziałem zaległe rachunki

 

 Ależ ona wtedy musiała być szczęœliwa.

 

 

 

 Kto ziemi nie dotknšł ni razu

 

 Wedle Thatcher ukazu nie może być w niebie

 

 Dziękujemy wszystkim, proszę westchnšć z ulgš

 

 I przekręcić gałkę.

 

 

 

 Diana leży w angolskiej ziemi

 

 Diana, która chciała za Araba.

 

 Jedzie działo na  nim miast pocisku

 

 blond utleniony kurczak tamaguchi

 

 

 

 

 

 Zasiadł Bóg, że rzecz wyłożę

 

W majestacie swojej chwały

 

Diabeł rzekł mu Panie Boże

 

Jakiż niebyt doskonały

 

Po co stwarzać niebo, morze

 

ziemię, chmury oraz lšd

 

Diabeł w kułak się wyszczerzył

 

Bóg i tak mu nie uwierzył

 

Jak wiadomo stworzył homo

 

ksywka sapiens to był błšd

 

 

 

 

 

Siadł na tyłku Piast Kołodziej

 

Z cienia wyszedł druid dobrodziej

 

Rzekł: jak rzekł poeta Hołuj

 

SiedŸ na tyłku i nie kołuj

 

Koło dziwna to figura

 

Czyż to nie klasyczny sšd

 

Powstał Piast i się położył

 

Powstał, wyszedł, twarz otworzył

 

I hip hurra obrósł  w pióra

 

Niczym kura to był błšd

 

 

 

 

Był raz Zygmuœ, xywka Stary

Berło miał jak 2 fujary

Miał koronkę i płaszcz z futra

Chciał z Krzyżaka zrobić lutra

 

Miłosierdzie przebaczenie

Kochaj wroga, jak ci zmiękł

Będzie przyszłe pokolenie

Gryzło palce na sam dŸwięk

 

 

 

 

Poœród wichru gradu szaci

PełŸli raZ konfederaci

 

Jakaœ to diabelska sprawa

Po co innowiercom prawa

Zaraz głowę król nam gach da

Szable w dłoń z garłšczy doń

i już szlachta i już szlkachta

jak mšż jeden wali w koń

 

 

 

 

Brał okupant ze szkół znany

W jasyr godnoœć, Ÿycie, mienie

Prał poeta łbem o œciany

Wyklinajšc przeznaczenie

 

Miałkie cisze, krwawe zgiełki

Wszak nie idzie nic na marne

(od piramid aż po Marnę)

(lewki)Misie, ptaszki, w tym orzełki

(maœć dowolna, głównie) DuŸo głów i wszystkei czarne

 

 

 

Jšdruœ Kmicic z dobranocki

Wroga prał, że sam się dziwił

Był Sowiński i Potocki

Był Czarnecki i Radziwił

 

Czarne marki, złote ruble

Jedne w sszereg, drugie w rzšd

Skšd ich tyle w jednym kuble

Zgadnij sam ja nie wiem skšd

 

 

 

Od œubianki po Poronin

Gdzie swe Ÿródła Bzura bierze

Nie przeminie pamięć o nim

Bezimiennym bohaterze

 

co kikowal kalkulowal

cierpiac fiskus karcer chloste

krew+blizna = jest ojczyzna

cóŸ jest  jeszcze bardziej proste

 

 

Kiedy urzšd znać o sobie

Da niewinnym ci szelestem

Nie myœl co ja  tutaj robię

Pomyuœl lepiej ja nim jestem

 

Miast podziwać uniżenie

Sejm, premiera oraz rzšd

Chciej do Stwórcy wznieœć westchniujenie

 Za nasz wielki, wspólny Błšd

 

 

 

sam jestem ciekaw

czy to bardzo łacińsko brzmi krytykologia

 

ale każdy pisacz

ma swojš prywatnš cybernetykę krytyka

mam bo ma i tyle

 

ja sam wiele w tę naukę nie włożyłem tylko krótkie

każdy jest krytykiem wszystko jest krytykš

 

ale chciałbym kiedyœ rano wstać pójœć na pocztę posłać tomik

redaktorowi co nie czuje się Herrgottem

ani też herenfolkiem ani też demiurgiem

mogšcym podle woli stworzyć mnie z grafomana

 

zapewne pokora wobec tekstu to niekoniecznie brzmi dumnie

i nie musi go wdychać białym proszkiem od dilera

 ni go brać tak naturalnie jak oddech rosy o poranku

ale nie chcę współautora spojonego swš demiurgiš

co dopisze twym wyskrobkom kolejne piętnaœcie wymiarów

 

ja wiem każda hera ma swego dilera (wydało się, żem poeta

ja wiem że dziœ żeby się nie dać trzeba się sprzedać

i lepiej żebyœ sprzedał się ty niŸli ktoœ twojš skórę

 

 

wiem że kiedyœ trzeba zaczšć by nie skończyć

na ciężkich norwidach albo i w czapce norwidce

już już lecę

jeszcze tylko przysišdę ten raz by parokroœ powtórzyć

 

 wszystko jest krytykš każdy jest krytykiem

 -----------------------------------------------

Ja sam nie wiem czy zrodziłem się by pisać wiersze sztuki

 Może każdy diabeł ma swojego Boga

Ale pora bym wyrównał mój dług wobec tej nauki

Imię której jest krytykologia

 

Ja też chciałbym rano wstawszy uœmiechnšc się w dzień a potem

Pójœć na pocztę wysłać tomik z brzaskiem rana

Facetowi gdzieœ w redakcji  co nie mieni się Hergottem

co mnie stworzy jeœli zechce z grafomana

 

niech nie wdycha moich tekstów białym proszkiem od dilera

niech nie rzuca się w nie niczym w czarci parów

ale nie chcę kopoety demiurżštka transformera

co mej muzce doda dalszych sto wymiarów

 

 

Ja nie z tych, co wymyœlajš od niektórych swej publice

Ona zawsze rację  ma swš nie jest głupia

Lecz mi na co  kryptocenzor co wywróci mnie na nice

Zametkuje zaczaruje poupupia.

 

 

Nie mam z tego ani chleba ni rodzynka do bakalii

Może właœnie to pisane mi i kwita

Lecz nie będš pomywacze mi do garnków zaglšdali

 Nawet jeœli nikt mnie nigdy nie przeczytaWiewiórka na czubku drzewa

Uœmiecha się do ginšcego słońca

patrzy na Ogród  Luksemburski

Wiatr z północy łaskocze jš w ogon

 

Patrzy w dal może jej żal  może

Ma jeszcze inne pomysły

Zejœć z drzewa i to jeszcze na dwóch łapkach

I potem  ale to nie moment na  żarty

 

Jeszcze widać Ogród Botaniczny

Chciałbym być takš trawkš  mieć długš łacińskš nazwę

Tabliczkę i resztę: to, czego nie ma, a co

Czyni to, że się jest czymœ specjalnym

 

 

Obłoki pod nieba hełmem

Patrolujš ulotnym szwadronem

Po widnokršg błękitni huzarzy

Rozsiewajš   błękitny  tętent

 

 

Z traw wypełza aksamitna mgła

Jakby dziœ się zrodziła, dziewicza od skojarzeń

Czy już zaraz nad miastem zechce zabłysnšć łuna

Zwykła nocna łuna nad zwykłym nocnym miastem

 

 

zapomniałem się przedstawić może to i dobrze

nazwisko niewasze kończy się na -itzky

resztę widać szlify generalskie

orzeł bez kompleksów na pikelhaubie

 

czy cieszę się, że na stare lata

dane mi było odwiedzić to miasto

Jeszcze tutaj nie zrobili z owsa ryżu

A za póŸno, by zbombardować

Bastylię

 

Syn się rwał na żabojadów nie puœciłem

Siedzi w szkole junkrów na bacznoœć wkuwa musztrę

Strzelanie i taniec taniec i strzelanie

Jak go znam gryzie białe ręce do krwi

 

I nie będzie się uczyć francuskiego

Tylko musztrę taniec i strzelanie

Jeszcze się komuœ nie spodoba

że się nazywasz na -itzky

 

 

Jak mnie zechce zobaczyć na oczy

Dam mu bukiet paryskiej konwalii

Tutaj już posprzštali barykady

Bardziej na północ czeka jeszcze parę powstań

 

 

Słońce jest już u siebie w tej krainie

Gdzie podobno wszystko jest proste

Schnie konwalia w tomiku Rousseau

To ja już pójdę

 

 

 

 

              `

 

Rano   się zbudzę  stane  pod tuszem

i lustra zaptam  się

czy  jestem jeszcze tym  pieprzonym    geniuszem

a lustro  odpowie he! he!

 

 

Niezła œpiewka szkoda ze stara

siódmy z taœmy Arturze Rimbaud

nie pomoże ani wiagra ani wiara

pierdut i po

 

 

 

Bolid nie komet kometa nie słonce

Słonce nie piorun piorun nie grom

ty kiju zloty co ma 3 końce

się mówi pardon

 

 

nie pomoze tomik na komodzie

cienki sliwski latweo wsadzic w rzyc

byles g;listš w rajskim ogrodzie

trza było żryć

 

 

ktoœ pofdeprze się symbolami

krzyżem gowš w dół albo wzwyż

Nie chcę Boże nad połoninami

chcesz to mnie pisz

 

Gdzie atmosfera ogolnej troski

I walki z buszujacym zlem

Gdzie jestes panie majakowski

I cala reszto panow M.?

 

Czy polegl albo w ogniu splonal

Czyz nie jest slusazsny to kierunek

A moze przeszedl przez zielona

Albo na wlasny rozrachunek.

 

Mysl o komornym vacie chlebie

Bo symbol, jak ja zycie znam

Zadbal skubany już o siebie

A zywy czlowiek zostal sam

 

Pisal, stypendia inkasowal

Ze szkopa nie raczyla  Wanda

A potem wzial zdezerterowal

I zostal kto? Ty: cywilbanda

 

Spasl się biedaczek Bogu dzieki

Nie czuje, ze czas jego minal

Wszak symbol ci nie poda reki

Gdy ciemna wleczesz się dolina

 

Nie wciagnie cie na swe orbity

Nie wykraska cie z obiezy

I Bog, chyba ten spluty zbity.

Kto dzis w takiego Boga wierzy?

 

Busola się od kaca slania

Gora gdzie dol był dol gdzie gora

Demiurgow koncza się zmagania

Co pozostalo? czarna dziura

 

Robisz dokładnie to, co trzeba

I coraz rzadziej myœl ucieka

Z kraju, gdzie okruszynę chleba

Podnoszš ale nie człowieka

 

I będziesz w szkole repetował

Smoka nie chciała pieprzyć Wanda

A symbol  wzial zdezerterowal

I zostal kto? Ty: cywilbanda

 

 

 

 

 Zostańmy przyjaciółmi" jeszcze drzwi skrzypnęły w sieni

i tyle

 jesteœ sam i niech inni się pytajš

  jesteœ sam i co z ciebie jest za samiec

     jesteœ sam i jak ty w ogóle jesteœ

 ona była jakże wtedy było być

 i nie ma

 

 jesteœ sam to jest również rzecz mężczyzny

bo któż tak umie stać i nigdy nie uklęknšć

 

i nikt nie ujrzy że ty leżysz skulony jak pies

i niekoniecznie ona teraz pręży się jak kotka

 

i przyjdzie wiosna dreszcz przednówka

Można nawet wzejdzie meszek mi na dłoni

i będzie po będzie dalej będzie inna

 

właœnie drzwi skrzypnęły w sieni stygnie krzesło jeszcze ciepłe

jesteœ sam

Chciałbym być 

daleko kochać huryski w Ravalpindi

dobra myœl

kochać huryski w Ravalpindi

 

Ciepła i wierna jest huryska

/jak sama Hanna Schygulla

/bo ja też jestem ze œlšska

 

Przednia myœl

kochać huryski w Rawalpindi

aRs poetica

 

 

palec, co raz spojrzał ku księżycu

mruga oszukańczo martwymi morzami

nauczysz się  ludzi czadzić  - będziesz twórcš

bzdura na bzdrędze pnš się coraz wyżej coraz wyżej coraz wyżej

 

Stwarzać  Boga i ubóstwiać czarta

wieœć z sobš zapasy fajnie na papierze

 

papier doœć cierpliwie

               butwieje i płonie

jeden, co jest mšdrywiersz

jest mózgiem płynšcym po œcianie

(intelekt dšży, kędy chce)

idę w cholerę klnšc w żywy kamień

i nie pytajcie czemu klnę

 

słońce

kica po dachu ku rynnie

kitš wachlujšc niczym skunks

dzieci się gapiš mało dziecinnie

dach œrodek krawędŸ wielkie bums

 

chmury

z sobš na niebie drš koty

jeszcze ich nie zalewa krew

ani do żarcia ani roboty

błękitny figlujšcy  chlew

 

miasto

z niebem zagrywa w pingponga

i dziwnie go nie trafia szlag

glista w kanale się przecišga

uroczy betonawy wrak

 

wiersz jest

masz lepszy to ze mnš się zamień

dołożę pytę albo dwie

idę w cholerę klnšc w żywy kamień

nikt się nie pyta czemu klnę

 

 

            tak wszystko już było

            tak wszystko jeszcze będzie

            tak trzeba dbać o swoje to ci powie byle ciul

 

            tak  wszystko już było

            tak wszystko jeszcze będzie

            tak nie ma dokšd uciec ani gdzie pozostać

 

            tak możesz uwić sobie gawrę

            wœród wolnych badaczy Bożych wyroków

            albo założyć Fundację Imienia Mnie

            a tam i tak ciebie dopadnie

            a tam i tak od ciebie nie odpadnie

            to

            to

            to u ciebie w œrodku

 

 

            czego stoisz uœmiechnij się dziecię końca wieku

 przed sklepem jubilera stojšcy Szpicbródka westchnšł o Panie,

 błogosław mym zamiarom obaj wiemy, że sš paskudne, a w domu Twym nie

 zamieszkam, jak Słowacki na Wawelu

 

Myœlał Pan  jest to jednak wiara, bodaj równie wielka

jak mego najukochańszego ucznia, Apostoła Tomasza

 

na ziemie upada szkło, na ziemię upada katechizm

bierzemy w swoje ręce... mniejsza o szczegóły

 

z nieba spadł Batman, spod ziemi

kawalkada radiowozów agencji ochrony

 

ale sklep był już zrobiony a Szpicbródka

w Wiedniu dorożkš jechał przez Sobieskiplatz  bohaterzy z komiksu

ujrzeli tylko powietrze zamiast krat  i drzwi do sejfu

 a na chodniku leżało najnowsze wydanie katechizmu

 

 myœlał Pan: w Moim domu mieszkań jest wiele i w jednym

można założyć trochę mocniejsze drzwi i okna

 

 

ksiezyc zaszedl uspily się psy ezielni bohaterzy

obrali nowy kierunek: urzad zatrudnienia

 

 

Wzięli katechizm, ruszyli milczšcym szeregiem

pleniš się chmury po jeziorach

bo nie jeziora po chmurach

 

Pleniš się bo w ogóle pleniš

œię bez specjalnego bo

 i nikt nie patrzy sš widoczne

 

szumne sš chmury na jeziorach

             gdy srebro żywym bólem lœni

biel srebrzy się w wiszšcej kropli

 

   Nie wyłšczajcie budzikaCo pozostanie

za zawierzenia na złamanie karku

z   nocy niedohulanych

 z dni przespanych z wprowadzeniem do metodologii nauczania pod poduszkš

z sińców nigdy na plecach

prócz œladów farmy na murze

   zaatramenciałych kartek

     i szmat spłakanych temperš

  też sińców, tylko gdzie indziej

   ja-też-kiedyœ-marsz-do-kšta

  i pan-nie-wie-kto-ja-jestem

 

  Młodociana poetko

długie jasne oczy pod szyję

 

                   nic

          

                             w najlepszym wypadku

 

        czy w czymœ jeszcze można Ci pomóc?czy to się nazywa wenecja?

ja wiem nie widać bydła z fleszami, ktore przewala się po filmach

tylko trzy szwabki w kangurkach próbujš noicować

na krzesłach kafejki San Marco popod stopami pałacu

co tak się powtazra powtarza

jak sam dom partii

 

fajnie jest leżeć w œpiworze  pod spodem nie dudni metro

jak na Kurfirstendamm

tylko tu cišgnie od dołu od brzegu, gdzie dyndajš gondole

by jutro znów wozić idiotów dopóki sš na tym œwiecie

nawet idiota z godłem na czapce

nie spyta w swoim narzeczu

czy masz papiren

 

podobno to nie powstało samo podobno byli o bardzo dzisiejsi

podobno umieli jak dziœ

pozostałych przy życiu kupować omamiać i rżnšć  i sam nie wiem dlaczego dlaczego

równajšc z ziemiš resztę œwiata

chciałbym zostawić kawałek wenecji?

 

tylko to znów nie dla ciebie

o pištej cię znowu powiezie

granica konduktor granica konduktor

pienišdze wcišż drobniejsze i chamstwo wcišż grubsze

 

kogo obchodzi że klnšc

ten chlerny œwiat

chciałbyœ zostawić kropelkę wenecji?

relikwiarz

 

widziałem - w klapie Czarnej  Madonny

nie ma niczyjej ikony, jest tylko

                                      guzik

 

cóż to za problem chceli tylko

     tego i tego i tego może jeszcze tylko całej reszty

     a ten cały zaprzaniec Beck zaparł się bykiem i w  bek

     a guzik ani guzika

     nie damy naszego guzika

     a guzik!

 

 

     nie byłoby Westerplatte natłukli ich  ile się dało

     a potem całym tuzinem myk do nieba

     jeszcze im z dołu salutowali

 

     nie byłoby nawet tej jednej szarży  podków gšsienic œtrzępków

     hełmofonu i flaków

     na karabeli

       

    i Gretschen w czarnej sukni

     

   

    Nigdy nie byłem z masłem na Am Zoo

    Niech sobie misie w porzšdnych kojcach wcinajš masło EWG

    czekajšc, aż sami sobie pomorzemy względnie pomżemy

    bo takim pomaga Hergot i Herkancler

   

    Lecz myœlšc o Czarnej Madonnie    

    Wspomnijcie Nasz Narodowy Guzik

    Jeœli nawet nie odpadł z szat Wandy

    Co-Nie-Miała-Żółtego-Czepka

 

   

 

 

     Ani guzika stary wic i po co

     mogli mu dać tej nieszceœny korytarz

     mogli sobie nie szarżoważ na czołgi ten jeden jedyny raz

     kiedy nie było czasu zsiadać z konia a nplowi

     nie œniła się szarża furiatów na koniach i karabela w karku

     mogli nie maszerować do nieba całš szestastkš

     wytłykłszy dziesięć razy tyle npla - gwiżdżšc na Shleswig

     Holstein

 

 

 

 

Epitafium Goœki Hillar

 

To była goœka hillar jej jedyny wiersz

pozostał kiedy byłem mały nawet jeszcze

wpisywały Go sobie do pamiętników

 

Oni dożyli aż drugiej połowy wieku

roboli dzieci byli tacy szczęœliwi że nawet

gryŸli paluchy etc. - pełny egzystencjalizm

stracili kilka następnych pokoleń - zawsze coœ wszak to coœ

nosić na czele lejbelkę stracone pokolenie nic tylko dziękować

i nic, tylko tracić pokolenia

 

Ale zrobili wreszcie takie dzieci, które

szanujš siebie resztę œwiata majšc tam, gdzie trzeba

i nie kupujš ksišżek, aby w œrodku

dowiedzieć się, jak majš żyć

 

może te dzieci zrobiš następne, normalne

na widok których nie porobiš w gacie

widzšc w ich paluszkach to, co sami

chcieliby, oj chcieli przepuœcić przez rajzbret.

 

a może nie ja nie marynarz ja poetaEpitafium Goœki Hillar

 

To była goœka hillar jej jedyny wiersz

pozostał kiedy byłem mały nawet jeszcze

wpisywały Go sobie do pamiętników

 

Oni dożyli aż drugiej połowy wieku

roboli dzieci byli tacy szczęœliwi że nawet

gryŸli paluchy etc. - pełny egzystencjalizm

stracili kilka następnych pokoleń - brawo wszak to nieŸle

nosić na czele lejbelkę stracone pokolenie nic tylko dziękować

i nic, tylko tracić pokolenia

 

Ale zrobili wreszcie takie dzieci, które

szanujš siebie resztę œwiata majšc tam, gdzie trzeba

i nie kupujš ksišżek, aby w œrodku

dowiedzieć się, jak majš żyć

 

może te dzieci zrobiš następne, normalne

na widok których same nie porobiš w gacie

widzšc w ich paluszkach to, co sami

chcieliby, oj chcieli przepuœcić przez rajzbret.

 

jak już będziemy w +oo

wszystko będzie jak wszystko jest

ludzie

będš się rodzić

nie pytajšc

co ja z tego mam

będzie można wstać i  będzie sens usišœć

wyjedziemy przyjedziemy  i powrócić będzie skšd

 

kto to powiedział w telewizji

my się jeszcze będziemy œmiali

 

jest mi tak Ÿle tak Ÿle

że nie może by㠟lej

 to nie jest modne

  to nie jest piękne

 to nie jest takie prawdziwe

to nie jest niemodne więc w  modzie

to już któœ kiedyœ napisał pamiętam  ze szkoły łyskoczšc humanistycznym talentem

 to jest już raczej dęte

zwisa zmięte wyżęte

 

 już nic

 nie słuchajcie

 nie potrafcie

nie patrzcie

nie sšdŸcie bo po co

 

    Brawo

dziękujemy autorowi

następny proszę

Więdnie spagetti i wiatr uderza

w spiżowy dzwon.

 

Papież nie żyje i dla papieża

otwarty tron.

Już gryzipiórki łamiš rozumy

kto kogo z kim.

 

˜mierdzš spaliny czekajš tłumy

na biały dym,.

Za plecami jest droga drodze czasem można zaufać

puœcić się niš i w niš 

niektórzy już to zrobili  nawet

widniejš z daleka

 

za oknem jest rzeka w niej wiry wirujš  czy

w takim wybuchu powstał Wszechœwiat?

 

Drogš jedzie kareta konie zastygły w półkłusie

 no cóż niekoniecznie musi to być xišżę z bajki

 

przez rzekę skacze most z pewnoœciš ma zbożne intencje

z tym, że z mostami to różnie bywa

 

Lisa stoi odwrócona

              do tego wszystkiego

ręce ma niekształtne jakby od całkiem niedawna

nie musiała zmagać się z rzekš drogš końmi

 

I jeszcze pewnie zdaje jej  się, że jak już Paryż, to tylko na niš wszyscy patrzš.

 

Taksty zostawione po szwajcarsku: bez nazwiska, na numer acx-3301

 

 

Oczekiwane jest  porzšdne zrecenzowanie ich z udostepnienie recenzji autporom. Przepraszamy za jakoœć graficznš.

 

            acx-3301

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

=--=

   poetka   za progiem roztrzepuje włosy odkłada na wieszak

  kapelusz z żałobš

 

właœnie wróciła z pogrzebu Boga nawet

 trochę jest przejęta.

 

nie płacze płakać to nie ona z tego powodu

nikt nawet nie próbuje zanucić

 nie płacz Ewka

 

 

 

Poeta jedzie autem robi

to co każdy który jedzie autem

patrzy na drogę myœlšc, że jedzie autem przez drogę

a droga połyskuje, jak poniektóre drogi,  myœlšc, co sobie o tym

myœli  starszy kolega ekspostbitnik wkurwia się: co za przeklęty

głowonóg  ooo dobrze mi się podsumowało to trzeba wydrukować

        to się zowie

        to się zowie

        jak  to się zowie

        to się zowie

 

           o dobrze wymyœliłem

    

              to się zowie pokoleniowy klincz

 

        

 

 

pokoleniowy klincz

 

 

 

 

nie mam auta i nie czytam cudzych ksišżek

wolę baby

 które też umiejš płakać

Ewka i poeta patrzš na mnie staruszka ze szczylem

I odbija im się zgodnš salwš:

prozaik!

 

 

 

 

 

 

 

I will tell you, what

You know, what?

 

Œwiętego Franciszka pokłon ptakom

 

Bracia moi, ptacy

nieszczęœliwi tacy

 

zakuci w łańcuchy pokarmowe

Nie zaznacie czyœćca nieba piekła

o œmierć walczšc w nieprzerwanym trudzie

 

dla pamięci na Chrystusa czyny

Brnšc ku œmierci godnoœć biomaszyny

Macie jeszcze, nie jak ci tzw. ludzie

 

Œrodek grudnia Œwięta Łucja dnia przyrzuca

A zabiera trzykroć tyle długo jeszcze

Na Łysawš Górę lecš czarownice

Zaraz wracam kurz grubieje na wywieszce

I Œlšsk cały klnie Wojtaska buca.

A to pieron tak nas wywieœć w pole

Złapać gizda wbić na rożen prać perlikiem niby psa

Niespodzianka nagłe ferie   w szkole

Czarna wstšżka na kopalni kole

A pod ziemiš kamieniem robole.

Pršd  odcięli coraz gorzej nie rozróżnić nocy dnia

O mój Boże o nasz Boże jakże strajk ten długo trwa.

 

Nie œpiewajcie chłopcy pieœni tej

nikt nie słyszy a Bóg i tak dojrzy

Nasze życie już Fontanie

A pieœń żywa  pozostanie

Aż œwit przyjdzie jak Pištek Alojzy.

 

To też minie napłynš dni jasne

Sam żałuję że ich nie dożyję

Po nich lata własne ciasne,ciasne

Zęby w œcianę albo stryk a szyję.

 

Sejm  po sejmie   i po bucach buce

Kto dożyje  wyjdzie na warianta

Splyna psince, szumowiny

Durne ojce, chytre syny

Mšdre wnuki w dzień na œwiętš Łucję

W kalendarzu wydrukujš Dzień Palanta.

 

Dla was już się zakończył czas pieski

Œmierćmierć  na kartki i żon łkania ciche

Zwyciężyliœmy. Skarbnik Zabrzeski

Zaprowadzi nas na wiecznš szychtę.

 

W górze wiater strach ze œniegiem miecie

Hańba  żywym czeœć dla waszych koœci

BšdŸcie dumni że nie dożyjecie

Kto przeżyje ten nam pozazdroœci.

 

Zgasł magnetowid lodówczasta noc

King-kongu, załatw ich

Janosiku to samo

Bruce weŸ im nakop

Kaligulo zrób im... no wiesz

Szariku skichaj ich wyliż im mordy

słyszycie

 

 

1984       Sztuka siedzi na czterech literach przecież sztuka

            nie  ma czterech liter jakiż łšdunek perwersji

            jak można siedzi3eć na czymœ, czego się nie ma

 

            sztuka zagębia swe szpony w siebie samš

            jakiż zwierz œmiqałby zagłębiać  sam w siebie swe szpony

            nawet wšż Kekulego, nawet skorpion

            a to się dzieje naprawdę.

oto jest sztuka Siedzi na zadku i stuka

Gwoli œcisłoœci: sztuka nie ma zadka

Sztuka nie ma pazurów zapuszcza pazury

 i o to chodzi zapuszcza pazury

w swój  własny zadek pod podszewkę

materii czasu liczby pi

  rozkładu jazdy pod zegarem na ratuszu

Siedzisz na œmierdzšcej stacji œmierdzšcej polskiej kolei

legitymujš Cię œmierdzšce chamy.

 I wiesz, że to da ciebie

Życzę więc Państwu smacznej wystawy.

                                 w moim komputerze

mam jeszcze kilka takich tekstów

                             z czegoœ muszę żyć

 

a klient musi dowiedzieć się, po  diabła

to, co za drzwiami byłoby marasem

tu widzi: marasem może być cały œwiat

  a może nawet ten katalog

             ale nie jest Ÿle

  wsadzić nos pod podszewkę

                             liczby pi i smrodu dworcowego policjanta

wtedy jest trudniej iœć się powiesić

Dlatego piszę katalogi, dlatego

                          mam jeszcze parę takich tekstów w komputerze

 i to nie ja je tam wstukałem, tylko sztuka

                           bo to jest sztuka: siedzi na zadku i stuka

 

gwoli œcisłoœci: sztuka nie ma zadka

      

 

 

 

Do Wielkiego Wieszcza WW

 

 

Człowiek żyje w cieniu Prawdy i w cieniu prawdy umiera.

Wielki Wieszcz WW

 

 

Wielki Wieszczu WW ludzie tacy sš że marzš

W braku bardziej palšcych potrzeb o Kłamstwie z ludzkš twarzš

Kłamstwie, co nie będzie wielkie, kiedy oni będš mali

I nie będzie stać i patrzeć, gdy oni będš zdychali.

I możesz skrobać, co chcesz, to sio i owo

Rozwišzywać rodzaj ludzki i wybierać na nowo.

I kiedy się w wolnych chwilach wsłucham w twój głosik gołębi

Żal mi biednego Jezusa, co nie dorósł do twej głębi.

Tak, prawda nie mniej ważna jest niż picie i wyżerka

Więc kiedy się już dobudzisz,  wysil się i spójrz do lusterka

I gdy na karku głowę masz to u siebie sobie zważ

Wiara może mieć ludzkš  twarz lecz to nie jest twoja twarz.

 

          

A prawdę każdy ma swojš  jak wiedzš wszyscy psychiatrzy

Ja nie mówię, że nie jest Bóg, co nie stoi i nie patrzy

Opluwany z gejami wyskrobany w kołysce

Gwałcony z kurwami pałowany w nysce

 

 

I taki Bóg jest Prawdš lecz prawdziwszych ma kapłanów

 

Od  ciebie i ode mnie więc się lepiej zastanów.

I, jeżeli nie pragniesz następnej porcji moich porad

UsišdŸ łaskawie na tyłku i skrob w kšcie swój doktorat.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

dziœ jest rok czart wie czyj 2008

Rano wstajesz a na dachu ćwierka gołšb w jasnš głšb

pytasz o zdanie spikera a on ci na to mówi tak

tak postmodernizm umarł czy pan nie słucha telewizji

 

notka może tak skończył się była nafta

nie było nafty i zaczęła się nafta

czy  każdy jeszcze pamiętał

czyja nafta a czyja krew

może tak Niech zstšpi Twój Duch i odnowi oblicze Ziemi

Duch nie œwinia, i nie dał się prosić

i nie wszyscy swoi Go przyjęli, raczej zgodnie z tradycjš

zaraz notka  trzeba zaraz notkę

bo był i nie ma

 

 Cóż pozostanie ani klepsydry ani fetoru ani trupa

Czy nie chrzaniłeœ w wolnych chwilach

że będzie to pierwsza w dziejach œwiata epoka 

umiejšca odejœć z godnoœciš

 

 chciałem tak umieć umrzeć jeszcze byłem a już mnie nie będzie

ani zapachu ani nutki w tle chciałbyœ tak umrzeć? każdy by

chciał, ja przynajmniej chciałem

 

 stanęliœmy na tym, że  oto postmodernizmu nie ma więc co jest

jest nic kolaps antrakt rok zerowy czekanie na ostrzu maczety

już po, a jeszcze przed

 

 co teraz będzie?

a po co ci to wiedzieć? czas

czas, którego kolej

 

ani łatwy, ani nudny ani pobłażliwy tam żyjšcy nie będš mieć

łatwo to będzie wyzwanie które podejmie ciebie, jeœli nie

podejmiesz go ty

 

szmal to nie będzie wsio, przeciwnie,  aliœci żadnych złudzeń

wymagać będzie ten, kto zapłaci, chociażby nie całujšc betonu

tak, jak całuje się człowieka wiedzšc, że cię niestety kocha,

więc połknie wszystko, co mu wtrynisz

 

pytania o symbole

symbol zwalnia od myœlenia, symbol daje popalić

i jeszcze więcej słów  a każde to symbol

 

nie będzie tak, że niczego nie będzie, nie będzie

tak, że coœ będzie na piękne oczy nie będzie

nie, będzie

będzie

ale nic za nic

 

 

 wspomnę też to, co powtarzałem

jeœli przez coœ nie można się przebić,

to należy to przeczekać

i się stało

 

powiedz to teraz póki jeszcze na to czas zaraz będzie po  

tak właœnie sobie mówiłem kiedy nie było jeszcze po

 

 patrzę na chmurzaste niebo a na jego tle

widzę, jak nie bębniš œwieczki o płytę nagrobnš

za nimi œmiertelniki a za nimi leci

na lastrik tomik: Jaœ nie odszczekał

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dobrze wiedział

gdzie góra dół  oraz pięć wymiarów

przestrzeń czas  i pienišdz

 

ale jeszcze coœ wiedział: że najpewniej niedługo

i on pójdzie tam, gdzie nie ma człowieka

 

więc przypomniał sobie o słowie

miłosierdzie

szczegóły  w trakcie

 

 

to była taka i odnowa ci duzi doroœli

nawet nie strzelalio do ludzi może zapomnieli

ale fakt, że sobie przypomnieli po raptem dwóch latach

zawsze dorosły refleks

 

to był taki i holokaust ci duzi dosoœli

zapomnieli o piecach i wagonach bydlęcych się został

jeno rabusie zb Umschlasgplatz

 

to byli tacy i doroœli ci mali doroœli

lani œpiewali Mdz i czudze wyzwioska

na wlasntr temat stały się ich własnym hmnem

 

otworz gazetę a zobaczysz pokolenie

co dalej szuka siebie cišgle jest w nim coœ

niepojetego jest w nim coœ

niezebranego  i szczęœliwy ten

kto o tym się na własnej skórze nie przekonał

 

 

czy to już koniec czy dzioeciomn, które wychodzš ze szkoł

doroœli nie zafundujš szyldziku na czole

'kolejne stracone pokolenie' z zazdroœci

z proœciutkiej zazdroœci zoastawcie nasze zabawki

ale może nie może znajdš się

wyższe racje czesne z ršczki do ršczki

czy krzyczšcym my chcemy żyć nogdy już nie odpowie

być może, tak, ale jednak œmak

kolejny pan pod krawatem

 

 

ja cieszę się że oni sobie żyjš

mali doroœęli duzi doroœli zapatrzeni w swoich wspomnień czar

kiedy was widzę na mownicach myœlę sobie

gdyby tak jeszcze mali doroœli duzi doroœli już by doroœli

podobno się modlił, podobno

też nazywał się Abelƒrd

proszę zwrócić uwAgę, że akcent

ma walor dystynktywny

 

 

 

czyli była  modlitwa

rzekłbyœ modlitwa do siebie samej

gdyby było komu rzec

 

 

 

jak mogło to wyglšdać

prawdopodobnie on tam był

po prostu był tam gdzie był był tam

rzekłbyœ mocno powiedziane

  

 

 

w dzisiejszych czasach, gdy większoœć 

jedynš rzecz, wykonywanš z nabożeństwem

 (czyli devotio) właœnie w miejscu

zwanym potocznie przybytkiem

 

 

no, czas jest rzeczš względnš

a wszystko posiadać winno swój czas i swoje miejsce

może jeszcze nie przyszedł ten czas

 

 

zresztš, jeżeli nawet

czy by to znaczyło, że właœnie ja

zetknę się z  właœnie mojš chwilš

utkanš dla mnie właœnie przed wiekami

transcendentalna naiwnoœci

 

 

oby nie pozostało samo podobno

œcieżka zdrowia, solidarnie odsyłajšca za róg

o tak tak, tam gdzieœ to jest  tam gdzieœ to jest

rzekłbyœ kolejny falansterysta

 

 

przyjdzie wojujšcy neutralista twarz otworzy

kto to wywmyœlił modlić się do swojej własnej uwagi

a modlitwš jest każda modlitwa roztargniona znudzona chciwa

pozostanie mu tylko mšdrze pokiwać głowš

 

 

 

i gdzie to i dokšd i czy i gdzież jest Się Sam

czy może po prostu jeszcze jeden œmiałek zawisły

gorzej, niŸli Mistrz Twardowski wraz z xiężycem

nogi nie czujš gruntu a głowa nie czuje pętli

 

a jeszcze przyjdzie prometejszczyk i zapyta

kto się kim bawi w te klocki

 

 

ale nie dajcie sobie wcisnšć

co się namodlisz, tyle twojego - co najmniej

rzekłbyœ nawet w dzisiejszych czasach

 

rzekłbyœ szkoda słów

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Muzo, gniew Achillesa w klęski opiewaj brzemienny

 

Zmierzaj  wštkiem do sedna, a nie zapomnij o œrodku.

 

Plotš nuty aojda; jedna rzecz pewna została:

 

Oto zginie Achilles strzałš trafiony Pryjama

 

 

 

Któż powiedział o losie: szybszy, niż strzała Apolla?

 

 

 

 

 

 

 

Jakież bogów wyroki? losy gdzież drzemiš ukryte;

 

Sš-li-ż skryte w eterze, strzegš-ż ich harpie zazdrosne?

 

Zeus Parki obwinia rzadko mu dłużne będšce

 

Wszy iskajšc filozof palec podnosi: bogowie.

 

Które bogi? A który palec filozof podniesie?

 

Czymże  płaczu  jest padół; jeœli portowš tawernš

 

Któż nalewa do kufli;  jeœli portowym burdelem

 

Burdelmamę jak zowiš; jeœli portowš megierš

 

Jakież w głowie jej wichry? O te nie pytaj uczonych.

 

 

 

Pythi spytaj kapłanek lub lepiej służek kapłanek

 

Czymże los jest? Dlaczego tonš w tej sieci pajęczej

 

Zanim pajšk dopadłszy czarne zatopi odnóża

 

Jedni, drudzy na przestrzał sploty dziurawiš szerszeniem?

 

Spytaj służek kapłanek albo ich służek zapytaj

 

Gdy się wkupisz w ich łaski, może dosłyszysz się prawdy.

 

Mówi dziwne przysłowie krótko: kto Pytia, nie błšdzi.

 

 

 

 

 

Kim był ten, co się ukrył we fraucymerze królewskim?

 

Czemuż wybór mu dano:  życie niewiastš, nie mężem

 

Albo Ereb przepastny kędy Kerberos pchły puszcza?

 

Czemu los ten odrzucił życia nieżšdny eunucha?

 

Cóż mu było zostało ani ognisko domowe

 

miecz powieszony na œcianie stara klucznica przy odrzwiach

 

lub cóż innego z wszystkiego tego, co ludziom jest dane        

 

jeœli nie jest zabrane abyœ się pytał dlaczego.

 

 

 

Czyliż los jest niewiastš wzrokiem gonišcš żurawie

 

Albo mężem gonišcym żšdzš co stracił na zawsze

 

Albo białym oseskiem co jest choć nie wie o bycie

 

Może hydrš siedmiołbš, albo niedojnš sfinksicš?

 

Niech odpowie Ajsklepios patron nieludzkich doktorów

 

Czemu znowu o losie; Muzo uciekasz od wštku.

 

 

 

W starym chramie w opoce trójnóg gdzie œlady odcisnšł

 

Słowo Achill odkryto męskš skreœlonš prawicš

 

(Choć do szkoły nie chodził, nie był z pewnoœciš mańkutem)

 

Co tu robił Achilles jakież zagnały go losy

 

Tutaj, kędy los ludzki zieje rozwartš mgławicš

 

Niczym gęba rozwarta ćwoka, co wierzy w demony

 

Jak  ktoœ pszczołom się kłania, trutnie  wielbišcy nabożnie

 

Kiedy inny w barć wkłada ramię i sięga do głębi?

 

 

 

Więcej pytań powraca jeœli ocalał Achilles

 

Kto pozostał na żertwę  sępom na ziemi trojańskiej

 

Kto nie zaznał nic prawie z tego, co ludziom jest darem?

 

 

 

 

 

 

 

Który czytasz te słowa porzuć wszelakš nadzieję

 

Ty nim jesteœ i nie myœl że nie potrafi kapłanka

 

Ani służka kapłanki ni służka służki kapłanki

 

Ani wszelki byt ludzki schodzić z padołu nieskory

 

Zmienić człeków miejscami; czymże sš lata i wiorsty

 

Czymże mile eony. Przeto bšdŸ mężny, herosie

 

Z losu mgnienia zrzšdzenia, nawet gdy sam w to nie wierzysz

 

I padajšc na strzale, niczym komandos na minie

 

Westchnij za słusznš sprawę: niech żyje emancypacja.

 

 

 

 

 

 

 

to falls short niedoniós nie wypalił

 

Ach kiedy dojdzie wreszcie do mnie

zera dziesiętny separator

Nie będę  mšdrzył się przytomnie

nieboszczyk czy reinkarnator

 

Nie chlipcie, że braciszek łata

dał wreszcie nogę tego œwiata.

Dokšd? to sami zobaczycie

Ja wierzę, że nie w samo życie.

 

Kwiat też  chce przeżyć żadnych wieńców

od kumpli ni od pierdoleńców

Niech wam też ziemia będzie lekka

i spierdalajcie, życie czeka.

 

Zostanie po mnie bajzel z ciałem

Ni w trumnę przodem, ni też tyłem.

Powietrze, które wypierałem

palanty, których pierdoliłem.

 

Horyzont skończył się pomału

Co nie postali, nie poczuli

Że bliska jest koszula ciału

Lecz bliższe ciało jest koszuli.

 

Nie rób z żałoœci kociokwiku

œwiętoszku oraz żałobniku.

Zwróć się do własnej dupy tyłem

I nie pamiętaj już, że byłem.

 

Nim przy œniadaniu ginekolog

opryska kawš mój nekrolog

Nim premier co nie w ciemię buty

zakaże odwalania kity

 

 

Spojrzę na œwiat, pomyœlę błogo

Kto z nas mas bardziej dosyć kogo

Nakryję się racami dwiema

Cieszšc się, że mnie wreszcie nie ma.

    Nie ma cię, nie będzie, i nie ujrzę cię nigdy na oczy  

Pisałaœ te teksty i umiałaœ je tkać tam, gdzie szmal    A

przecież mi żal, że ci pršd wykidajło wyłšczył    A przecież mi

żal, tak cholernie mi ciebie jest żal            Nie zaniósł

mnie diabeł na kocie twe œcieżki    Wiadomo elyta ma popić i

pojeœć i spać    A przecież mi żal, że już nigdy nie ujrzę

Agnieszki    Tak innej niż wielu, co z gitarš chodzili jš grać 

          Nie byłaœ Homerem Hemarem Weberem ni Włastem  

Umiałaœ napisać i opchnšć tekst, gdzie się da     A jednak mi

żal, że nam ŻYCIE ZABRAœO niewiastę    W takt której prywatki do

taktu kršżyły raz dwa

 

             Czy były i wzloty od jednej do drugiej odnowy  

kto inny obrywał za sprawę pałami [przez łeb    Została twa

twarz nieforemna jak ten wilk stepowy    Patrzšca dokoła, a pod

stopy podkłada się step.        Już twoja klepsydra czernieje

jak plakat od pepsi    ˜wiat kręci się bez ciebie, niewart i

twojej łzy    Nie ma cię i nie będzie będš  gorsi i lepsi    Ale

nigdy nie  będzie nikogo takiego jaki ty.               

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Akrosonet autofuneralny

 

 

 

Ja nie mówię że byłem albo mnie nie było

Albo o bycie moim, że ciut nieodbyty.

Niech i byt w bytonierce; jak fanzolš mity

Raz był kolega Marsjasz; też nie skończył miło.

Ichneumon wcina kobrę; wyobraŸcie sobie

Elfy marzš o jutrzni, kiedy łuna œwita

Sam nie wiem, czy jest szansa, że któryœ zapyta

Ejże, panie poeto, cóż ja też tu robię?

N

K

A

M

P

F

 

 

 

 

 

 

 

akrosonet

 

 

 

 

 

Jakiż ma sens poezja kto dziœ to pamięta

 

A jakiż sens miałaby gdyby nikt nie wiedział

 

Nie ma zanim ci powie pomyliłeœ przedział

 

Rozwœcieczony konduktor jeżdżšcy od œwięta.

 

 

 

 

 

I sam się siebie pytasz, co ja tutaj robię

 

E

 

S

 

Ewentualnie pójdzie pojodłować sobie

 

 

 

N

 

K

 

A

 

 

 

M

 

P

 

Fałsz i bujda, chyba, że ktoœ wierzy w akrostychy

 

 

ale dobrze że jesteœ

                         powiedział

 

Aż wstyd w tym momencie pomyœlał o sobie

  tak sobie pomyœlał

od zrodzenia odzianym w szorstkie płótno

z mlekiem matki karmionym tłuczonym szkłem

prawdopodobnie właœnie zbliżało się wiele słów

rownie wdziecznych

kandydatek do tej jednej frazy

 

Wiec aż wstyd powiedzieć w tym momencie pomyœlał o sobie

 

 

Nie, wiedziała, że jemu

zaraz przejdzie pomimo tego że

właœnie czasami, no czasami właœnie takie

był to swój chłop

w każdym razie swój

 

 

I miała rację zaraz wrócił

do no przecież było do czego

 

przedtem tylko jeszcze

 

Ale dobrze że jesteœ powiedział

Dobrze że jesteœPłynie archaniuól wokół ogrudu

Cacy, porzšdek, ład

Wtem w tršbkę zwija się nos od smrodu

Ogropdem pełznie had.

 

Stanšł mu puch na œrdku głowy

Na widok hydry tej

Rzuca się anioł w lot nurkowy

Będzie jednego mniej.

 

 

Wykrzsyka pełem animuszu:

Martwaœ, paskudo! - lecz

Tego bie było w screnariuszu

Paskuda też ma miecz

 

 

Pod łóżkiem skórę twš rozœciele

Już nie pomoże nic

Ogromnie przykro mi aniele

Paskuda też chce żyć

 

 

Jednym rozpłatam ciosem gada

Każdy hagiograf wie

Wrzeszczy, a szczęka mu opada

Paskudzie jakoœ nie

 

Cofnšć nei można oła historii

Jest powiedziane tak

Dla większej majestatu glkorii

Ciebie ma trafić szlag

 

Dziewnie mi miła moja skóra

Jak nie wiadomo co

Smoczek anioiłka casp za pióra

I pierdut no i po

 

 

 

 

 

 

 

Popatrz, bracie diable, to ˜więty Antoni

 

Ten, co goni w  wolnych chwilach kury po jabłoni

 

    Dajmy prztyka w nos mu i poskrobmy w pięty

 

Zaraz się zobaczy, czy on taki œwięty

 

 

 

 

 

Słuchaj, bracie diable, już od rana minšł czas

 

Boisz się jak diabli każdy ma swój pierwszy raz

 

Zajrzyj mu do duszy, nie bšdŸże maruda

 

Zaraz zobaczymy, czy on taki Budda

 

 

 

 Zabierzemy się do goœcia jasne że się uda

 

       

 

 

 

 

 

 

 

           Mój bracie diable, lecz ja wejrzałem w duszę jego i

zdjęła mnie proza

 

Ja wiem, że tam zawsze się znajdzie zadzior ciało złoto duch

 

byœ zaczšł to, po co Bóg żywi wszy pod swš podszewkš

 

Lecz dziœ wejrzałem w jego duszę i zdjęła mnie proza

 

Tam nie ma nic.

 

 

 

 

 

Więc nie ma nic po prostu  nie ma nic

 

nic się nie staje i nic już nie będzie

 

Więc to tak więc o czym można mówić

 

i o czym my mówimy i co my robimy

 

 

 

Więc to po prostu tak zresztš zobacz sam

 

 

 

 

 

      

 

     A bierz to diabli młodszy bracie diable

 

Nie mam co patrzeć nawet, gdyby  duch   miał oczy

 

To nie jest tak, to jest jeszcze gorzej

 

To nieprawda, że nie ma nic, odwrotnie

 

                   Jest nic

 

 

 

 

 

Oto jest Nic, nieporuszenie mknšce

 

gdzie przepaœcie i zapadliska swe

 

dršżšce się niczym przepastny błysk

 

 Niestworzone.  Nie do pomyœlenia

 

 

 

nawet nie możesz powiedzieć, że jest

 

choć podobno tak jest

 

 

 

 Więc już przegraliœmy

 

 

 

       A ja  biedny wesoły  diabeł w kusym habicie przepasanym

kusym sznurem

 

I do diabła starego dopiero teraz  nic tu po mnie

 

  

 

 

 

 

 

˜więty Antoni składa ręce po prostu składa ręce

 

˜więty Antoni skłania wzrok po prostu skłania wzrok

 

Ptak przelatuje nad jego głowš i leci dalej

 

przed siebie nie oglšdajšc się za siebie

 

Arlekiny w oceanie

 

majš zębów pełen ryj.

 

Tylko colgate Tylko colgate

 

Widzisz Omo to się kryj

 

 

 

Każde ciało się oddało chociaż raz

 

A jak ciało, to mydełko Kfa

 

Pamiętaj, pamiętaj, tu się nie pętaj

 

Bo cię gliny zwinš i będziesz dolinš

 

 

 

A kto tak pięknie gra

 

To Robin Hood (czyli ja)

 

Kochany nie rób takiej miny

 

Nie ja jestem winny, tylko arlekiny

 

W oparciu o tekst autentyczny

 

 

 

 Ogień się ogni koniec krótki pewny

 

Koniec przyjœć musi duszo moja to na nic

 

 Po cóż mi żyć?  Imię me przeklęte  

 

więcej niż smród krokodyli  

 

niż imię miasta niepewnego 

 

 imię kobiety  

 

niż padliny zapach w letnie dni

 

   A z też powstałem gorzkich ust rannych

 

   Do kogo mi słowo rzec?  

 

Dobroć zanikła u kradnš wszyscy

 

  Do kogo odezwać się mam? 

 

 Kto uœmiechnięty jest zły 

 

 Do kogo odezwać?  

 

Serca sš chciwe, każdy twarz opuszcza

 

  do kogo

 

   grzech co we œwiat godzi nie ma końca

 

 

 

œmierć oto stoi przede mnš

 

jak zapach myrry

 

jak won lotosów

 

jak żagiel wietrzny na brzegu upicia

 

 œcieżka wydeptana

 

żołnierz, co powraca

 

 Pójdę z tobš, miejmy

 

 jedno miejsce razem

 

 

 

 

 

Ukrop z nieba - słoń by chyba padł

Jakby deszczu nie było od 100 lat.

Kciuk do góry miej serce panie szoferze

wszak nikt nie jest bez serca ktoœ w końcu zabierze

 

Przelatujš gabloty widzisz tylko œwist

Parzy słońce żebyœ tak tu skisł

Gaz w dechę oczy w niebo i widzš w tym niebie

Boga, który dba o tych, co dbajš o siebie.

 

WeŸże, pańska twoja mać

WeŸże, długo mam tak stać

Aby zabrał i ciebie niebieski Kierowca

Tego dnia, gdy wyruszysz w swój ostatni autostop.

 

Pruje Opel, a za nim mercedes

Brać faceta? Każdy ma swš biedę.

Więc się dumnie prostuje, w górę wznosi ton

Drżšcy przetwór przecina krótkie, męskie non.

 

Szefie, weŸże - oczy pokrył pył

WeŸ mnie, szefie - nogi wrosły w tył

Aby zabrał i ciebie niebieski Kierowca

Tego dnia, gdy wyruszysz w swój ostatni autostop.

 

 

Stańże, weŸże - życie też poczeka

Miejże litoœć choć raz dla człowieka

Razem nas nie obrobiš, czas szybciej upłynie

A ja  tobie opowiem o mojej dziewczynie.

 

Słońce już się wolno kładzie spać

Zimny beton na nim nocna szać

Więc trzeba się stšd wyrwać i trzeba się nie dać

I bieda ci, jeżeli nie masz co z siebie sprzedać.

 

Co sprzedałem? gitarę - stuk kół, 4 œciany

Przebacz - sprzedać twe pudło za œmierdzšcy przedział

Wszedł konduktor, obejrzał - nieostemplowany

Przerwał, spojrzał mi w oczy, nic już nie powiedział.

 

 

 

 

 

Drży podłoga w katedrze

I policja buszuje jak wilczur wœród owiec

Generałów chór się drze

Nagle cisza zapada i pęka grobowiec

 

Wydęta warga

Kawior był dziœ nieœwieży Ÿle wódki mrożone

Oto ksišdz Skarga

Blady niczym trup powstał i wszedł na ambonę

 

Limuzyny w szeregu

Fotel twardy i szampan  za słabo mrożony

Skarga bielszy od œniegu

W płuca nabrał powietrza i woła z ambony

 

Boże coœ Polskę

zbawiał od Szwedów, Turków, Ruskich i Szkopów

Ocal Ojczyznę

z ršk szanownych palantów i wielebnych jołopów

 

Larum w obozie

Raczej nie spod Chocimia i nie spod Zbaraża

Żebrak na mrozie

Pacierz klepie a  Piotr Skarga powtarza

 

Ref

 

Zaklšł ktoœ w przedzie

Jakie w tej demokracji robi się trumny

Karetka jedzie

A tymczasem król Zygmunt już œpiewa z kolumny

Refbez grzechu niech pierwszy rzuci kamieniem

biedny kamień rusza ku  niemu las  ršk a  kazda wie  jedno jeszcze

jeden ruch

i pod palcami twarda szorstpoœć i cel pal

 

tutaj miejsce na charakterystykę

kolejnych żarliwych miotaczy i parę chrzšknięć

i wreszcie charakteryetykę tyle ile trzeba żeby

było wiadomo klto pewnie i tak wiadomo

nie obniżajmy więc poziomu utworu

 

w sumie każy jest biały ponad œnieg takajest ludzka natura

i każdy w głębi czuje się bez zmazy nocnerj poczęty

i każdy by już rzucił i byłoby po

aqle pan był pierwszy

ale pan był pierwszy

 

kamień też chciażby sobie polatać i jakoœ jeszcze czeka

wolne żarty

tak, żarty

przecież oniu wiedzš

ten skubaniec odrzucony lubi stać się węgielnym

Zwierciadło odbija wszystko, co nie jest nim, nawrt samo  siebie

Lecz jego blask piękbniejszy, niż to,  co odbija

Ma  w sobie barwy weszystkie nire jest barwš żadnš

w jego głebi mieszczxš się głębie - a głębokie milimetr

 

        

    Chyba za dużo szklę rajneeshu zweanym Radżnisiem

    ni słowa co do tego

    byłeœ wielkim człowiekiem

   

    NAuki szrsze niż głebsze co tydzień œwieża dostawa

    otaczali cię różni kwadratowi i podłużni

    niektórzy ciebie warci, ty

   

    byłeœ wielkim człowiekiem

    byłeœ wielkim człowiekiem

   

    i tyle

   

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 Zasiadł Bóg, że rzecz wyłożę

 

W majestacie swojej chwały

 

Diabeł rzekł mu Panie Boże

 

Jakiż niebyt doskonały

 

Po co stwarzać niebo, morze

 

ziemię, chmury oraz lšd

 

Diabeł w kułak się wyszczerzył

 

Bóg i tak mu nie uwierzył

 

Jak wiadomo stworzył homo

 

ksywka sapiens to był błšd

 

 

 

 

 

Siadł na tyłku Piast Kołodziej

 

Z cienia wyszedł druid dobrodziej

 

Rzekł: jak rzekł poeta Hołuj

 

SiedŸ na tyłku i nie kołuj

 

Koło dziwna to figura

 

Czyż to nie klasyczny sšd

 

Powstał Piast i się położył

 

Powstał, wyszedł, twarz otworzył

 

I hip hurra obrósł  w pióra

 

Niczym kura to był błšd

 

 

Byl raz Zygmus ksywka stary

Berlo mial jak 2 fujary

Mial korone i plaszcz z futra

Chcial z Krzyzaka zrobic lutra

 

Milosoerdzie przebaczenie

Kochaj wroga jak ci zmiekl

będzie przyszle pokolenie

ghryzlo palce na sam dzwiek

 

Jadrus Kmici z dobranocki

wroga rznal az sam się dziwil

Byl Pulaski i Potocki

Byl Czarnecki i Radzwil

 

Czarne marki zlote rubkle

jedne w szereg drugie w rzad

Skad ich ttyle w jednym kuble

Zgadnij sam ja nie wiem skad

 

 

Poœród wichru gradu szaci

PełŸli raZ konfederaci

 

Jakaœ to diabelska sprawa

Po co innowiercom prawa

Zaraz głowę król nam gach da

Szable w dłoń z garłaczy doń

i już szlachta i już szlachta

jak mšż jeden wali w koń

 

 

Tracił człowiek  uciskany

Życie, wolnoœć, oraz mienie

Prał poeta łbem o œciany

Wyklinajšc przeznaczenie

Kto był górš? zawsze Oni

Skšd ta pewnoœć? Nie wiem skšd

Ale niechaj Bóg mnie broni

bym miał rzec, czy to był błšd

 

 

Od Staništek po Poronin

Gdzie swe Ÿródła Bzura bierze

Nie zaginie pamięć o Nim

Bezimiennym bohaterze

co kikowal kalkulowal

cierpiac fiskus karcer chłostę

krew+blizna jest ojczyzna

cóż jest jeszcze bardziej proste

 

 

 

 

Kiedy urzšd znać o sobie

Da niewinnym Ci szelestem

Nie myœl: co ja tutaj robię

Pomyœl lepiej: ja Nim jestem

 

Miast podziwiać uniżenie

Sejm, premiera oraz rzšd

Chciej do Stwórcy wznieœć westchnienie

Za nasz wielki, wspólny Błšd

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Winrych brnie przez błota

i streszcza kawał historii

w tylke treœciwym co krótkim wszystko przełajdaczone

 

 

Tuwim dostaje order od Bieruta Hemar wrzeszczy

Citoyens uciekać bo œmierdzi w tej sali

 

 

Król uchwala równe prawa dla wierzšcych inaczej

w barze konfederaci już walš w koń

 

 

 

Pamietam i Jankesa co pytany o Jalte

zapytal ze srodka auli a bo Ryga tpo nie Jalta

 

 

wartro się zastanowic na czym polega milosc

ponad slowami ktore stawia i papuga

kochac matke z calym zlodziejstwem inwentarza

co trzyma się nirezle albo i puszcza jeszcze lepiej

 

albo i nie warto

po co myslenie tysiaclecie

jest takie krotkieNa płycie czajnik œpiewać zaczyna

 

będzie herbata.

 

Szara godzina, szara godzina

 

jak szara łata.

 

Oto już moja œliczna dziewczyna

 

œlicznie herbatę nalewa.

 

Szara godzina, szara godzina

 

a czajnik œpiewa

 

 

 

Broniewski

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Po coœ to czytał po co to pisał on W łeb się skrobię

 

Wiersz - a tak krótki Wiersz - a tak ciepły prosto od œrodka

 

Nie wiesz gdzie ciepło nie wiesz gdzie wilgoć a już jest w tobie

 

jak ta herbata której nie zaznasz gorzka czy słodka

 

ale nie twoja. A wiersz linijkš dwiema  czterema

 

wsiškł w twoje serce i wzišł się skończył i już go nie ma

 

buch w płacz

 

do głębi na wylot na przestrzał

 

Nura w płacz

 

do ostatku do szału do cna

 

tam jest dno

popod dnem swiatlo i fala

podnosi się w dol

 

i da się zyc lecz dzisiaj

jest wlasnie dno

 

 

 

 

Sam bym chciał widzieć

ale wiadomo i po prostu

byłoby to coœ

          lub ktos potem zaœ go nie było pozostał

dlsze szczegoly namiary

sš znane i tobie

jesli przypadkiem nie wkrotce bedš

 

bedsa i tobie dnia

ktory nie zna dnia ani gpodziny

 

 

to  owszem wszysdtko marnoœć

i œwiat podzedł swojš drogš

aliosci pozostanie

na dnie zrenicy ten moment oraz

 

oraz nic

 

 

albo to, co powiedział

mędrzec o imieniu głęboko z antypodów

który miał dokazać sztuki tej, byœ był cicho a rzekł dwa słowa

joga płaczu

 

 

 

Byłeœ zawsze dla mnie tęczš

drgajšcš bez drgnienia wœród kominów huty

Byłaœ zawsze dla mnie

 wilgš  w żlebie Kirkora

 

y dla odmiany węgporxzem

  co pełznie, co morze za wodšœ

 

Z nuidówe siloiłem, się być orłem na szczycie hałdy

wykrakujšc się z fluorem

Wychopdxiło albo nieByłeœ zawsze dla mnie tęczš

drgajšcš bez drgnienia wœród kominów huty

Byłaœ zawsze dla mnie

 wilgš  w żlebie Kirkora

 

y dla odmiany węgporxzem

  co pełznie, co morze za wodšœ

 

Z nuidówe siloiłem, się być orłem na szczycie hałdy

wykrakujšc się z fluorem

Wychopdxiło albo nienie miał dokšd iœć ruszył miastem chroboczšcym złotš rdzš

oczywiœcie kominy i dym

coœ zostało z poprzedniej epoki

 

ale tak i było

dyszało jak dysza od dmuchawy lub pijany miech

to  nie  był  szczek  nóg ani  głów ani  ogonów ludzi  mrówek czy

niczego

co jest na obraz choćby szczurów  termitów

czegokolwiek co jest na obraz Boga choćby i w bocznym lusterku

 

szedł  miastem które zawsze pierdolił

szedł  miastem w którym nigdy

nie czuł się po prostu nie czuł się

miastem któremu żałował tak żałował

tylko jednego że kiedykolwiek

było

 

czuł że i w nim zaczynała obrastać chroboczšca istnoœć

przecież to nie ja przecież to jest obce

i w nim wszak nie raz  budziła się chętka

by dorwać bestię kłapišcš

dachem o dach torem o tor brzegiem o brzeg

nie miał dokšd iœć tylko temu szedł miastem które znienawidził

szedł i słyszał chrobot już nie wiedzšc

kto kim chrobocze szedł miastem które znienawidził przeszedł

jeszcze jednš przecznicš idšc poprzez nienawidzone

zaczšł się œmiać

 

 

 

pan cognitio myœli  nad swoim ergo

 

wbrew pozorom sprawa cały czas jest aktualna pan cognitio

bawi się klawiatura niczym

 kostkami od bingo

 

obraca swoje ergo na wszystkie strony niczym

przeroœnięty geniusz  palcami swymi klocek rubika

 

 

pan cognitio (dla potomnych pokoleń niewykluczone, że mister c.

nie kryje swojego ergoizmu

 

nawet czasami myœlał

               (kiedy jeszcze to robił

 

że słowem, które rozpoczęło Wszechœwiat

było ergo

poprzedzone odpowiednim dla wagi sprawy odchrzšknięciem

 

 

pan cognitio lubi w tak zwanych wolnych chwilach

 chociaż ten zwrot w międzyczasie stracił był sens)

on dalej lubi wyrażać sobie

 jak odchrzškuje, nabrawszy w płuca ducha, i

jego odchrzšknięte gromkie ergo stwarza już mniejsza o szczegóły

powiedzmy stwarza już

 

cokolwiek by robił i kimkolwiek by był

(nie ukrywajmy; niespecjalnie jest tu o czym mówić

pan cognitio wcišż nie wzgardza pomyœleć o swym ergo

niczym o niczym

 

 

umrę cały mniej jeden ptaszek na spisie ludnoœci

umrę cały panowie szkoda jest waszych metafor

 Czegoż jeszcze mi trzeba?  klaskań wypocin litoœci

co się maja do rzeczy jak do stokrotki kalafior

 

czy mnie wiersze przeżyjš? Ucha nastawcie piraci

papier mniej zaczerniony równo, niż tamten na rolce

Ciau krasiccy œwietliccy ważyki i bohomolce

Jeœli nawet przeczyta grosza ci goœć nie zapłaci

 

każdy kiedyœ ma ciało by mu wymyœlać od œcierwa

Choć cierpliwie mišchało trawę etanol kondony

fizol chodził na wuef psychol zań truł za miliony

 

pamięć - œwięta, œwietlana- dla mnie wštpliwa rezerwa

I niech nic nie zostanie; szelest papieru, brzęk monet

ale kończyć wypada; to miał poodobno być sonet

 

Jest czwarta w południe już dzieci po szkole

Skulony pod mostem ten liœcik gryzmolę

 

Kiedy zajdzie wieczór, poranek zaœwita

Piszę list do tego, co go nie przeczyta

 

 

 

Pamiętam Twš postać krzyczšcš z ambony

Pamiętam pastorał pod ołtarz wstawiony

I nawę  koœcioła z węszšcym ubolem

I słowa: i z naszym biskupem Karolem.

 

 

Pamiętam ludziska się ryli jak owce

Na ręce patrzyli z pałami zomowce

Balonik uleciał, że już go nie złapiesz

I on, niedosiężny, bielutki: Naszpapież.

 

 

Jest siódma czy rano darujmy to sobie

Skulony pod mostem list skrobię i skrobię

Dokończę linijkę i będzie gotowy

Choć wiem, że koœcielny œlub będę miał z głowy.

 

 

Pamiętam biskupa, co bronił nędzarzy

Dziœ sam na pustyni, też mu tam do twarzy

I to, co spotkało biskupa Stechera

Gdzież się poniewiera, kto daje odbiera?

 

 

I hura i amen totalny Holłudek

Ktoœ coœ chce, to  czapa bez żadnych ogródek

Już zorza na niebie chłop wstaje, by kosić

WyjdŸ popatrz na ludzi jak maja cię dosyć.

 

 

Uœmiechy oklaski aż tańczy ci dusza

 Jest i miłosierdzie -  dla Galileusza

 Bo księży z  żonami wpierw proszę na cmentarz

 Straciłem nadzieję, że się opamiętasz.

 

 Ty kryształ a wokół bandziory oszczerce

 ˜ciskajš koziory by przebić twe serce

 Dokręcisz obiektyw  i obraz się zmienia

 To serce jest wielkie, niestety z kamienia.

 

 

 Tron czeka na ciebie złocisty już w niebie

 Na twoje kazania błyszczšce lecz mierne

 Na rękę z żelaza i na sempiternę

 IdŸ, a nam daj przeżyć wołamy do ciebie.

 

 

List wrzucam do skrzynki ktoœ z twojej czeladzi

List wyjmie ze skrzynki do kosza go wsadzi

Zadzwoniš za œcianš obiadek już gotów

List w  koszu  ty w niebie i żadnych kłopotów.

 

 przed sklepem jubilera stojšcy Szpicbródka westchnšł o Panie,

 błogosław mym zamiarom obaj wiemy, że sš paskudne, a w domu Twym nie

 zamieszkam, jak Słowacki na Wawelu

 

Myœlał Pan  jest to jednak wiara, bodaj równie wielka

jak mego najukochańszego ucznia, Apostoła Tomasza

 

na ziemie upada szkło, na ziemię upada katechizm

bierzemy w swoje ręce... mniejsza o szczegóły

 

z nieba spadł Batman, spod ziemi

kawalkada radiowozów agencji ochrony

 

ale sklep był już zrobiony a Szpicbródka

w Wiedniu dorożkš jechał przez Sobieskiplatz  bohaterzy z komiksu

ujrzeli tylko powietrze zamiast krat  i drzwi do sejfu

 a na chodniku wœród zwałów szkła leżał bestseller  najnowsze wydanie katechizmu

 

 myœlał Pan: w Moim domu mieszkań  wiele cóz mi szkodzi

 w jednym  założyć trochę lepsze drzwi i okna

 

 

ksiezyc zaszedl uspily się psy dzielni bohaterzy

obrali nowy kierunek: urzad zatrudnienia

 

 

Wzięli katechizm, ruszyli milczšcym szeregiem

 

 

Muzo, gniew Achillesa w klęski opiewaj brzemienny

 

Zmierzaj  wštkiem do sedna, a nie zapomnij o œrodku.

 

Plotš nuty aojda; jedna rzecz pewna została:

 

Oto zginie Achilles strzałš trafiony Pryjama

 

 

 

Któż powiedział o losie: szybszy, niż strzała Apolla?

 

 

 

 

 

 

 

Jakież bogów wyroki? losy gdzież drzemiš ukryte;

 

Sš-li-ż skryte w eterze, strzegš-ż ich harpie zazdrosne?

 

Zeus Parki obwinia rzadko mu dłużne będšce

 

Wszy iskajšc filozof palec podnosi: bogowie.

 

Które bogi? A który palec filozof podniesie?

 

Czymże  płaczu  jest padół; jeœli portowš tawernš

 

Któż nalewa do kufli;  jeœli portowym burdelem

 

Burdelmamę jak zowiš; jeœli portowš megierš

 

Jakież w głowie jej wichry? O te nie pytaj uczonych.

 

 

 

Pythi spytaj kapłanek lub lepiej służek kapłanek

 

Czymże los jest? Dlaczego tonš w tej sieci pajęczej

 

Zanim pajšk dopadłszy czarne zatopi odnóża

 

Jedni, drudzy na przestrzał sploty dziurawiš szerszeniem?

 

Spytaj służek kapłanek albo ich służek zapytaj

 

Gdy się wkupisz w ich łaski, może dosłyszysz się prawdy.

 

Mówi dziwne przysłowie krótko: kto Pytia, nie błšdzi.

 

 

 

 

 

Kim był ten, co się ukrył we fraucymerze królewskim?

 

Czemuż wybór mu dano:  życie niewiastš, nie mężem

 

Albo Ereb przepastny kędy Kerberos pchły puszcza?

 

Czemu los ten odrzucił życia nieżšdny eunucha?

 

Cóż mu było zostało ani ognisko domowe

 

miecz powieszony na œcianie stara klucznica przy odrzwiach

 

lub cóż innego z wszystkiego tego, co ludziom jest dane        

 

jeœli nie jest zabrane abyœ się pytał dlaczego.

 

 

 

Czyliż los jest niewiastš wzrokiem gonišcš żurawie

 

Albo mężem gonišcym żšdzš co stracił na zawsze

 

Albo białym oseskiem co jest choć nie wie o bycie

 

Może hydrš siedmiołbš, albo niedojnš sfinksicš?

 

Niech odpowie Ajsklepios patron nieludzkich doktorów

 

Czemu znowu o losie; Muzo uciekasz od wštku.

 

 

 

W starym chramie w opoce trójnóg gdzie œlady odcisnšł

 

Słowo Achill odkryto męskš skreœlonš prawicš

 

(Choć do szkoły nie chodził, nie był z pewnoœciš mańkutem)

 

Co tu robił Achilles jakież zagnały go losy

 

Tutaj, kędy los ludzki zieje rozwartš mgławicš

 

Niczym gęba rozwarta ćwoka, co wierzy w demony

 

Jak  ktoœ pszczołom się kłania, trutnie  wielbišcy nabożnie

 

Kiedy inny w barć wkłada ramię i sięga do głębi?

 

 

 

Więcej pytań powraca jeœli ocalał Achilles

 

Kto pozostał na żertwę  sępom na ziemi trojańskiej

 

Kto nie zaznał nic prawie z tego, co ludziom jest darem?

 

 

 

 

 

 

 

Który czytasz te słowa porzuć wszelakš nadzieję

 

Ty nim jesteœ i nie myœl że nie potrafi kapłanka

 

Ani służka kapłanki ni służka służki kapłanki

 

Ani wszelki byt ludzki schodzić z padołu nieskory

 

Zmienić człeków miejscami; czymże sš lata i wiorsty

 

Czymże mile eony. Przeto bšdŸ mężny, herosie

 

Z losu mgnienia zrzšdzenia, nawet gdy sam w to nie wierzysz

 

I padajšc na strzale, niczym komandos na minie

 

Westchnij za słusznš sprawę: niech żyje emancypacja.

 

 

 

 

 

 

 

ale dobrze że jesteœ

                         powiedział

 

Aż wstyd w tym momencie pomyœlał o sobie

  tak sobie pomyœlał

od zrodzenia odzianym w szorstkie płótno

z mlekiem matki karmionym tłuczonym szkłem

prawdopodobnie właœnie zbliżało się wiele słów

kandydatek do tej jednej frazy

 

Wiec aż wstyd powiedzieć w tym momencie pomyœlał o sobie

 

 

Nie, wiedziała, że jemu

zaraz przejdzie pomimo tego że

właœnie czasami, no czasami właœnie takie

był to swój chłop

w każdym razie swój

 

 

I miała rację zaraz wrócił

do no przecież było do czego

 

przedtem tylko jeszcze

 

Ale dobrze że jesteœ powiedział

Dobrze że jesteœ

 

 

 

 

Popatrz, bracie diable, to ˜więty Antoni

Ten, co goni w  wolnych chwilach kury po jabłoni

    Dajmy prztyka w nos mu i poskrobmy w pięty

Zaraz się zobaczy, czy on taki œwięty

 

 

 

Słuchaj, bracie diable, już od rana minšł czas

Boisz się jak diabli każdy ma swój pierwszy raz

Zajrzyj mu do duszy, nie bšdŸże maruda

Zaraz zobaczymy, czy on taki Budda

 

 

 Zabierzemy się do goœcia jasne że się uda

 

       

 

 

 

           Mój bracie diable, lecz ja wejrzałem w duszę jego i

zdjęła mnie proza

Ja wiem, że tam zawsze się znajdzie zadzior ciało złoto duch

byœ zaczšł to, po co Bóg żywi wszy pod swš podszewkš

Lecz dziœ wejrzałem w jego duszę i zdjęła mnie proza

Tam nie ma nic.

 

 

 

Więc nie ma nic po prostu  nie ma nic

nic się nie staje i nic już nie będzie

Więc to tak więc o czym można mówić

i o czym my mówimy i co my robimy

 

 

 

Więc to po prostu tak zresztš zobacz sam

 

 

 

     

 

     A bierz to diabli młodszy bracie diable

Nie mam co patrzeć nawet, gdyby  duch   miał oczy

To nie jest tak, to jest jeszcze gorzej

To nieprawda, że nie ma nic, odwrotnie

 

                   Jest nic

 

Oto jest Nic, nieporuszenie mknšce

gdzie przepaœcie i zapadliska swe

dršżšce się niczym przepastny błysk

 Niestworzone.  Nie do pomyœlenia

 

 

nawet nie możesz powiedzieć, że jest

choć podobno tak jest

 

 

 Więc już przegraliœmy

 

 

       A ja  biedny wesoły  diabeł w kusym habicie przepasanym

kusym sznurem

I do diabła starego dopiero teraz  nic tu po mnie

  

 

 

˜więty Antoni składa ręce po prostu składa ręce

˜więty Antoni skłania wzrok po prostu skłania wzrok

Ptak przelatuje nad jego głowš i leci dalej

przed siebie nie oglšdajšc się za siebie

 

 

 

Drży podłoga w katedrze

I policja buszuje jak wilczur wœród owiec

Generałów chór się drze

Nagle cisza zapada i pęka grobowiec

 

Wydęta warga

Kawior był dziœ nieœwieży Ÿle wódki mrożone

Oto ksišdz Skarga

Blady niczym trup powstał i wszedł na ambonę

 

Limuzyny w szeregu

Fotel twardy i szampan  za słabo mrożony

Skarga bielszy od œniegu

W płuca nabrał powietrza i woła z ambony

 

Boże coœ Polskę

zbawiał od Szwedów, Turków, Ruskich i Szkopów

Ocal Ojczyznę

z ršk szanownych palantów i wielebnych jołopów

 

Larum w obozie

Raczej nie spod Chocimia i nie spod Zbaraża

Żebrak na mrozie

Pacierz klepie a  Piotr Skarga powtarza

 

Ref

 

Zaklšł ktoœ w przedzie

Jakie w tej demokracji robi się trumny

Karetka jedzie

A tymczasem król Zygmunt już œpiewa z kolumny

Ref

 

 

 

Czym się różni gazeta od kasety

 Czym się różni Moczulski od Suchockiej

Język fajny członek twardy raz raz miękki

 Nikt nie wstanie powie to sš tylko dŸwięki

 

 Czym się różni ktoœ wybrany

  Od kogoœ, kto jest wysrany

 Fajny wynalazek w wolnych chwilach sšdzę

Że jest tylko jeden fajniejszy pienišdze

 

Czym się różni miłoœnik ryzyka

 Od miłoœnika œmigłego Rydzyka

Czekajcie gadajcie, aż przyjdzie niemowa

 Ryj otworzy powie to sš tylko słowa

 

 

Czym się różni karuzela

 Od Wojtusia Jaruzela

 Nie mówi pokrzywa czeœć jestem pokrzywa

Parzšc ciebie w tyłek œmisznie  w życiu bywa.

 

 

 

Więc to albo nie to, dużo albo mało

Przyjdzie goœć zapyta co jeszcze zostało

 

 

 

(Namęczyło się człowieka

A konkluzja tylko czeka)

Po teatrze teraz pora

By zapytać o autora

Dorwij porwij powieœ  Na haczyku drania

Będzie piszczał powiedz To sš tylko drgania

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pewien rakarz z Cluny

Raz miał dwa d‚j  vu.

 

Ależ proszę  rakarza

Nic dwa razy się nie zdarza

Na to rzekła mu Maria Curie

 

 

 

 

jak mnie uczyli na polskim wtedy,

kiedy jeszcze byłem  dobry

                                                    z tego miłego języka

 i dobry w ogóle

 

kto chce pokazać że jest naprawdę poetš

                                         niech mi tu napisze erotyk

 

 

krytyk chciałby  pracę połšcczyć z przyjemnym

przeczytać o czymœ, co pocišga i od czego odcišga

dla przykładu: pas cnoty z gilotynkš

z filmu z Whoopie Goldberg

no to przeczytał

 

cóż ja mogę rzec

od zrodzenia odziany w szorstkie płótno

 karmiony tłuczonym szkłem

       w mleku matki

widzicie `już tršci szmirš a to dopiero poczštek "   

(to  był oczywiœcie cytat ze mnie          

 

 

w moim wieku

nie ukrywam, że jest to wiek pojezusowy

człowiek  wie o pewnych rzeczach po prostu

już umie wiedzieć, jak to jest

ona czuje że żyje tylko w tobie

ty czujesz, że już masz jš w koœciach

nie rzekłszy za skórš bo klisza

a frekwencja patrzy

ona  w tobie i ona pod twojš skórš

wy i poczucie

że po to warto było się rodzić

tak wy wtedy czujecie

 

Ja sam, będšc w wolnych chwilach sobš

a nawet mnš

zachowuje to poczucie

poczucie - nie to, tylko tamto, mianowicie

 

nic nowego pod korcem

 

pewnie znów nieoceniona publika

wykaże się pytaniem

czy korzec to słońce czy kołdra

czy zestrzelenie

 

(państwo poloniœci zdekodujš

kogo  małpuję

 

i oto temat się wymydlił

a autor wysmyknšł

 

teraz patrzy frekwencji w oczy

nnno chybbba nie jestem najgorszy

 

 

 

Wiejska parafia wstaje dzionek

Mgiełka opada lœnišc

Biały ołtarz ciemny przedsionek

W przedsionku klęczy ksišdz

 

Słońce budzi blaskiem poranku

Złotš koronš lœnišc

Młody proboszcz siada na ganku

W przedsionku klęczy ksišdz

 

Biały portret wisi na górze

Ręki z pierœcieniem władczy gest

Organista œpiewa na chórze

Gdzie  miłoœć wzajemna jest

 

Patrzš z obrazów œwięci

W rękach różańce mnšc

˜więty Walenty głowš kręci

W przedsionku klęczy ksišdz.

 

 

Biały portret wisi na górze

Ręki z pierœcieniem władczy gest

Organista œpiewa na chórze

Gdzie  miłoœć i dobroć jest

 

 

Do komunii się skończył ogonek

Organy przestały dšć

Opustoszał œciemniał przedsionek

W przedsionku został ksišdz

 

 

 

Milczy podłoga niezmieciona

Z nowych brudów i starych win

ChodŸmy do domu mówi żona

Już   pewnie głodny syn

 

 

On niezręcznie rękę jej głaszcze

Promień œwiatła rozdziera sień

Razem wstajš strzepajš płaszcze

Zgarbieni ruszajš w dzień

 

 

Słońce złotš latarniš płonie

Nad kłębkiem ludzkich dróg

Gołšb œpiewa na nieboskłonie

Gdzie miłoœć tam mieszka Bóg

 

 

 

Choć nie jestem zbawcš ludzkoœci

 Ni prorokiem drapanym w pięty

Czasem we mnie ta myœl zagoœci

Jestem wyklęty

 

 Wdam się w pierwszš lepszš  fujarę

 Co post mortem w ten deseń plecie

 Co zostanie po mnie? Stron parę

 Na Internecie

 

 Cypek Norwid wbijał zšb w œcianę Też mam wprawę w klepaniu bidy

Lecz kto skazał mnie na tak zwane Ciężkie norwidy

 

Piszesz piórem trzema czterema

Sławy potšd, co twoja klitka

Na wieszaku jest, czy już nie ma

Czapla norwidka

 

Czy mi żal nie mówię że wcale

Wszystko ma swoje dobre strony

Przyjdzie czas mój kitę odwalę

niedoceniony

 

Nie ma mowy, chyba też wiecie

Bo nie jestem aż takim jołopem

Jechać na wilczurzym bilecie

Ani nie open.

 

 Po kolei czy nie pokolei Każdy wykrot miewa swój kraniec Ja też

nie traciłem nadziei Został  kaganiec.

 

 Skończš dwa zakochane robale  Miodowy miesišc na dnie mojej

głowy Będzie cud facet nieznany wcale Nagle kultowy

 

 Powie ktoœ kryguj się, Wania-wstania Bo lubimy to my pismaki

Bywam trudny do wytrzymania Lecz nie aż taki

 

 

 

Kto przejmuje się, najmniej wskóra Mały krok to ku ocaleniu  Ale

kiedyż zaœwita dziura      W mym przeznaczeniu

 

 

 

Kiedy w końcu jak grafomana Połknie mnie biblioteki katalog

Aklamacjš trumna ma przyklepana  A miał by dialog

 

 

 

Gdy to czytasz drogi Kolego I już myœlisz witamy w klubie To się

pewnie pytasz dlaczego Bo ja tak lubię

 

 

 

 

 

 

 

Nazywam się Arystokles

bez żadnych aluzji

 

mój ojciec

podobno był

 

moja matka była na pewno

niestety

 

kiedy miałem lat 22 odnalazłem skarb

zresztš, sš na ten temat także inne wersje

 

i zainwestowałem

w uroczy domek publiczny

co się opłaciło

 

 

gdy miałem lat 33

zrobiłem to

 

 

byłem wtedy bogaty

nie bardzo, ale tez nie niebardzo

kazałem majstrowi

stałego klientowi i za zapłatę głownie w naturze

 

zbudować to

 

ołtarz nieznanemu Bogu

 

 

cóż, ja też

znanoœciš kiedyœ nie grzeszyłem

 

oczywiœcie nie planuję być kim nie jestem

ja za przeproszeniem prorok

ja za przeproszeniem teokrator

sami widzicie, jak to brzmi

 

 

 bogów u nas dostatek

zaœ wszędzie musi być ta szara strefa

więc niech Mu będzie, że jest

niech Mu choć raz wyda, że jest

nim wyda się, że Go nie ma

choć Go nie ma

 

 

 

 

 

lecz ja Jestem

i nie było czasu

abym nie Był

i nie będzie czasu

że nie Będę

 

i nikomu nie wpadnie na myœl

że Jestem nieskończony niezaczęty nieuczczony

w każdym razie że Bywam

 

i  byt się skonczy a ja Jestem

jakby kto pytał chociaż nikt nie pyta

i nikt się tego nie dowie, nawet ty

 

że w każdym razie  Bywam

 

 

a że twój błšd był najmniejszy

bo nie jesteœ prorokiem

co najwyżej post-rokiem

Pewien rakarz z Cluny

Raz miał dwa d‚j  vu.

 

Ależ proszę  rakarza

Nic dwa razy się nie zdarza

Na to rzekła mu Maria Curie

 

(spryciarz)

sam się zastanawiam w tym co naskrobałem

też bywajš białe plamy głównie tam gdzie łóżko

ale - popatrzcie, com za odmieniec - dziwnym trafem nie ma

ich na OjczyŸnie ani Bogu - Ojczyzna, to czemu nie Bóg?

 

 

Nie ukrywam że nie jestem X. Twardowski

trudno mi bywa być z Bogiem za Pan Bóg

Sam też chciałbym wiedzieć, czy œwięte słowa lubiš

by je powtarzać

 

 

Bóg, chociażby i taki jak Bóg Kartezjusza

troskliwie rpobišcy go w konia, żeby tytlko przypadkiem

nie pokapował, że go nie ma  biedak jeszcze

zrobiłby sobie kuku

 

 

Bóg, rzekę, na mój rozum ma doœć chwały

bez czyichœ panegiryków więc i moich

i fizolofów zbijajšcych granty

o to, Czy Pan Bóg może być zbawiony?

 

 

Czy słusznie paru takich zwie go Kosmiczxnym Sierotš

co nie ma nawet poczštku nie mówišc o końcu

jakby już nawet i tego nie było wolno mężczyŸnie

zazdroœciš wobec Izraela kryje Swš samotnoœć

No cóż Bóg z nimi

 

 

Dla mnie jest  co najmniej prawdopodobne, że Bóg sam Się zna

A także, co za tym idzie, że sam Się obroni

Przed chcšcymi Go dosišœć jak gówno okrętu

 

 

Przecz grać kapłana dzwonišc na mszę spierzchłš strunš

Bożš iskrš darzš muzy a Bożym œwiatłem œwietliki

Aż œmiszne - nic na bliższe

 

 

No dobrze jak coœ jeszcze  napiszę też się zastanowię

pijcie wierszyk idŸcie spać

 

 

 

 

Diana leży w angolskiej ziemi

 

 Diana, która chciała za Araba.

 

 Supermarket sprzedaje tony kwiatów

 

Jedzie działo na  nim miast pocisku

 

 blond utleniony kurczak tamaguchi

 

 

 

 Idš  sznurkiem angolscy komandosi

 

 Irlandczyk ruszy rzęsš i już trup

 

Chłopcy jak œwieżo malowane

 

Tylko miny kłujš ich w œliczne nóżki.

 

 

 

 Półgębkiem ziewa angolski lewek

 

Ja się nie boję dentysty

 

 Ponosi tylnš łapę nawet Bur  nie zaszura

 

Głupi Gandhi głupi ksišżę Poniatowski.

 

 

 

Czapki z głów gacie z tyłków

(cisza we wsi idŸcie bez zboże)

Bo Angol przezywa katharsis

 

Kto winny kto winny złapać i posolić

 

Wszystko Żydzi wszystko paparuchy

 

 

 

 Koniec transmsji, gaœnie telewizor

 

Za oknem czekajš uroki demokracji

 

 Gdzie ja podziałem zaległe rachunki

 

 Ależ ona wtedy musiała być szczęœliwa.

 

 

 

 Kto ziemi nie dotknšł ni razu

 

 Wedle Thatcher ukazu nie może być w niebie

 

 Dziękujemy wszystkim, proszę westchnšć z ulgš

 

 I przekręcić gałkę.

 

 

 

 Diana leży w angolskiej ziemi

 

 Diana, która chciała za Araba.

 

 Jedzie działo na  nim miast pocisku

 

 blond utleniony kurczak tamaguchi

 

 

 

 

 

odbieram teczkę z szatni portier o myœlšcej twarzy

właœnie mi jš oddam przepraszam on naprawdę

ma takš twarz (nie wiem jaki on jest jako człowiek

bo zawsze tylko moja teczka wie jak jš oddaje i odbiera

ale ma takš twarz

 

i wychodzę znów jestem spóŸniony po co tu przylazłem

znowu jakaœ idiotka wystawiła jakiegoœ idiotę

po co tuœ przylazł znajome pytanie znajoma odpowiedŸ

żeby do reszty nie zbydlęceć

 

i lepsza ta idiotka od tamtej idiotki

z Narodowego dzięki której

tam już nie ma za darmo nawet tego jednego dnia

kiedy ty zawsze jesteœ taki sterminowany tydzień w tydzień

 

raz to do mnie dotarło ostatniego dnia

przeczytałem wycieczka z Tworek urzšdziła sobie

wycieczkę na wystawkę ostatniego dnia otwarcia

bo Tworki było na to stać a mnie nie było

 

wtedy też pomyœlałem nic nie pomyœlałem

a tak do mnie dotarło czemuœ ty czemu taki normalny

czemu ten œwiat taki bydlęcy a portier taki myœlšcy

rach ciach koniec balu niestaty jakkolwiek

i tak

i final i szlaban i dno

i tak

ani wiatru ni nieba spod powiek

i zostalo już tylko to

 

 

buch w placz

na amen na iment na przestrzal

 

 

nura w placz

do ostatku do szalu do cna

 

 

to jest noc

za nocami gorami już swita

 

to jest dno

a już nic nie odbija się w nim

 

już jest nic

wytrwa krotko nim zacznie się dzien

 

lecz był czas

zeby usiasc przeplakac na wylot

 

Ach kiedy dojdzie wreszcie do mnie

zera dziesiętny separator

Nie będę  mšdrzył się przytomnie

nieboszczyk czy reinkarnartor

 

 

 

 

 

Nim przy œniadaniu ginekolog

opryska kawš mój nekrolog

Nim premier co nie w ciemię buty

zakaże odwalania kity

 

 

Spojrzę na œwiat, pomyœlę błogo

Kto z nas mas bardziej dosyć kogo

Nakryję się racami dwiema

Cieszšc się, że mnie wreszcie nie ma.

owszem. niedawno temu spotkało mnie pewne ważne

wydarzenie osobiste. przestałem żyć.

 

nie pytajcie z kim inwencja zawsze mile widziana

ani nie cytujcie pewnego wiersza Brzechwy

kończšcego się, o ile tu pamiętam, słowami

a takie dobre życie mogłem mieć po œmierci

 

każdy człowiek żyje a potem nie żyje

                          w międzyczasie

trochę radosnej twórczoœci

                         moja

była prawdopodobnie mniej radosna nikt o mnie nie powiedział

taki jeden wesoły pan

 

- - - - -

 

 

hm może wstrzymywała mnie jedyna rzecz

myœl mianowicie

że (jeszcze przedtem albo już po)

      będę mógł się dowiedzieć

jeszcze czegoœ - nie byle czego, ale właœnie tego z dużej T

- czego nie wiem

albo co nie wie mnie

kto tam kogo wie?

 

 

i dobrze że wstrzymała

  co nie znaczy, że Było

    albo że Nie

      pewnie dobrze, że mnie wstrzymała

 kiedy był na to czas

 

 

ale  zostańmy  przy  najważniejszym  bo po  co odchodzić  od wštku

niedawno temu

spotkało mnie doniosłe wydarzenie osobiste

przestałem żyćjak mnie uczyli na polskim wtedy,

kiedy jeszcze byłem  dobry

                                                    z tego miłego języka

 i dobry w ogóle

 

kto chce pokazać że jest naprawdę poetš

                                         niech mi tu napisze erotyk

 

 

krytyk chciałby  pracę połšcczyć z przyjemnym

przeczytać o czymœ, co pocišga i od czego odcišga

dla przykładu: pas cnoty z gilotynkš

z filmu z Whoopie Goldberg

no to przeczytał

 

cóż ja mogę rzec

od zrodzenia odziany w szorstkie płótno

 karmiony tłuczonym szkłem

       w mleku matki

widzicie `już tršci szmirš a to dopiero poczštek "   

(to  był oczywiœcie cytat ze mnie          

 

 

w moim wieku

nie ukrywam, że jest to wiek pojezusowy

człowiek  wie o pewnych rzeczach po prostu

już umie wiedzieć, jak to jest

ona czuje że żyje tylko w tobie

ty czujesz, że już masz jš w koœciach

nie rzekłszy za skórš bo klisza

a frekwencja patrzy

ona  w tobie i ona pod twojš skórš

wy i poczucie

że po to warto było się rodzić

tak wy wtedy czujecie

 

Ja sam, będšc w wolnych chwilach sobš

a nawet mnš

zachowuje to poczucie

poczucie - nie to, tylko tamto, mianowicie

 

nic nowego pod korcem

 

pewnie znów nieoceniona publika

wykaże się pytaniem

czy korzec to słońce czy kołdra

czy zestrzelenie

 

(państwo poloniœci zdekodujš

kogo  małpuję

 

i oto temat się wymydlił

a autor wysmyknšł

 

teraz patrzy frekwencji w oczy

nnno chybbba nie jestem najgorszyJa trzymam wajchę  nie ma gadania

 Polaków wgniotłem w piach niczym glistę

Teraz czekajš nowe zadania

 Bo duński żołnierz ma ręce czyste

 

 życie nie snem jest raczej grš

 Ja dobrze wiem, czego oni chcš

 

Ciszy i żadnych rozrywek, czyli

 Raczej się wiele nie pomylili

 

 

 

ja trzymam wajchę szafa gra

 

 

Ars graphomaniae

 

 

 

 

 

A więc i w Tobie ocknęła się ta siła fatalna

 

którš żyjš wybrani by nie żyć od œwięta do œwięta

 

Pamiętaj docent z kulawš nogš cię nie zapamięta

 

jeœli ty sam nie będziesz swym najlepszym czytelnikiem

 

 

 

 zły to kochanek który sam nie kocha siebie

 

zły to szewc który chodzi na bosaka

 

nie musisz być swym własnym piewcš (chociaż kto zabrania

 

wszak jest w Tobie ta siła

 

czy  już ci  to nie wolno

 

 

 

To nie wszystko zobaczysz co ciepniesz na papier

 

Czasem wie lepiej od siebie co robi pod Twš czaszkš

 

Już Go tam nie ma i chciałbyœ ty być taki żywy

 

Czasem sišdzie  frasobliwe na Ciebie spoglšda::

 

i kto cię tak napisał

 

 

 

 

 

Kiedyœ się zdarzy goœć na twój tekst spojrzy wilkiem

 

i wypyszczy czemu na cię patrzy wilkiem

 

a ty patrzysz w jego ryj emocje emocje emocje

 

 a od czego jest poezja  gdy nie by je budzić

 

            i czujesz jak Twoja siła wzrasta i wiesz już ciebie

dostrzegli

 

                      i już wiedzš, że już od ciebie nie będš

mieli spokoju

 

 

 

 

 

już sobie nie pójdziesz będziesz tkwił na zjeŸdzie horyzontu

 

jak maszt Wolnej Europy zza Pałacu Kultury

 

upierdliwy  jak upiór w operze

 

 łebski bardziej, niż trzystu Korwinówmikusiów

 

  nieuchwytny  niczym niczym  nie nicowana  nić

 

nawiedzony niczym stu pięćdziesięciu Bursów

 

        œwieży niczym bobas  zadziwiony, czemu spadł z Xiężyca

 

                      lub każdy, jaki sam zapragniesz

 

 

 

                                          to ty

 

                                           

 

 

 

 A niech no powie ktoœ, Że cię nie ma

 

 

 

 

 

 

 

Wszystko jest krytykš każdy jest krytykiem

 

 Lecz  poetš  Ty jesteœ a  krytykiem "się" bywa

 

     Może biduœ się sfrustrować i artystycznie cię zjechać

 

  to naprawdę biedny człowiek i spróbuj go zrozumieć

 

 

 

Bo poetš się rodzisz i nim umrzesz w międzyczasie

 

możesz  wypełniać szuflady układać

 

tony wierszy i żadnego nie zapisać

 

zapominać pierwszš zwrotkę składajšc œrodkowš

 

ale jesteœ tym cholernym pismakiem i finał

 

nikt nie pozbawi cię tego nawet gdybyœ sam tego pragnšł

 

nigdy nie będziesz być tylko w tył i przód i kwadracik

 

nigdy o tobie nie zapomni œwiat po drugiej stronie lustra

 

i gdy tam pójdziesz w ten dzień, to bez żalu i bez ulgi

 

a krytykiem się bywa i łyżka tak samo jest płaska

 

ani krzty zupy głębiej

 

i to naprawdę biedny człowiek i spróbuj mu przebaczyć

 

 

 

 

 

 I kiedy Błoński skazywał Bursę na ciężkie norwidy             

  

 

 może cudy norwidy a on  chciał tylko  być  pismakiem

 

pismakiem  nie kultmenem uwielbianym

 

po œmierci          

 

 

 

to było wieczne teraz    tak dziawa się z każdym

 

sam nie wieszcz czy to będzie tobie oszczędzone

 

może będzie najlepiej na to nie licz w innych słowach

 

niech Ci to będzie miłš niespodziankš

 

 

 

 

 

ale niech żywi nie tracš nadziei  jako napisane

 

na bocznych drzwiach pewnej zaprzyjaŸnionej kostnicy niech żywi

 

nie tracš nadziei

 

 

(Letni niedziel;ny dzionek)

Wiejska parafia wstaje dzionek

Mgiełka opada lœnišc

Biały ołtarz ciemny przedsionek

W przedsionku klęczy ksišdz

 

Słońce budzi blaskiem poranku

Złotš koronš lœnišc

Młody proboszcz siada na ganku

W przedsionku klęczy ksišdz

 

Biały portret wisi na górze

Ręki z pierœcieniem władczy gest

Organista œpiewa na chórze

Gdzie  miłoœć wzajemna jest

 

Patrzš z obrazów œwięci

W rękach różańce mnšc

˜więty Walenty głowš kręci

W przedsionku klęczy ksišdz.

 

 

Biały portret wisi na górze

Ręki z pierœcieniem władczy gest

Organista œpiewa na chórze

Gdzie  miłoœć i dobroć jest

 

 

Do komunii się skończył ogonek

Organy przestały dšć

Opustoszał œciemniał przedsionek

W przedsionku został ksišdz

 

 

 

Milczy podłoga niezmieciona

Z nowych brudów i starych win

ChodŸmy do domu mówi żona

Już   pewnie głodny syn

 

 

On niezręcznie rękę jej głaszcze

Promień œwiatła rozdziera sień

Razem wstajš strzepajš płaszcze

Zgarbieni ruszajš w dzień

 

 

Słońce złotš latarniš płonie

Nad kłębkiem ludzkich dróg

Gołšb œpiewa na nieboskłonie

Gdzie miłoœć tam mieszka Bóg

Jak mam do ciebie mówić, ma gwiazdo, ktyórej nie ma?

Nikt ci nie każe być, ale to nei powód

by wzejœć nieużejœci ciepnšć ciupkę œwiatła

choćby na mojš pustš wigilię i pęłnš szufladę.

 

         Każdy pisacz powinien zrobićmłodo exitus letalis

    najlepiej w szpitalu,  ajlepiej bez klamek, najlepiej na ejdsa

   

    potem, gdy już nie trzeba płacić copyrioght, się okazuje

    odkryliœmy takiego, co go piach właœnie popkrył

   

   

    i weŸ soie napamištkę mojš czapkę norwidkę

    pisał piękne wiersze ja pięknie na`isał Wójtowicz

    I miał za swoje, to znaczy za żywota

   

   

    Jednego nie wiem

:  czyjš trzeba zazrżnšć ciotę

    by skazali na ciężkiue miłosze

    o co niniekszym proszę ma gwiazdo której nie ma?

   

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Co się gapicie? Tak, ja wasi tatusie

 

gapicie się zaraz się skiończy czołówka

 

I zobaczycie mnie jak ruszam z tyłka jeszcze raz

 

 

 

 

 

 

 

 Z akcentem pruszkpowskim Brunner, nie zemnš te numery

 

witamy w objęciach KGB

 

 

 

 

 

tak w ogóle to jest  ciebie miły chłopak

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Cała rodzinka przed skrzynkš zebrana

 

brakuje już tylko mnie

 

Obcišgam feldgrau i chwytam za gana

 

Witam w objęciach KGB

 

 

 

 

 

Szybki niczym pantera

 

Ganiam w kółko  Brunnera

 

Jakby œwiat był za mały

 

Dla obu nas

 

Finał ogólnie znany

 

Spytaj ciotki Zuzanny

 

W sumie niezłe kasztany

 

Lecz nie ten plac.

 

 

 

 

 

 

 

Czuć się jak w swojej skórze

 

W aktualnym mundurze

 

Ja wam powiem ostatni

 

czy to jest klucz.

 

Życie to nie zabawka

 

Tam gdzie życie jest stawka

 

Pozwolili oglšdać

 

więc ucz się ucz

 

 

 

 

 

 

 

Prochy, zgliszcza i gloria

 

Całkiem niezła teoria

 

Komuœ musi historia

 

się zaœmiać w nos.

 

Refren szybko ułożę

 

Wam już nic nie pomoże

 

Ni marszałek, ni nawet

 

kapitan Kloss.

 

 

 

 

 

˜migły niczym pantera

 

W kółko ganiam Brunnera

 

Potem gałkę przekręcisz

 

i czerń i nic.

 

Życie spać się nie kładzie

 

Taœma leży w szufladzie

 

Wy pójdziecie żyć, a ja

 

przestanę być.

 

 

 

 

 

Miasto nieposkromione

 

Jedno jest nam sšdzone

 

Chociaż z wami nie spłonę

 

też nie mam szans.

 

Krótko wzdycham o œwicie

 

Cóż jest większe niż życie

 

Wy i tak nie ujrzycie

 

że płacze Hans.

 

 

 

 

 

 

 

Szybki niczym pantera

 

W kółko ganiam Brunnera

 

Potem gałkę przekręcisz

 

i czerń i nic.

 

Czy wy jeszcze wierzycie

 

W coœ, co większe niż życie

 

Ja już nie - wybaczycie

 

Sam został Stierlitz.

 

 

 

--------------------------

 

 

 

Na  wypadek błędu w ortografii, chodzi o bohatera 17 mgnień

wiosny.

 

idzie towar po ulicy

wyżej pępka mini ma

coœ goršco dziœ dziewicy

stopni tylko minus dwa

 

 tramwaj nie jedzie w sopek się zmienię

i tylko rozpływam się w refrenie

 

sukbana

sskubana

ssskubana

takbym cię podskubać chciał

 

 

jak żyrafa te kulasy

pewnie w kosza w Gwardii gra

ruda trwała kawal kasy

a odechy na 102

 

 

refren˜witem zaskrzypiały dŸwierze

i zostały w dali chaty,

matki, żony. A żołnierze

po to sš, by wlec w sołdaty

 

 

Im też kiedyœ było dane

W szarawego brzasku krostę

Ich wywlekli, jak gzy ranę

Potem wszystko było proste

 

 

Chcieli dać im resztki gruli

 

i na popas stanšć w chacie(dać odpoczšć w  byle chacie)

 

W wšwóz weszli i poczuli

 

 Że im pospadały gacie

 

                     

 

Janosik stojał na turni

 

Większy, niż Kondracka Kopa

 

Nie widzieli fryce durni

 

 Wydalszego kawał chłopa

 

 

 

 Stał z ciupagš i półhakiem

 

Aż tu czuję prochu swšd.

 

Niestety, nie był Polakiem

 

 to błšd

 

 

 

 Dech im zdjęła trwoga sina

 

Ducha dreszcz cmentarnej bieli

 

Wkršg spojrzeli zrozumieli

 

 Że wybiła ich godzina

 

 

 

Przywołali dni minione

 

Dobre było, ale mało

 

Gdy przed Boga staniesz tronem.

 

 Mieli rację tak się stało.

 

 

 

 

 

otworzyli Wolni oczy

 

spojrzeli na grań wysokš

 

staw głęboki, piarg zbyrczšcy

 

Tylko iœć tylko że dokšd

 

 

Gdy odeszli w dal harnasie

Jeden ruszył ich œladami

Upadł do nóg na popasie

Janosiku, ja chcę z wami

 

 

Chciałbyœ mieć po grdykę złota

I na każdy dzien frejerkę?

Wiem, że klštwa i sromota

Wiem, że ruszam w poniewierkę

 

 

Chciałbyœ z nami w orle perci

Stać cesarskim w gardle koœciš?

Nie. Więc czego? Szukam œmierci

Nagłej, we krwi; lecz z godnoœciš

 

 

 

Ruszył z nimi miedzš łanem

graniš, szczytem i dolinš

sługš, druhem i hetmanem

Nie słyszałem, aby zginšł

 

 

Moze go schronily niwy

Kedy i chasrt nie ulowi

Moze do dzis ostal zywy

Gdzie rycerze Giewontowi

 

Grozny, niczym grzmiace chmury

Madry  jak milczace szczyty

Czuwa, patrzac na nas z gory

Gniewny, wdaly, niepobity

 

Slonce się za mnichy chowa

Dogorzaly   wieszczow weny

Przeminely wielkie slowa

On się zostal - bezimienny

 

Trwa z ciupagš i półhakiem

O tym wiem sam nie wiem skšd

Lecz nie wiem, czy był Polakiem

I czy to błšdrach ciach koniec balu niestety jakkolwiek

i tak

i finał i szlaban i dno

i tak

ani wiatru ni nieba spod powiek

i tak

i zostało już tylko to

 

 

buch w płacz

na amen na iment na przestrzał

 

 

nura w płacz

do ostatku do szału do cna

 

 

 

tam jest dno

popod dnem œwiatło i fala

podnosi się w dół

 

i da się żyć lecz dzisiaj

jest właœnie dno

 

 

-- - -- -- --

to  owszem wszystko marnoœć

i œwiat poszedł swojš drogš bo czyjš miał pójœć

aliœci pozostanie

na dnie Ÿrenicy ten moment oraz

 

oraz nic

 

 

albo to, co powiedział

mędrzec o imieniu głęboko z antypodów

który miał dokazać sztuki tej, byœ była cicho a rzekł dwa słowa

joga płaczu

 

 

Jonaszu Jakub to był okpiœ

powiadajš mędrcy, że wypłynie na wierzch tylko szajs

on wypłynšł, a ty zostałeœ człowiekiem

 

 

Jonaszu idzie czas wynurzenia

już lustro wody nas spotkanie bieży nam

delfiny będš trzepa㠜wieżš pianę

uœmiechajšc się w słońce

 

 

Znad brzegu nadfrunš mewy i kobiety

żadna, przeżadna nie zapyta, czemuœ

bez ziela Gilgamesza

 

 

trzeba otrzepać szaty jeszcze jest dla ciebie

doœć tego, co jest ludziom sšdzone

nawet jeœli teraz wierzysz, że coœ może pójœć na marne

 

A byœ nie myœlał że upór twój nie był daremny

Jedna łaska jest ci dana nigdy ty i nikt z twoich

nie zostanie Jobem

 

Raj jest owszem dla wszystkich

ale Ktoœ coœ zrozumiał -

z czym do kogo

abyœ nie myœlał, że  œwiat jest kawałem głazu abyœ nie myœlał

jeszcze wielu rzeczy

co się same nie pomyœlš

i to dobrze

 

 

 

I nikt nie będzie wiedział o minutach i miesišcach

gdy pochłonšł cię wieloryb i żarła was nadkwasota

one zostanš ale nikt nie będzie wiedział

skšd pochodzi twoja moc

 

 

 

Jonaszu idzie czas wynurzenia

to jest tylko ocean to jest tylko przestwór

Jonaszu spójrz na skraju poły lœi jak żywa

ostatnia

             kropla słonej rosy

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Niebo pofajdane ziemia też

Tylko sišdŸ i sraj

Nie wiem, więc cię spytam może wiesz

Co  to jest za kraj?

 

 

Gdzie nie braknie nigdy krat ni pał

Gdzie jest taki kraj

Dajcie władzę mi nie będę wam za kołnierz srał

Znów œlubuje ktoœ i znów dla jaj

 

Słyszysz znowu dobrze będzie, lecz nie dziœ

tylko wierzyć mu

W Kalifornii  fruwa Yogi miœ

Ty kiblujesz tuSamolot schodzi w dół już widzisz

Wisła Pałac Kultury Grzybowska

i jeszcze niżej. jeszcze niżej.coraz  niżej.

 kolejka  pewnie będzie megowa czy do cła

trzeba pochować dyskietki?

 

Już skaczš na ciebie owczarki z Arakusa

Aż nie nadšżysz uciekać kursorem

 

O Boże, niech to będzie sen

O Boże, niech to będzie sen

 

                      Control Break

                     Control Break

                     Control Break

 

 

To był sen słońce robi to, co zwykle

w tym kraju, gdzie chodzi się do góry nogami

Poprzez ocean dymu i fusów przedziera się

rozwišzanie jeszcze nie to do tego Kerninghama

to ja bym strzelał jak na Diunie 4

 

Nagle zaczniesz skakać nortonem po hardysku

 to nie tu to nie tu i to nie tu

 

skulony na szarym dnie  configa

Country number 0048

 

 

Za godzinę przyjdzie boss i powie

że mogę sobie iœć podlewać kangury

 

Nie dziœ nie przyjdzie dzisiaj

dzisiaj jest Boże Narodzenie

 

puszysty żłobek w torbie u kangurka

Wesołych ˜wišt

w zatoce tuŸ o wycišgnięcie twej ręki karawela druga

juŸ nachyla się ku wiatrowi jakby coœ jej szeptał

tak, Ÿebyœ nawet i ty tego nie usłyszał

jak bryza karaweli dziewczyna dziewczynie

 

dalej całe morze masztów wetkniętych pod niebem

dalej dal jak nałogowo czasami powtarzam

takiej dali nie namajluje sam Salvador Dali

 

 

z przodu werniks niŸej napis nie dotykać

byœ przypadkiem nie poczuł tego, jak jest

płaski i cienki jak Ÿyleta a œwiat ma tylko pięć wymiarów

moŸna sprawdzić na czyich chcesz palcach przestrzeń czas i pienišdz

 

czemu tak jest czemu przepadasz

za cieniem karaweli co odpływa bez ciebie

wiecznie na wiecznym płótnie

dokładnie i odkładnie wszędzie tam, gdzie cię nie ma

pewnie teŸ piszšc kilem po wodzie

o no nie bšdŸmy tu jeszcze  złoœliwsi

 

czemu? bo nie ma dŸemu

      bo œliwki sš robaczywki

bo cisza na morzu i bałwan œpi

i pisz tak dalej a nobel sam wyroœnie

zawišzywałem słowom kokardki

żeby były takie takie jeszcze inne

Tęczowa kipumakrama

Z miski lustrzanich kokardek

Wyziera nos oczy reszta

To nie ja a miałem być

 kto jest co szuka ten człowiek

 

 Zasiadł Bóg, że rzecz wyłożę

 

W majestacie swojej chwały

 

Diabeł rzekł mu Panie Boże

 

Jakiż niebyt doskonały

 

Po co stwarzać niebo, morze

 

ziemię, chmury oraz lšd

 

Diabeł w kułak się wyszczerzył

 

Bóg i tak mu nie uwierzył

 

Jak wiadomo stworzył homo

 

ksywka sapiens to był błšd

 

 

 

 

 

Siadł na tyłku Piast Kołodziej

 

Z cienia wyszedł druid dobrodziej

 

Rzekł: jak rzekł poeta Hołuj

 

SiedŸ na tyłku i nie kołuj

 

Koło dziwna to figura

 

Czyż to nie klasyczny sšd

 

Powstał Piast i się położył

 

Powstał, wyszedł, twarz otworzył

 

I hip hurra obrósł  w pióra

 

Niczym kura to był błšd

 

 

 

 

Był raz Zygmuœ, xywka Stary

Berło miał jak 2 fujary

Miał koronkę i płaszcz z futra

Chciał z Krzyżaka zrobić lutra

 

Miłosierdzie przebaczenie

Kochaj wroga, jak ci zmiękł

Będzie przyszłe pokolenie

Gryzło palce na sam dŸwięk

 

 

 

 

Poœród wichru gradu szaci

PełŸli raZ konfederaci

 

Jakaœ to diabelska sprawa

Po co innowiercom prawa

Zaraz głowę król nam gach da

Szable w dłoń z garłšczy doń

i już szlachta i już szlkachta

jak mšż jeden wali w koń

 

 

 

 

Brał okupant ze szkół znany

W jasyr godnoœć, Ÿycie, mienie

Prał poeta łbem o œciany

Wyklinajšc przeznaczenie

 

Miałkie cisze, krwawe zgiełki

Wszak nie idzie nic na marne

(od piramid aż po Marnę)

(lewki)Misie, ptaszki, w tym orzełki

(maœć dowolna, głównie) DuŸo głów i wszystkei czarne

 

 

 

Jšdruœ Kmicic z dobranocki

Wroga prał, że sam się dziwił

Był Sowiński i Potocki

Był Czarnecki i Radziwił

 

Czarne marki, złote ruble

Jedne w sszereg, drugie w rzšd

Skšd ich tyle w jednym kuble

Zgadnij sam ja nie wiem skšd

 

 

 

Od œubianki po Poronin

Gdzie swe Ÿródła Bzura bierze

Nie przeminie pamięć o nim

Bezimiennym bohaterze

 

co kikowal kalkulowal

cierpiac fiskus karcer chloste

krew+blizna = jest ojczyzna

cóŸ jest  jeszcze bardziej proste

 

 

Kiedy urzšd znać o sobie

Da niewinnym ci szelestem

Nie myœl co ja  tutaj robię

Pomyuœl lepiej ja nim jestem

 

Miast podziwać uniżenie

Sejm, premiera oraz rzšd

Chciej do Stwórcy wznieœć westchniujenie

 Za nasz wielki, wspólny Błšd

 

 

Ani w karze ani w winie

 

œwiata sens się nie zamyka

 

 Zawsze na wierzch szajs wypłynie

 

 Mówi prawo Kopernika.

 

 

 

 Ktoœ dziœ patrzy nać z wysoka

 

 Bo podkładał lepiej œwinie

 

Wszak powiada król Asioka

 

Że i to również przeminie.

 

 

 

 Przeciskajš się jak mogš

 

Niczym szczur, co płynie œciekiem

 

 Oni pójdš swojš drogš

 

Abyœ ty został człowiekiem

 

 

 

 Ręka czysta jak nieczysta

 

Szybki łup jak lat fatyga

 

 Wszystkich skonsumuje glista

 

 Ale ciebie nie wyrzyga

 

 

 

Róbcie mówcie  tak, jak chcecie

 

Tylko słowa  tylko czyny

 

Wszystko minie  na  tym œwiecie

 

Lecz  nie jest to œwiat jedyny

 

 

 

Coœ ktoœ zrobi coœ ktoœ powie

 

Nie wiesz oczy w którš stronę

 

Choć ci  stanie włos na głowie

 

One   też sš policzone

 

 

 

Patrzš gwiazdy których miękki

 

Głos prowadzi cię z oddali

 

Patrzy Jezus z Bożej Męki

 

Jemu też popalić dali

 

 

 

Chwalcie Boga, nie mamonę

 

Służcie  pięknu, ni ohydzie

 

Wszystko będzie policzone

 

I na marne nic nie idzie

 

 

 

Biegnš dni miesišce słowa

 

Jedne kretem, drugie ptakiem

 

Aż łka dziura ozonowa

 

Wiem, bo jestem sam pismakiem

 

 

 

Liczš krupy porzšdniccy

 

Lecz się nigdy nie odklei

 

Napis sponad drzwi kostnicy

 

Żywi nie tracš nadziei

 

 

 

martwić się jest to złe dodawać do zła

 

 

 

pewnie racja ale

 

 

 

 bliższy był ten, co powiedział zło, zło zawsze  wszędzie

 

 

 

 

 

 

 

lecz czasem jedna na œwiecie jest kraina taka

 

                                         kraina mej żałoœci 

 

 

 

gdzie jestem wolny nie muszę udawać swej własnej reklamy

 

 

 

niemal jestem mnš

 

 

 

i nie chcę, by wycišgał nie ktoœ z mego œwiata

 

 

 

 

 

gdzie przynajmniej jestem wolny w  smutku gdzie przynajmniej to

mój smutek

 

gdzie jestem

 

 

 

(czy ktoœ rzekł: jedyna droga by znaleŸć drogę: się zgubić?)

 

 

 

 

 

Jak by nie było inni majš

 

bezsennoœć  grypę gips kobiety

 

                                 swoje metody

 

 

 

nikt nie chce Noe mieć nic każdy

 

chce mieć coœ

 

 

 

 szkoda tylko, jak każdy dostrzega, jednego

 

   tych wierszy wdzięcznych jak blondynka za kierownicš

 

           które   i co tu poczšć z takim œwiatem  spójrzcie

sami

 

                   które nie chcš się poczšć na smutno

 

 

Kraków to cycuœ miasto przyjedŸ tu na dzień

Do wieczora oglšdać jakie piękne kamienie

I wiej, winszujšc sobie, że bez raka na wštrobie

 

 

Życie tu takie liryczne, jak po tanim winie

Nad mostem przeczyste niebo, a pod mostem płynie

Wisła jak ixi niebieska - nie skšpałbyœ pieska.

 

Ach, piękny żywy skansen, wszystko dla turystów

Jeszcze pod Smoczš Jamš  plaża dla naturystów

Tu nawet z nieba miast deszczu pada woda królewska

 

 

Ojczyzna halnych zawałów piękna jak Prospekt Newski

Gdzie nawet na sraczykach pisze stołeczny królewski

Jaki król, taki i stołek

 

 

Zagłębie wrzodów żołšdka nerwic i reumatyzmu

Wlęgarnia poetów niebanalnych jak twarz Pawlaka

Klarownych niczym oblicze prezydenta elekta.

 

 

Redakcje wydawnictwa po biurkach starsze panie

Nic, tylko pisać, a pełna szuflada pozostanie

I nawet twoje nazwisko pochłonie korekta

 

 

 

sam jestem ciekaw

czy to bardzo łacińsko brzmi krytykologia

 

ale każdy pisacz

ma swojš prywatnš cybernetykę krytyka

mam bo ma i tyle

 

ja sam wiele w tę naukę nie włożyłem tylko krótkie

każdy jest krytykiem wszystko jest krytykš

 

ale chciałbym kiedyœ rano wstać pójœć na pocztę posłać tomik

redaktorowi co nie czuje się Herrgottem

ani też herenfolkiem ani też demiurgiem

mogšcym podle woli stworzyć mnie z grafomana

 

zapewne pokora wobec tekstu to niekoniecznie brzmi dumnie

i nie musi go wdychać białym proszkiem od dilera

 ni go brać tak naturalnie jak oddech rosy o poranku

ale nie chcę współautora spojonego swš demiurgiš

co dopisze twym wyskrobkom kolejne piętnaœcie wymiarów

 

ja wiem każda hera ma swego dilera (wydało się, żem poeta

ja wiem że dziœ żeby się nie dać trzeba się sprzedać

i lepiej żebyœ sprzedał się ty niŸli ktoœ twojš skórę

 

 

wiem że kiedyœ trzeba zaczšć by nie skończyć

na ciężkich norwidach albo i w czapce norwidce

już już lecę

jeszcze tylko przysišdę ten raz by parokroœ powtórzyć

 

 wszystko jest krytykš każdy jest krytykiem

 -----------------------------------------------

Ja sam nie wiem czy zrodziłem się by pisać wiersze sztuki

 Może każdy diabeł ma swojego Boga

Ale pora bym wyrównał mój dług wobec tej nauki

Imię której jest krytykologia

 

Ja też chciałbym rano wstawszy uœmiechnšc się w dzień a potem

Pójœć na pocztę wysłać tomik z brzaskiem rana

Facetowi gdzieœ w redakcji  co nie mieni się Hergottem

co mnie stworzy jeœli zechce z grafomana

 

niech nie wdycha moich tekstów białym proszkiem od dilera

niech nie rzuca się w nie niczym w czarci parów

ale nie chcę kopoety demiurżštka transformera

co mej muzce doda dalszych sto wymiarów

 

 

Ja nie z tych, co wymyœlajš od niektórych swej publice

Ona zawsze rację  ma swš nie jest głupia

Lecz mi na co  kryptocenzor co wywróci mnie na nice

Zametkuje zaczaruje poupupia.

 

 

Nie mam z tego ani chleba ni rodzynka do bakalii

Może właœnie to pisane mi i kwita

Lecz nie będš pomywacze mi do garnków zaglšdali

 Nawet jeœli nikt mnie nigdy nie przeczyta30 XII97

 

Taniec kurczšt w trumienkach  nie będzie trumienek

 

 trupki pojdš do pieca mały œwišteczny holokaust

 

Przeszed dzień ˜więtych Młodzioanków z któymi też najpierw był

problem

 

a potem nie było problemu dobrzy ludzi obejdš Sylwestra na kacu

blużdżšc kurcze blade

 

nie wiedzšc,  że męczenników nie bierze się daremno

 

 

 

 

 

Wstanie Nowy Rok Panminister

 

przestraszy się o tyłek, bo 4 osoby

 

zmarły na wœciekliznę wyjdziesz rano z pudlem

 

podejdzie policjant powie pan pozwoli

 

i trach i widzi pani oszczedzila

 

tyle peligree pal

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ryngraf

 

 

Nieœmiertelny Kurzyniec usta ma w krzyku rozwiane

Woła precz z dwukropek po którym dużo jest miejsca

 

˜wiatła w oknach buzujš to Panprezydent żeruje

Panprezydent żre kawior w nim włos rozwiany Kuryńca

 

Z tyłu zajeżdża nyska; w œrodku osiłki przy ganach

paru innych z kaftanem; moknšć nie będzie na mrozie

Wszystko Żydzi któœ woła on że niestety nieprawda

Jeszcze kiedy go wlekš zamknš wypuszczš wlepiwszy

 

Ludzie idš z urzędu coœ im tam jeszcze obcięli

Spokój wisi w powietrzu podmuch cmentarnej harmonii

 

Jego nie chcš w uopie jego nie zechcš postkomy

Stoi ludzie się patrzš lustro czy kino okładka

Stoi studiów nie skończył każdy się jakoœ urzšdzł

stołki sp oki redakcje i jak za Gierka placówki

Ludzie  patrzš i mówiš gówno wypłynie jak zwykle

Nie wchylaj przeżyjesz mšdrzy jestesmy Polacy

Ktoœ się puka po głowie któœ się po głowie nie puka

 

Ryngraf milczy nas œcianie na nim samotny Kurzyniec

Pan œmierdzimito pamięta

 

 

 

Pan œmierdzimito nie pamięta jak

(bo to było bardzo dawno) nie pamięta, jak

to było. było tak

 

trzeba było się urodzić Pan œmierdzimito

wytargował tyle, Ÿe

poetš

 

ale trzeba było

jak by nie było

(przepraszam za ten ulubiony zwrot)

 

i stało się

to znaczy było

to znaczy właœnie stało się

 

 

Pan œmierdzimito

nachylony nad istotš bytu

zaczšł się rodzić

pochylony nad istotš bytu

zaczšł się rodzić

tak było

no i się stało

 

Pan œmierdzimito

pochylony nad istotš bytu

nawet nie zauwaył:

to, czym wyglšdał na œwiat

 

to nie było dokładnie to

na czy stajš mędrcy Wschodu

i dla czego mędrcy (hm hm) Zachodu

teŸ majš swoje zastosowania

choćby noszenie korony niebieskiej

 

stajšcy się poeta zawisł

niczym Pan Twardowski między Ziemiš a XięŸycem

wyglšdajšc ku œwiatu raczej tym

na czym Budda osišgnšł Oœwiecenie

 

 

 

i stało się do dzisiaj

Pan œmierdzimito który nie pamięta

ale pamiętajš dna jego komórek

o wycišgnięcie ju niewaŸne czego

ku œwiatu tutaj miejsce by dopisać

Nobla miłoœć jego zycia litr powietrza w płucach

przed którym nie tłumaczysz się, Ÿe nimn oddychasz

i całš resztę listy która jego jest

to znaczy właœnie nie jest

 

 

więc rzekę stało się Pan œmierdzimito

ku œwiatu o wycišgnięcie

moŸna przedyskutować czego

ale nie podlega dyskusji

częœć ciała którš Pan œmierdzimito

kieruje ku œwiatu

przecieŸ to było kiedyŸ

przecieŸ to było gdzieŸ

przecieŸ on nawet nie pamięta

przecieŸ on nawet nie poczuł

przecieŸ on nawet nie wie

 

Ÿe stało się

 

czy  Pan œmierdzimito jest sam

czy nikt naprawdę nikt o nim nie wie nikt nie myœli

czy spoza wód nie wynurza się lancet

a za nim œwiatło i przestwór i  będzie dało się Ÿyć

skšdinšd o własnych siłach

powiadam  œwiatło i przestwór i  będzie dało się Ÿyć

 

o tym

nie wie się w wiecznym teraz

w wiecznym teraz

się wie tylko to, Ÿe się stało

tego nie wie

siedzšcy po ciemku ekspresowo posiwiały pan

tyko się wie Ÿe się stało

i stało sięzabili mnie i uciekłem nie mój problem czy z gębš w rękach

nareszcie wolny i sam  i nie mój problem kto lata dokoła

wołajšc patrzcie nie ma mnie  nie ma mnie nie ma mnie

tutaj moment bym wcisnšł Ÿe to rzecz jasna tylko sen

i nic nie wciskam i lecę dalej

 

tu jest dobre miejsce by skończyć zrobiłem ten błšd niue skończyłem chociaŸ było dobre miejsce

ciekaw jestem w tamtym Ÿyciu teŸ czuwałem

od czasu do czasu lecz konkretnie: jestem nigdzie

robię nic  jestem nic

wiedzšc tyłek zostawia œlad w tapczanie a głowa w œcianie płaczu

wiedzšc co wiedzš i czujšc to, co czujšc

 

patrzę znikšd na rzeszę œwietoszków wysilajšcych się patrz klasyka

(taki wiersz Jana Brzechwy Człowiek nie umiera

udajšcych Ÿe nie widzš Ÿe ja widzę

kochani mnie to naprawdę nic nie obchodzi

tutaj jest leszcze lepsze miejsce, zeby skonczyco szlachetni mężowie jakże pięknie on gra

najpiękniejsza muzyka człowieka dla człowieka

 

brzmi, jakbyœ ty to grał tak sobie sam

dajmy mu wieniec

 

niech raduje się, że uraduje serca nasze

oto jest władza sšdzenia

 

 

lecz popatrzcie na tego wyglšda jakby piał

do siebie samego pieœń jak stworzonš dla niebian

na Zagreusa gdybym ja był bogiem

jemu bym dał ten laur

 

 

lecz tak nie będzie czcigodni mężowie

tutaj zdejmuje mnie strach

gdy laur go ominie wy dopiero zobaczycie

do czego zdolen jest rozszalały artysta.

 

 

 

 

mężowie jak by was nie nazwać już jest po

Marsjasza wycie porusza bramy piekieł

kto mógł pomyœleć że to on

burdelpapa panienek ze wzgórza parnasu

 

zawsze spada kamień na dzbanek albo dzbanek na kamień

i zawsze pod rękš jest ktoœ by z bólu mógł wyć

 

 

 

 

on tego nie wie że Bogiem trzeba się urodzić

i poetš niestety też i  niestety on  tego nie  wie że   każdy  ma

swoje miejsce

a jeœli ktoœ tego nie wie i jeszcze chce sobie coœ udowodnić

na przykład że człowiek jest po to, abyœ to on poczuł się lepiej

i że na tym etapie każdy jest stworzon, aby żył dla siebie

jedno jest pewne dla kogoœ skończy się Ÿle

dla dzbanka albo kamienia dla kamienia albo dzbanka

 

 

 Bogiem trzeba się urodzić

także tym, co trzyma w ręku ludzkie losy

i wierszówkę i nazwisko w spisie treœci

i ty również wspomnisz o tym

o nieszczęsna władzo sšdzenia

o durna władzo sšdzenia

 

Małpa zszwedłszy  z drzewa wyruszyła w dolinę na spotkanie

 

tego, co sšdzone już nie małpom

 

 

 

ostatni raz spojrzała na koronę na koronę  nad obłoki

 

i zrozumiała, że to wszystko to nie wszystko

 

 

 

 

 

 oto jest Geniusz Chrzeœcijaństwa i nie myœlcie, że to wszystko

to symbole

 

stosy papieru na nich hrerrtycy

 

po stosami papieru

 

dyszy lawš żywa treœć

 

 

i to nie sš tylko słowa to nie sš tylko papiery

 

 ludzie zawsze sš œrodkiem i ludzie  zawsze sš w œrodku

 

 

 

Oto jest Geniusz Chrzeœcijaństwa

Raz wyrzeczone słowo jest wszędzioe w tej samej sekundzie

i nikt go nie cofnie chyba jedno: miłosierdzie

ktore nie jest slavboscia gdyby przypadkiem ktos pytal

 

 

Ono także jest wszędzie. Nikt mu nie uciecze.

Jakškolwiek ma twarz, jedno jesrt jego Ÿródło.

ale zawzse jest wszędzie, jakškolwiek ma twarz

 

 

 

W zawodzeniu wiatru i zawodzeniu mułły

W tańcu tršb powietrznych i tańcu Sziwy na szczycie ołtarza

 

 

zawsze słyszysz że nigdy nie jesteœ sam ze swš bezradnoœciš

 

gdziebyœ był zawsze niebo nachyla się nad tobš

 

Zawsze jesteœ u Siebie  to twój Dom i twój Ojciec

 

 

 

Plwajmy na Rydzyka zstępujmy do głębi

Wielki Niepojęty Niestworzony Niewzięty w Ajencję

 

Pamięta o każdym robaku i małpie co zeszła z drzewa

znaczy㠜cieżki nie pierwsze z tych, które sš niezbadane

A jeszcze czas nie dobiegł swojego końca

Matka Boska Częstochowska wyskoczyła z ram

Z miłosierdziem się przyjrzała wielbicieli hordzie

ChodŸcie do mnie moje dzieci coœ wam dam

I ramami jak Van Damne wszystkich prask po mordzie

 

Nawet lubię gdy ktoœ znowu Jezus Maria klnie

Zamiast tony medalików nosić

Ale każda feministka wam to powie, że

i kobieta też ma czasem dosyć

 

 

Biała cisza żadnych pytań jednomyœlna zgoda

Cud nareszcie: to milczenie niczym jeden głos

Całkiem jak na antypodach człek człekowi rękę poda

I kamurków coraz więcej cóż za piękny stos

 

Inkwizytor podpisuje a kat ostrzy miecz

Rozdziawiajšc mšdrze paszczę jak pies do księżyca

Jak Darczanka, jak Giordano, jak Hus, prosta rzecz

Raz że pierze zwykłym proszkiem dwa że żydowica

 

Każdy chwyta za kamura œlinišc się za trzech

A co œwieższy pod sztandarem zaraz cztery łapie

Ty cnotliwa ty niechrzczona twój ostatni dech

Nie pomoże ci już nawet i elektryk w klapie

 

 

Zawsze będš chętni żeby w konia robić was

Cacy cacy œwięto  pracy  i na gnidzie gnida

Prosta rzecz za mordę trzymać kadzšc cały czas

Jak  się komuœ nie podoba męczennik się przyda

 

Matka Boska Częstochowska popatrzyła z ram

Popłynęły łzy wzruszenia macierzyńskie szczere

Ino mi spróbujcie dziatki już  wam dam

I w garœć skręca namoczonš œcieręars scribendi

 

 

pruj meteorze

pruj meteorze póki jesteœ

póki jesteœ rób to, czym jesteœ

 wszystko owszem  przeminie, ale ty teraz pruj

nie kręcšc pizdš i nie drapišc się po jajkach

 

 

wiadomo o co chodzi o nic

nie mam także

szczególnych złudzeń co się tyczy

większoœci reszty

 

co to w ogóle jest

w ogóle to nie jest nic

to po pierwsze po drugie bywajš i tacy

którym z tym  jest dobrze

po trzecie patrz paragraf pierwszy

 

 

i

uprzedzajšc pytania czy któœ kiedyœ to kupi

nie jesteœ œwinia na targu

uprzedzajšc pytania do czego to podobne

nie jesteœ wsteczne lusterko

uprzedzajš pytania czy widać gdzie tu jaki rozwój

nie jesteœ szpulka

uprzedzajšc życzliwski komentarz tak ale

ale, ale tak

 

 

 

schizma w schizmie

gnoza w gnozie

joga w jodze

 

zawsze o jednš nieskończonoœć bliżej

do głębi nagiej treœci jeszcze bardziej tam

jak dzień, co zawsze wyprzedza noc o jeden dzień

jak strzała, która nigdy nie tknie swego pierza

przejšł się, widać niedzisiejszy

 

 

nikt się kiedyœ nie dowie czy i było tak

mogłeœ taki być mogłeœ być jakkolwiek lub i wcale

lecz takim będš pamiętać

ciebie którego nie będzie

 

schizma w schizmie

gnoza w gnozie

joga w jodze

 

 

czyli dokładnie to, o co chodzi

czyli nic

 

na wszelki wypadek dla upierdliwych patrz wyżej

 

List do ˜w. Mikołaja  

 

 

którego nie napiszę z wielu przyczyn widziałem

obraz z epoki na nim ˜w. Mikołaj

w ogromnej aureoli niczym ufo

spływa z powietrza oczywiœcie nad wzburzone fale

na których oczywiœcie galeon traci ostatni maszt

a załoga zagaja pod Twojš obronę

 

a on ich pewnie nie zostawi patron

rozbitków wyrzutków rozpruwaczy

 

 

to było dla mnie zaskoczeniem i chciałbym spytać paru œwiętych

nie tego co skłusował smoka nie tego

co zabił wszystkie swoje drzewa żeby wyrostki z nich nie rwały jabłek

nie tego

któremu każdy był przebaczał cokolwiek by był zbroił

chociaż  może tego bym zrozumiał bo i to wyrzutek

 

o jednš rzecz mianowicie

dlaczego ich  nie ma

 

 

 

ja wiem to nie te czasy inaczej się ma

odwieczna antyteza Słowo z miejsca nie ruszy kamienia

a cuda patrz nauka technika

nawet Bobbitowi przyszyli

 

każdy też widzi że wiersz uderza w ton

znany z kolegów klasyków sprzed dobrej ćwiartki pół wieku

więc dla nieznudzonych słodkim retro premia - mieszanka firmowa

 

:człowiek zostaje sam na gołym brzegu

 

reszta blasku pada na wigilijne stoły

nieprzysiadalne

nieprzysiadalne

nieprzysiadalne

niezłe, nie?

 

 

kiedyœ i tak pisali kiedyœ

w ogóle było kiedyœ wierzono w wiele wiar

które żyjš lecz człowiek - on zostaje sam na brzegu

nagim jak on sam

 

 

przecież ˜w. Mikołaj był więc czemu

zawieszam nieme pytanie

pewnie bo nie ma dżemu

a czemu nie ma dżemu?

bo œliwki sš robaczywki?Myœlšc Ojczyzna setki patafianów

Robiły setki patafiaństw w œrodku nocy

Słychać gromki szum spuszczanej wody

oraz tubalny głos kto następny

 

 

 

I czyż to nie porywajšca wizja? jak by też nie było

nigdy się nie zdarzyło, aby zabrakło chętnych

i wyżej wspomniany apel pozostał bez odzewu

 

 

 

zawsze też można patrzšc na ptaszynę

talia jak u węża jak u osy pierœ

wszystko jak u pajška

 

jak pyszni się na złotówce, którš płacisz za sraczyk

niczym A. Schwartzeneger

 

/wszak coraz mniej jest krajów, gdzie płaci się za sraczyk/

 

zawsze można powiedzieć: żeby było ładnie

 

     i to nie będzie nieprawdš, bo to nie będzie nieładnie

i nie będzie to wszystko, bo nie na tym œwiat się kończy

i dziœ nareszcie można myœleć słowa na o, nie będšc następnym

i masz nareszcie gdzie usišœć i klšć

i to nie żadna herezja

 

 

i kiedy kurw zapieje, i spłuczka dostojnie gulgocze

przewracajšc się na drugi bok, jest jeszcze powtórka z litanii

 

czy to już jest wszystko? nie, to nie jest jeszcze wszystko

czy to tak zawsze? nie, to jeszcze nie tak zawsze

czy to naprawdę tak? a ile ty masz lat

 

 

 

Na niebiańskim niebie promiene obłoki

Mpje oczy lubiš niebiański no dobra

Asfalt falš falujušcy

lubiš moje buty w porzšdlu

 

Słońce na głos się rozœmiało do cieknšcych pocišgów

  moje uszy lubiš na zdrowie

 

Coœ się poczęło tak jak nigdy

Jiuż tam jest, jeszcze œpi pod mosten Varola

 

Powieki chłonš kršg za kręgiem

Już film rozbłyska na powiece

Wygodniej, jeszcze czas do sódmej

 

Jak chcš

  za to im płacę

 

Nie w œrodku, nie na zewnštrz

˜miałbym się, gdyby było z czego

Zresztš boję się oszaleć ze œmiechu

Płakałbym / może buyłoby nade czym/

  ale jak wyżej

 

Nie przeszkadzjcire sobie wasze praweo

Mosty sš niebiańskie niebo jesrt wiœlane

Tyle prawdy na tym œwiecie podobno

    prawda jest pra3wdziwa

teraz  jest w cenie na razie

 

 Stanięcie na progu tak ani

 

jeszcze ani już

 

 

 

że pewnie przed i po a wszystko to

 

  pomiędzy

 

 

 

 

 

kondycja ludzka ludzie kondycja kondycja

 

mawiał pan od wuefu

 

 

 

 

 

niektórzy œpiewajš, że potem nie ma już nic

zwykła herezja

 

Wręcz przeciwnie potem  owszem nie ma

ale jest nic

 

 

Oto jest nic nie do pomyœlenia

oto jest nic

 

Sam się dršżšcy

przepastny błysk

nie do pomyœlenia

 

 bez  potem

 

 

 

 

niebo już słyszę zza  barku dyżurny komentarz

mówi się: nie, ponieważ

 

jednak niebo pamiętam nieba znad Italii

rzeczywiœcie ani jednej chmurki rzeczywiœcie

ani jednego auta  majšcego ten łut  litoœci

żeby cię zabrać z tej cholernej autostrady

 

wtedy pomimo wszystko co to znaczy wszystko

ale  ufajšc że jednak pozostało coœ

 

przypominasz sobie refren z poematu dla dorosłych

niebo nie jest puste

 

o niebo chętne by pochylić się nad kimœ

 by nikt nie mówił że niebo przyciska do ziemi

  by nikt nie zapomniał że ty

 też jesteœ ktoœ

 

 

nie stać mnie tutaj na żadne pytanie

choć bywajš tacy co wierzš w pytania

 

ja też czasami w różne wierzę, ale

ale właœnie czasami ich nie mam

 

 

jedno może zdawać się pewne niebo pozostanie

dopóki jakaœ kometa wreszcie przyceluje

i trochę je przebarwi albo jeszcze coœ

powiedzmy pochylone powiedzmy bez chmurki

powiedzmy nic już nie mów

 

 

Kiedy przyjdš podpalić dom

a jeżeli ktoœ nie ma domu

a jeżeli ktoœ leży na dworcu

i to nie jest jego dworzec

Nie ma krokwi by trzaskały w ogniu

Nie ma drzwi by prysły pod kolbami

nie ma psa, by wył o pomstę di nieba

        

        

   

   

    Ja nie mam domu hurkoczš pocišgi

    Ja nie mam dokšd jechać

    Nad głowš widzę paradš obcasy

    które majš gdzie iœć

    Wysokie - to takich, co nie bały się skurwić

    Chodaki - to takich, co pełzajš po œwiecie

    Przed nimi ich los, a na końcu œmierć

    Więc œpieszš się, goniš za niš,

     nie zapomnij czasem o mnie

     nie zapomnij czasem o mnie

     bo jak długo można żyć.

   

   

    Nad głowš widzę kieszenie

    W nich miękkie i twarde, miękkie i twarde

    Na nich zawsze jakiœ orzeł

    Tego nigdy nie zabraknie

    Defilujš jak na scenie

    Teraz tylko młynarki i marki

    Sakpalta  fraki marynarki

    Mam na kim ostrzyć  swojš pogardę

   

    Tak, matka nie miała mleka

    Tak, było cesarskie cięcie

    Tak, karmili mnie z butelki i wetknijcie sobie w rzyć

   

   

   

    Znów zwinęli kogoœ tajniacy

    znów skopali mnie granatowi

    znów na ulicę wyciepie schlany dozorca

    mówišc z godnoœciš ochrona

   

    znów przeszła po mnie łapanka

    pozwijali ałzwajsy kenkarty

    posłali do Murnau jak gdyby i tak

    nie mieli gdzie iœć

   

   

    Tylko, że tym razem im

    chodzi akurat o mnie

   

   

    Popatrz tylko Klaus

    co to za liudzki szajs

    takich nie cierpi dusza œwiata

    Tylko po to jest na œwiecie

    żeby ludzie na niš pluli

    a mnie szkoda i œliny i kuli

   

   

    Popatrz tylko Uli

    mnie też szkoda kuli

    ale myœlę, że więcej mam lat

    Ty lepiej popatrz na ten zad

    grube ręce do wylewania balii

    Nogi do noszenia brukwi marchwi jaj

    A w potrzebie jest nasz kraj

    na miejsce tych, co ruscy ich pozabijali

   

   

 

    A wy ma służbie nie gadajcie

    bo pójdziecie na Ivana

    A na niš tak się nie gapcie

    Jak tal leży ufajdana

    Mordę ma jak gniazdo os

    Poczerniałe ma zębiska

    Ale jasne włosy wšski nos

    Widać, że aryjska

   

   

    A ty wstawaj eins zwei drei

    Do budy i do odwszenia

    Człek jest mocny tylko nie wie

    Sama nie wiesz, co siły masz w barkach

    a jaw wolisz to pod œcianę

    No nie trzšœć się, tylko wstawaj

    W końcu gdzieœ jest napisane

    arbeit macht frei.

   

   

    Na co czekasz podnoœ się

    I tylko jeden Hergot wie

    co ci pisane ruska bomba czy renta w twardych markach

 

 

 

 

 

 

 

 

 

       

 

 

 

 

 

 

 

poeta i œwinia

 

 

 

idzie poeta podlewa drzewka

pod nosem nuci nie paczże Ewka

bo nieŸle mówiš tam o poetach

i cmokta peta

 

 

 

Mija agencje gdzie sprzedasz wszystko

duszę i dupę, się i nazwisko

oraz redakcje,  gdzie napisali:

wszystko się wali

 

 

Czeœć towarzyszu znany z młodoœci

Ja cię pouczę w dowód wdzięcznoœci

Bo czasy były były mój miły

I  się zmieniły

 

kiedyœ byliœmy rozumni szałem

dziœ trzeba umieć przestać na małym

Takiœ ty mšdry pilnuj małego

ale swojego

 

 

Słuchajże stary weŸ mnie poratuj

pamiętasz czasy kiedyœmy œwiatu

dali popalić ludziom i czasom

i katabasom

 

wsadŸ se człowieku głowę w tomograf

dziœ zbijam kasę jako fotograf

i robię zdjęcia nie z misiem zmiętym

lecz z Duchem ˜więtym

 

Byłem pies na tych, co w innš stronę

Dzisiaj wydzwaniam na mszę ogonem

Zawszeć pomidor zawsze na dziko

Choć nie  za friko

 

już ja ci zaraz, ty psychopato

podłożę œwinię a œwinia na to

bardzo mi przykro  chrum

jestem w nastroju chrum

jestem w nastroju

niepodkładalnym chrum

niepodkładalnym

 

Nazywam się Arystokles

bez żadnych aluzji

 

mój ojciec

podobno był

 

moja matka była na pewno

niestety

 

kiedy miałem lat 22 odnalazłem skarb

zresztš, sš na ten temat także inne wersje

 

i zainwestowałem

w uroczy domek publiczny

co się opłaciło

 

 

gdy miałem lat 33

zrobiłem to

 

 

byłem wtedy bogaty

nie bardzo, ale też nie niebardzo

i niezle trzymalem się w pięciu wymiarach

że wymienię: przestrzeń, czas i pienišdz

wtedy też

kazałem majstrowi

stałego klientowi i za zapłatę głownie w naturze

 

zbudować to

 

ołtarz nieznanemu Bogu

 

 

cóż, ja również

znanoœciš kiedyœ nie grzeszyłem

 

oczywiœcie nie planuję być kim nie jestem

ja za przeproszeniem prorok

ja za przeproszeniem teokrator

sami widzicie, jak to brzmi

 

 

 bogów u nas dostatek

zaœ wszędzie musi być ta szara strefa

więc niech Mu będzie, że jest

niech Mu choć raz wyda, że jest

nim wyda się, że Go nie ma

choć Go nie ma

 

 

 

 

lecz ja Jestem

i nie było czasu

abym nie Był

i nie będzie czasu

że nie Będę

 

i nikomu nie wpadnie na myœl

że Jestem nieskończony niezaczęty nieuczczony

w każdym razie że Bywam

 

i  byt się skonczy a ja Jestem

jakby kto pytał chociaż nikt nie pyta

i nikt się tego nie dowie, nawet ty

 

że w każdym razie  Bywam

 

 

a że twój błšd był najmniejszy

bo nie jesteœ prorokiem

co najwyżej post-rokiem

ale sam przyznasz  jak to brzmi

 

więc, że twój błšd był najmniejszy

nigdy się nie dowiesz

że Jestem i ci błogosławię

że błogosławię ci trzykrotnym

że błogosławię ci przewrotnym

 

niech Będę z tobš

i po dwakroć

niech Będę z tobš

i po trzykroć

niech Będę z tobš

nike na podeœcie w luwrze na półpięterku

/wyglšdała tam zupełnie jak na cokole

tak, tam, przy bonifraterskiej, przystanek od chińskiej

ambasady, gdzie chłopcy w mundurach piorš demonstrantów

tak, na ruinach domu, w którym mieszkał  kloss

 

 

więc rzekę nike na podeœcie w luwrze na półpięterku

może już wie że się podziała najważniejsza częœć ciała

może jeszcze nie wie jednej rzeczy gdzie

 

 

może już się nie dowie o tym, kto to wie

ale pewnie czuje:  to nikt z naszych barbarzyńca

nie widzi czy ma oczy skoœne czy błękitne barbarzyńca

ani kto go nauczył sztuki głowni, czyli klingi barbarzyńca

i kto jš kował  nie przez jeden dzień dla ułatwienia nie hefajstos barbarzyńca

i kto jš zaklšł nim wyruszył jakš frazš z jakich œwiatów  barbarzyńca

a może po prostu niczym albo jednym lepszym pytaniem patrz poniżej barbarzyńca

którego miecz jeden chyba tylko wie czy ocieka ambrozjš czy złomkami marmuru czy  

oraz, jak długo można udawać greka

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

rama chandra un kalif

falszywy alarm17 XII 1998

 

dym i smród cišgle dym i smród ja jestem uczulony

na dym papierosowy już po moim nosie

już po moich oczach to znaczy sš ale tak jakby

nie takie odrętwienie w nich i we wszystkim

to się oczywiœcie jak każdy zauważył

nazywa noc poetów konferansjer wiadomo kto

odgraża się że trzecia i ostatnia

ci których podobno jest ta noc

kopcš peta za petem ci

którzy jeszcze nie wyszli nie pozostajš w tyle

a w czym majš pozostawać czyżbym

jeszcze miał mózg

 

na scenie oni coœ tam czytajš jeden po drugim dwóch

ma takie głosy ja wiem nazwijmy to "hipnotyzujšce"

siedzš obok siebie jeden ma krótkie podkręcone włosy

drugi już siwieje nie ma loków a głos

jeszcze bardziej "hipnotyzujšcy"

a może hipnotyzujšcy bez cudzysłowu

(cudzysłów odmienia się jak rów)

ale pamiętam prawdziwš hipnozę a poza tym

nie sšdzę aby cokolwiek było tu prawdziwe

naprawdę nie sšdzę nawet tego że ja sšdzę

 

kiedyœ chciałem w czymœ takim brać udział teraz rozumiem

nie ma siły tak czy srak musiałbym

przyjœć w masce przeciwgazowej nie jestem do końca pewien

co do perspektyw takiej akcji nawet w postmodernizmie

i w tym cholernym bardzo delikatnie mówišc

przecholernym grajdole który nazywam Wszawš

wyzutym z najbardziej œladowych resztek gustu i poczucia proporcji

czasem (na przykład teraz) dodajšc niech gleba będzie

lekka temu co mogšc odbudować stolycę

w widłach Sanu i Wysły poszedł na łatwiznę

 

jeden z nich nazywa się Adam przez jedno m a nie 44 widzšc

moje daremne boje  z dymem który napływa ja się wachluję on napływa ja desperacko

machajšc wpuszczam w jego miejsce następne porcje dymu

więc ten Adam przez jedno m jedyny który mnie zna

chociaż naprawdę nie wiem skšd œmieje się widzšc

moje desperackie boje z dymem ciekawe czy rzeczywiœcie

wyglšda to œmiesznie  dla innych no jak myœlicie

może i dla mnie też

 

a teraz jeszcze chce mi się pisać wiersz już sobie myœlałem

że tego wieczora napiszę prawdziwy wiersz powiedzmy o Don Juanie

ewentualnie o Don Giovannim wieczór zamienił się w noc

a moje oczy sam nie wiem w co ale oto

i one dochodzš do głosu niestety i one

potrafiš odczuwać ból co do mnie boleœnie dociera

 

nie chcę by㠟le zrozumiany (cóż najwyżej to mnie spotka

to co piszę to nie jest mój wiersz to jest pastisz

no i raczej z tych nędznawiejszych tego czego

miewam okazję się momentami nałykać na przykład teraz

więc ponieważ rzecz już zaszła za daleko postanawiam jak w takich wypadkach

dopisać na końcu adekwatny dopisek mianowicie

disclaimer niegodziwy wiersz godny rzucenia w ogień

 

dym i smród smród i dym ja nawet nie umiem rozróżnić

czy to machora czy marycha po prostu

nie znoszę nie znoszę moja skóra

przeœmierdła moje włosy przeœmierdły

moja koszula!

 

 

oni tam dalej udajš że robiš to co udajš że robiš

Paweł przechodzšc kładzie mi rękę na barku

mówišc Janek jesteœ lepszy od nich wszystkich

przechodzi dalej zanim zdšżę go zapytać

czy koniecznie nie chce wydać mi tomiku

zanim trafi mnie szlag jak wszystkich kolegów klasyków

rzecz jasna każdego w swej godzinie

 

oczy łzawiš tak że ostatecznie

zmuszajš mnie do emigracji na korytarz

skšd już nie słychać może to i lepiej

te dwa głosy hipnotyzujšcy i drugi jeszcze gorzej hipnotyzujšcy

możnaby przeczytać ksišżkę telefonicznš i dostać Koœcielskich

jakiœ palant potršca mnie nawet nie przeprosi

oczy muszę mieć czerwone jak królik albo prezydent

dziewczyna siedzšca na podłodze na kocu mówi do mnie siadaj

dziękuję i siadam na brzeżku koca siadam

oczywiœcie nijak się ma to do Jankesów

którzy tego samego dnia rano zbombardowali Bagdad

i pewnie jeszcze mieli nadzieję że ukatrupiš Saddama

Hussaina patrzę na niš w ręku

dzierży numerek z szatni numer 256  256

szesnaœcie do kwadratu szesnaœcie do kwadratu szesnaœcie do kwadratu

naprawdę jak miło jest chociaż

poczuć że człowiek ma mózg przecież każdy kiedyœ teoretycznie miał mózg

 

a ja muszę kończyć choć nie wiem

co ja kończę bo nie wiem jak nazwać

to co robiłem i co  na kartkę narobiłem co nie zmienia faktu

że dym wolno opuszcza moje płuca mózg zaraz przestanie mi drętwieć

z włosów zaraz go wyszamponuję następny wiersz będzie

jeżeli w ogóle będzie więc jeżeli w ogóle będzie

co nie jest pewne więc jeżeli w ogóle będzie

będzie wierszem a nie czymœ takim co wybałusza się na kartce

a co trzeba szybko zakończyć nim mózg powróci do akcji

zrzuciwszy ostatnie mrówczane igiełki podrętwienia

 

takie długie się napisało a przecież ja  nic nic nic nie powiedziałem

niegodziwy wiersz godny rzucenia w ogień

nazywa się Nostalgia ma jak łatwo zgadnšć

 

głębokie, ciemne oczy i wilgotny nos

 

i parę zamaszystych uszu niczym skrzydła

 

 

 

Patrzy na ciebie nie jest przydrożny raczej bezdroży

 

pod łapy œciele mu się gliniasty horyzont

 

oj œciele

 

 

 

 

 

 

 

byłbym dziewczynš o poetyckich włosach

 

prawie, jak te uszy

 

wielbišcš poetów (wyłšcznie umarłych dzień dobry)

 

pocałowałabym go w nos wilgotny

 

niczym głębiny Gopła, albo

 

wymyœl sam coœ lepszego

 

 

 

on by machnš ogonem

 

to zowie się nostalgia

 

od pierwszego wejrzenia

 

 

 

 

 

więc nawet mi żal, że jestem tym., kim jestem.

 

 

 

To był obraz nie ukrywam Dudy-Gracza

 

i nie ukrywam, że chciałbym tak malować

 

(takiej dali to nawet Salvador Dali...)

 

 

 

trzeba iœć też nie ukrywam że w moim wieku bolš oczy

 

i wiem nigdy nie zobaczę psa Nostalgia

 

 

 

i powinienem tu zakończyć, i jak zwykle

 

 nie potrafię nie potrafię

 

w  zasadzie wiele nie widzę palce na mojej twarzy

niczym wietrzšcy motyl nigdy takich nie miałem

w zasadzie sam wiele nie widzę

 

 

oczywiœcie tam jest    najpewniej tam będzie  zostanie

dla mnie zagadkš jak każdy dla każdego

lecz ja chcę być jej zagadkš

 

 

to ona zasadniczo wypadałoby przez duże o

to chodzi o niš potrafi wiele rzeczy ja

czasem miewam ochotę na takie uczucia

w których się często lubuję podobniejsze

niŸli róży mimozie

 

 

nie ważę się wbijać w nadzieję

że ona pozostanie

 puchem na mojej twarzy

tym, o czym mówię teraz

czujšc niespieszne opuszki

majšce na wszystko czas

 

człek to jeszcze cokolwiek, to wiele rzeczy więcej

nawet tak eteryczny jak ja

 

 

 

nie chcę też wyobrażać

co ona sobie wyobraża

że ja wyobrażam     wyœcigi

to nie mój sport

 

 

los jest losem nie kryję

że nie jest taki puszysty

tyle dobrego, gdy jeden

 

zawsze jest jakieœ tam

 chętnie jestem  jej tam czegóż się wypierać

nie twierdzšc że to już wszystko co nasze

ale będziemy my, dopóki jest

ta z obu stron tak nieznana z obu stron taka nasza

nieodgadniona woalka

 

 

w zasadzie sam wiele nie widzę w  zasadzie

oko nie jest tym najważniejszym co czyni człowieka

 

 

sš drzwi za nimi drzwi za nimi drzwi patrzę

jak moje oczy   uciekajš z mojej głowy w głšb

przez drzwi i poprzez drzwi i poprzez drzwi i drzwi i drzwi

tylko co spojrzałem  i cóŸ się stało mój szanowny wzrok

patrzy stamtšd, gdzie  teraz jest

jest tam za siódmym portalem tam tam właœnie tam dlaczego

nigdy tam

nie będzie mnie

 

 

taki jest obraz na okłaadce z solidnej tektury jutro

będę musiał juŸ jutro będę musiał oddać jš do biblioteki

wstyd nawet nie pamiętam juŸ co kryje się

pod tš tekturš w zbitym

gšszczu papieru pocieszam się przecieŸ

i tak to nie tam

 

 

 

 

jak czytał kaŸdy czytelnik

literatury przedmiotu

numinosum jest by za nim tęsknić

stšd gdzie się jest

wtedy tęsknota staje

się skarbem tego, kto tęskni

aby tęsknišcy stał się

duchowym bogaczem  ale

 

ja nim nie jestem

 

 

 

a mój wzrok juŸ uciekł  stamtšd

gdzie był i ku mnie spoglšdał

a ksišŸkę teŸ już musiałem oddać ale

i tak to nie tamAkteon zakochany co jak kazdy wyszedl na jelenia

czy nie wiedzial ze mial szanse rozdziewiczyc wszechswiat

wzglednie to, na czym się opiera

powiedzny parnas, no powiedzmy pornos prim

 

 

Herostrat

czy jak mu tam

tez chcial coś rozdziewiczyc tez symbol i tez chcial

zostac nastepnym

 

 

iluz wspanialych

daloby się rozszarpasc pocwiartowac

tylko po ty by blysnac po to by pozostac

na firmamencie miedzy symbolami

 

tego co dzisiejszym kapitalizmie

potrafi byle anglofonna owca

Chrystus przyszedł mili ludkowie

ano właœnie, witamy, witamy

i jak tam w niebie panie C.?

 

Niebieskie jak za Ezechiela

trochęœcie je spaprali fluorem

A jak tam u was, hm?

...........

Czy ja mówię po łacinie?

 

Hm to znaczy tak właœciwie że

Słucham was bardzo uważnie

 

Jak tam u was?

Milczenie

  Jak do Częstochowy i z powrotem

 

To ja tu jeszcze wrócę

To wy się jeszcze namyœlcie

Wiewiórka na czubku drzewa

Uœmiecha się do ginšcego słońca

patrzy na Ogród  Luksemburski

Wiatr z północy łaskocze jš w ogon

 

Patrzy w dal może jej żal  może

Ma jeszcze inne pomysły

Zejœć z drzewa i to jeszcze na dwóch łapkach

I potem  ale to nie moment na  żarty

 

Jeszcze widać Ogród Botaniczny

Chciałbym być takš trawkš  mieć długš łacińskš nazwę

Tabliczkę i resztę: to, czego nie ma, a co

Czyni to, że się jest czymœ specjalnym

 

 

Obłoki pod nieba hełmem

Patrolujš ulotnym szwadronem

Po widnokršg błękitni huzarzy

Rozsiewajš   błękitny  tętent

 

 

Z traw wypełza aksamitna mgła

Jakby dziœ się zrodziła, dziewicza od skojarzeń

Czy już zaraz nad miastem zechce zabłysnšć łuna

Zwykła nocna łuna nad zwykłym nocnym miastem

 

 

zapomniałem się przedstawić może to i dobrze

nazwisko niewasze kończy się na -itzky

resztę widać szlify generalskie

orzeł bez kompleksów na pikelhaubie

 

czy cieszę się, że na stare lata

dane mi było odwiedzić to miasto

Jeszcze tutaj nie zrobili z owsa ryżu

A za póŸno, by zbombardować

Bastylię

 

Syn się rwał na żabojadów nie puœciłem

Siedzi w szkole junkrów na bacznoœć wkuwa musztrę

Strzelanie i taniec taniec i strzelanie

Jak go znam gryzie białe ręce do krwi

 

I nie będzie się uczyć francuskiego

Tylko musztrę taniec i strzelanie

Jeszcze się komuœ nie spodoba

że się nazywasz na -itzky

 

 

Jak mnie zechce zobaczyć na oczy

Dam mu bukiet paryskiej konwalii

Tutaj już posprzštali barykady

Bardziej na północ czeka jeszcze parę powstań

 

 

Słońce jest już u siebie w tej krainie

Gdzie podobno wszystko jest proste

Schnie konwalia w tomiku Rousseau

To ja już pójdę

 

 

 

 

W drzwiach staje pedel. Dupna mina.

Myœlšcy ryj, ni lwi, ni koński

Skšd ja znam tego skurczysyna?

Bo przecież to nie Jasiu Błoński.

 

 

nadziei jak w kręconym bšku

W kšcikach uœmiech jak ból siny

Stoję w przedsionku jak w ogonku

motłoch do tyłka Messaliny

 

 

W żołšdku zakisł groch ze smalcem

W zadek wrósł obcas, ale stoję

A pedel zasępionym palcem

Wskazuje poza plecy moje

 

 

Kibluję w poczekalni sławy

Pegazik za kołnierzyk sra.

I słyszę pedla głos kaprawy

Znowu następny. Znów nie ja.

 

 

A w mózgu drzazga oni już tam sš

Majš swe domy i tomiki

kiedyœ ich zamknš w podręczniki

A co tam, panie z mojš szansš

 

 

Będę kiblować w krwi i biedzie

Aż w stlałe drzazgi wroœnie rzyć

Z ruskiego cyrku sęp przyjedzie

z groszkiem wštróbkę moja żryć

 

 

krótki dowcipas mało hecny

urok œwierknięcia niech upiększy

co lepszy: œredni wpółobecny

Niż nieobecny coraz większy

 

 

Przecież nie jestem pętla hetka

Bzdetów w szufladzie od cholery

Na moim czole czeka metka

Na stempel: 4 koma 4

 

 

Nigdy nie pełzłem tam, gdzie słuszni

Nie  mnie kupować po przecenie

Wiem, że pšczkuje laur już mi

I to jest moje przeznaczenie

 

 

Lecz wszystko minie  i szczęœliwa

godzina się dowlecze ma

Znów z szumem na wierzch szajs wypływa

Znowu następny. Znów nie ja.

 

Obudzisz się rano w takie białe rano

   czy to gwiazdka, pierwszy œnieg  czy zachorowałem

 

jednym słowem nie trzeba

           wstawać iœć na miasto wyglšdać

                jak bylbord z twojš podobiznš

   / akurat takie czasy powiadajš żółtki

obyœ żył w ciekawych

 

-       -        -        -        -          -       -

 

Więc dobrze dzisiaj spadł  pierwszy œnieg

                                                           i nie trzeba 

 

           wstawać wychodzić z domu i

 

  patrz wyżej

           to ja framuga

 

patrz niżej

           to ja podłoga

 

 

 

kiedy x poniatowski skoczył do Elstery, było tak

już był w wodzie i już nie było Polski

a przed nim było nie wiafomo cop

Pofdobno xišżę gdy koń już na dreugi brzeg wdarł się kopytami

œcišgnšł wodze i konia przewalił w rwšcy nurt

bo tutaj był tylko weiry

z tyły nie było Polski

a z przodu nie byo już nic z tego, co już było było

albo jeszcze gorzej budzik i 7 rano

a szef przy wejœciu czatuje na spóŸnialskich

i parę rzweczy, ktore znał których nie znał ksišżę marszałek ksišżę marszałrek

œxišgnšł wodze i konia przewalił w rwšcy nurtœpieszmy się kochać postmodernizm tak szybko odchodzi

jaka miła epoka

i następny przystanek i już żadnych zniżek

i następna epoka która ma serce czyste jak szpic diamentu i nim kocha i holubi

takich którzy nie bojš się wyzweań no i odwreotnie

 

 

 

 

 

˜pieszmy się kochać postymodernizm tak szybko odchodzi

już słychać kroki następnej epoki która nie ma nazwy

próżnia nie znosi natury lecz nazwy nie ma lecz ona jest

zatknie w czubek kuli ziemskiej swój propporzec i rzecze:

 

dzisiaj duch ma swojš cenę i bardzo uczciwy procent

ale nie majš jej słowa

przeto ty duszo bšdŸ spokojna lecz wy handlarze słów

z góry zacznijcie przedpłatę na torby

bowien obalon wasz parytet

i wyczerpane kredyty wasze

 

(mocno  powiedziane

   wypisz wymaluj

      wypisz wymaluj

            wczesny Słonimski

 

 

 

czyż nie miło otweorzyć oczy

 jeszcze tyle rzeczy jest na kredyt jeszcze

      można zxwalić na drugi biegun bimonopolu

 

                               a w najgorzym razie

  tego biskupa, który miał czelnoœć rzec: 'trzeba się uczyć

przeminšł wiek złoty'

             i jeszcze wystarczy i jeszcze

        przez pół sekundy i drugie na bis

          ziemiaa jest płaska jak ogrod angielski

               i wszystko znowu jest proste

przez pół sekundy i drugie na bis            

 

 

czyliż nie miło otworzyć oczy

  jeszcze tak łatwo prZegrywać i tak jest na co zwalać

     jeszczer wiara jest na pioękne oczy łase na symbole

        jeszcze tę chweilę można robić tyle błędów na cudzy racxhunek

       

˜pieszmy się kochać postmodernizm tak szybko odchodzi

       

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Litania do postmodernizmu

 

  (Na melodię: Na młode wilczki obława)

 

 

 

 Postmodernizm, ten koszmarny barbopapa

 

Ameba zlęgła tylko po to, by wpędzić nas w komplexy

 

Nawet księży dosięga jego œliska łapa

 

 Kwitnš lombardy, bankrutujš peweksy.

 

 Coraz drożej w sklepie, drożej na kolei

 

Trzeba będzie z głodu żryć drogę nadziei

 

Oœwieca transparent tych, co niepiœmienni

 

Odstanie się, co się nie stało;  to, czego nie ma, zmieni

 

 

 

 

 

 Postmoderna, postmoderna, zarazo giń cholerna

 

 wystrzelać by to gnidztwo  œrutem, złamać kij i szpicrutę

 

 

 

 

 

Płytki, tak jak całujesz przygodnš kochankę

 

Oœlizgły, niczym twoja własna słaboœć

 

Co to znaczy twoja co to znaczy nas

 

Co to znaczy: co to znaczy patrz niżej to ja podłoga

 

 

 

 

 

 Postmoderna, postmoderna, zarazo giń cholerna

 

zarazo, bestio giń pazerna  a huzia  postmoderna

 

 

 

 

 

 Płytki, tak jak całujesz przygodnš kochankę

 

Oœlizgły, niczym twoja własna słaboœć

 

Co to znaczy: co to znaczy co to znaczy: nic nie znaczy

 

Co to w ogóle jest, czy to we  ogóle jest

 

Ref.

 

 

 

I coraz więcej ludzi i spraw po prostu istnieje

 

 nie tłumaczšc się i nie pytajšc dobrych wujków

 

To się nazywa epoka nieepoka epoka nic

 

Mróz przechodzi po 4 literach jaka będzie następna

 

Ref

 

Halina Poœwiatowska to na pewno był człowiek

to była piękna dziewczyna wystarczy spojrzeć na zdjęcie

Halina Poœwiatowska pewnie żyje inaczej

(czytaj po dzisiejszemu: exitus) i pewnie było to piękne

 

Czytam to i akurat tak się składa że czuję

gdy  blask księżyca œwidruje dom,że

 moja bajka skończyć się pragnie jeszcze gorzej

lecz pięknie o wiele wiele mniej

 

 

choć czemu człek ma umierać skończonym  klasykiem

   a nie zaczętš  legendš

 

Już się zakładam czy wtedy tam będzie

wszystko, czy nie wszystko jedno

 

gdybym się znów dowiedział, że premier mego kraju jest szpiegiem

urwałbym mu jaja

(zakładajšc, że jeszcze jest  co

 

Jak kraj szeroki po grobach kwiknęliby z radoœci

 

oczywiœcie, że im się upiekło rzekę  kwiknęliby z radoœci

 

jak œwiat œwiatem historiš historiš kwiknęliby z radoœci

 bierut i spółka

        gomułka i spółka

           ich następcy i spółka

  ale się im upiekło

 

spojrzenie szerokie i pojemne niczym most

  rozłożyste niczym dšb umówmy się, że nie płocki

 

   cóż jest bardziej bezgraniczne chyba naiwnoœć poety

      przepraszam, odwołuję bierut był prezydentemładne słowo przebuddzenie

niczym rozwijajšcy się pšk rozkwitajšcš wiosnš

kolor i nazwa patrz atlas botaniczny

 

 

Budda juŸ dla porzšdku eżł od do, tak jak i ja

i w miedzyczasie się przebudził szczegóły

patrz bibliografia

 

 

sam bywamn ciekaw czy ja kiedyœ się przebuddzę

prawdopodobnie mój wewnętrzny buddzik trochę

pojechał na wczasyPrzemiły wodoleju Talesie przemiły

zapaleńcu Heraklicie paliwodo

Demokrycie

 

Jacy wyœcie przemili

 

             ze swoim arcygramatycznym nic innego, jak tylko

 

œwiat

  na jednš strunę nanizany

 i już

       nic, tylko prosto do przodu sam ciekaw jestem, gdzie

       (do Takiej Jednej Krainy, Gdzie Wszystko Jest Proste?)

 

Ja też bym chciał lecz w arche wstępuje stary anarch

i spieprza gdzie pieprz roœnie, wijšc się wœród szarych komórek

i soli mu na ogon

 

więc co: nie to, nie to, nie to, nie to

ale to też nie to

już lepiej, ale co

 

jeszcze tylko  ktoœ spyta ostatni refleksowicz

niczym burek Pawłowa co to też jest to

co zmienia się we wszystko - niczym złoto w towar?

wie i jeszcze œmie pytać

 więc już iœcie czas

 by niegolony mnich, walšc pišchš œcianę

zmurowanš z kawałków ropieprzonego ołtarza Diany

wreszcie chrypnšł de  profundis, że wszystko jest marnoœciš

 

i ma rację, a gdyby nawet

a gdyby, to co

 

człowieku, ludzki chytrusku, tak chciałbyœ

raz przykaraulić to sobie dać nura pod tę jednš pierzynę

gdzie wszyœciutko jest pierzem

i gdzie nic nie ukłuje

 

bo nawet, jeœli wypłynie brzytwa dla tonšcych(Moczulski)

 może być made in Ockham

 

 

można  wspomnieć, że mówiš też: jedna chwila

uważna chwila staje się modlitwš  nie mówię

że nie ma w   tym piękna

 

a prawda na klęczkach

jest prawdš na klęczkach spędzonych półgodzin

i nawet możesz poczuć, że z tobš jest moc

nim na trzeciš godzinę precliny na kolanach

zaczynajš dopierdalać tak, że możesz już tylko

poszukiwać jednoœci ze szlagiem, co cię trafia

 

 

  a, wracajšc do tematu, gdyby nawet

  dostałbyœ to w swe łapki

  i cożesz byœ z tym zrobił?

  przyznaj się sam, majsterku

 

i to też nie jest głupie

jak œmierć epikurejska nie ma go, gdy jesteœ

 

 

I przy całej uwadze twej  Bóg spoza poza

gigametry znad tego, co hasa w twej głowie

choć nie wiem jak uważnie

łapie się  za brzuch

na Mnie z kawałkiem duszy miły majsterklepko

jak Wostokiem na słońce

 

czy mi więc Ÿle roztargniony duchowy kocmołuch

rozbajŸlony do granic możliwoœci bajŸlarz

bez pojęcia jak zresztš większoœć geniuszy - czy kłamię?

 

czyż wreszcie moja summa a może karassia?

 

 

 

Przed jednymi odrzwiami

ulewa z piorunami

gorzeje właœnie tak

 

ulewa z piorunami

 

 

Za drugimi odrzwiami

ulewa z piorunami

 

ogień z larwami zlan

poœród komina œcian

 

 za stołem możny tan

wieczerza   z kompanami

 

 

 

I wtem przefruwa ptak.

 

 

 

 

 

Brzask blady niczym œciana

Żarzy węglami chrust

Duje w kominie coœ

buzujš żaru fale

I nagle ptak na wskroœ

na przestrzał poprzez halę

 

szlak przebił niczym nić

i przepadł ni go chwyć

Aż œmiech pochwycił tana

By wnet mu spełznšć z ust

 

 

To nie jest żaden znak

nie zwiastun choć i zła

zwykła, drapieżna skua

już go wchłonęła mgła

co oczom  nie  pomaga

 

 

i nic. i właœnie tak.

 

I tu się kończy sagaPoczštku nie ma potem

musi być jakieœ potem

                                                            przynajmniej

powinno więc potem

jest już œrodek kiedy się zgubiłem

jak zwykle się spóŸniłem zagubiłem

czyż to nie jest mój zawód

i trafiłem na wiersz

 

i o tym chcę powiedzieć jeœli tylko zdšżę

zanim wierszyk zacznie mi się zmieniać w pulpę

 

takš, za jakš dajš no przynajmniej stypendia

jeœli nie coœ do chleba.

 

 

pomyœlałem, że ja też jestem kimœ na pustej drodze

też przynajmniej udaję krok za krokiem potem

nie ma żadnego potem potem jest to samo

człowiek na polnej drodze jeszcze się dziwi, że

niemiłowany przez nikogo i że mu smutno i że mu Ÿle

sam i niczyj i coraz bliższa wisi ciemnoœć

a on idzie - poeta! myœlšc: Jak to œmiesznie...

 

 

też bym chciał umieć tak cierpieć niczego nie udajšc

nawet, gdy zetnie się we mnie to, co pozwala udawać

tchem nadziei na mrozie zetnie się to, co pozwala udawać

że życie nie jest w tym, że człowiek umrze - tym razem trochę póŸniej

 

nie wiem nawet jak daleko wisi ciemnoœć

jeœli jeszcze to nie jest pulpa, za którš dajš stypendia

niech mi wolno będzie odejœć - samym i zbytecznym

ku wiszšcej ciemnoœci póki to brzmi: jak to œmiesznie

 

 

 

 

 

Jan Brzechwa

 

DROGA

 

Niemiłowany idę drog+,

Idę sam jeden - bez nikogo,

 

Pełen żałoci i goryczy

Idę bez celu sam i niczyj.

 

Złe niepokoje serce piek+,

Dom niedaleko, lecz daleko,

 

A ja tak smutnie i ubogo

Idę bez celu, idę drog+,

 

I niepotrzebny już nikomu

Idę i wracam - nie do domu.

 

Ileż mi życia pozostało?

Nie wiem. Za dużo czy za mało?

 

tnieg jest na prawo i na lewo,

Na lewo słup, na prawo drzewo,

 

A ja tak idę sobie drog+

Niemiłowany przez nikogo.

 

Nikt mnie nie żegnał, nikt nie czeka,

I wisi ciemnoć niedaleka,

 

A ja, czekaj+c aż się zmierzchnie,

Idę - poeta! Jak to miesznie...

 

1943

 

 

Jan Brzechwa

POETA

 

Zeus, co każd+ boginię brał, gdy zechciał, jak dziewkę,

Od ubogiej pasterki dostał czarn+ polewkę.

 

Rzekł więc tylko: "Za karę w ludzk+ przyszłoć tw+ splunę!"

Poczem parskn+ł i gniewnie splun+ł cierpkim piorunem.

 

Kiedy wyszedł z d+browy, było skwarne południe;

Tedy wina zapragn+ł i wychilił trzy studnie,

 

Potem jeszcze trzy kwarty, potem jeszcze trzy czary,

Aż potoczył się stary przez pagóry i jary;

 

I od jarów był jarny, i był jurny i chmurny,

I pił znowu i jeszcze ten sam trunek powtórny.

 

W swym oplistwie był straszny. Szedł zawzięty i blady,

Aż dudniły wokoło żyzne ziemie Hellady;

 

Szedł i chwiał się, i staczał z gór wylękłych w doliny,

Aż bezwstydnie mu zwisał język tłusty i siny.

 

Siw+ brod+ zamiatał pełne mgieł nieboskłony,

Ryczał głosem zwierzęcym, toczył lepiem czerwonym,

 

Wreszcie legł nad jeziorem, gdzie był mlecz niezdmuchnięty,

Garci+ puch jego zmieszał z mgł+ i z woni+ mdłej mięty,

 

Z nieba obłok różowy jeszcze zdarł po omacku,

Splun+l w garć tak soczycie i tak - po pijacku

 

I z tej miazgi poetę stworzył w szale opilczym,

Więc poeta mu piewa. A on - marzy i milczy.

 

 

 

 

Jan Brzechwa

tWITY SZCZUR

 

Na zboczu zielonych gór

Zaczaił się twięty Szczur,

Zamigotał ęrenicami z poza szczytu,

Zadygotał więtem sercem ród błękitu,

Zaszelecił miękk+ sierci+ z aksamitu,

A ogonem, złotem dzianym, zm+cił morze,

A w+sami pokłuł kwiaty na ugorze.

Przybiegli ludzie co tchu,

St+paj+c cicho po mchu,

By zobaczyć, czy to sen, czy złuda,

I czy jeszcze s+ na ziemi cuda.

Poszli stron+, gdzie się kończy góra,

Zobaczyli tam twiętego Szczura.

Powiadaj+ do mnie: "Mymy proci,

A tu Szczur, nasz Praszczur, przybył w goci,

Przeczuwamy jak+ rzecz nieprost+,

B+dę-że naszym przed Szczurem starost+."

 

Przeżegnał strwożony lud

Wprzód zachód, a potem wschód,

Patrzał za mn+, jak odchodzę przez kurhany,

Tam, gdzie ni się srebrny ogon, złotem dziany,

Gdzie majaczy cud nieznany, niespodziany,

A ja zszedłem pagórami zielonemi,

Pokłoniłem się Szczurowi aż do ziemi:

"Nie jeste nam tylko snem,

Wiem dobrze - o wszystkiem wiem,

Dor+bałem się raz duszy w sonie,

Podsłuchałem raz, jak trawa ronie,

A jak rosn+c, wróży twe przybycie:

Czekalimy na nie całe życie,

Czekalimy na ten dzień wyzwolin,

B+dę-że królem naszych ł+k i dolin,

Koronować cię będziemy, Szczurze,

Lecz nie na tej, a na Szklanej górze."

 

Umiechn+ł się więty Szczur,

Aż jasnoć pobiegła z gór,

twiętem sercem ród błękitu zadygotał,

Şrenicami nad morzami zamigotał,

Tajemnicę jak+ snać na w+s namotał:

"Jakoż nie miałbym ci służyć, boski tworze,

Pokróluję temu wiatu w Imię Boże."

W doliny zbiegłem po mchu,

Krzykn+łem, co miałem tchu:

"Przybywajcie, jaworowi ludzie,

Cud się zdarzył - chodęcie trwać w tym cudzie,

Umocujcie miedziane poręcze,

Wzniecie schody, aż po sam+ tęczę,

A posypcie tatarakiem stopnie,

Niechaj Praszczur Szklanej góry dopnie,

Wspomagajcie go sercem czuj+cem,

Bo go mamy koronować - Słońcem."

 

Dęwignęlimy wielki gmach,

Aż ton+ł szczytem we mgłach,

Poklękalimy natenczas, by w pokorze

Zmówić pacierz za te lasy i za morze,

Za te schody, które wiodły gdzie w przestworze,

Dziękowalimy niebiosom zgodnym chórem,

Że jest jeszcze dla nas radoć pod lazurem.

Zaledwie umilkn+ł chór,

Stan+łem znowu ród gór:

"twięty Szczurze, wybiła godzina,

Wypij ze mn+ ze trzy studnie wina,

Spożyj ze mn+ ze trzy pichrze chleba -

Żmudna droga prowadzi do nieba,

Wdziej na głowę tę czapkę z atłasu,

By cię skwar nie odurzył zawczasu,

Lud się kwapi, dojrzewa Nowina,

twięty Szczurze, wybiła godzina!"

 

Szczur dumnie wyprężył grzbiet,

Szedł za mn+, przez góry szedł,

Toczył ciało swe nad las olbrzymiej+ce,

Brn+ł po schodach w wielkim znoju trzy miesi+ce,

Ku tej górze zapatrzonej w wieczne słońce,

Nikn+ł we mgle, co w niej zawiat się zaczyna,

Jeno ogon zwisał w dół, jak złota lina.

Zaszemrał wylękły lud:

"Mów, gdzieże zapodział cud?

Omamiłe nas wierutn+ złud+;

Oddaj Szczura nam, smorgońska dudo!"

Otoczyli więty ogon szczurzy:

"Niech nam służy w tej naszej podróży."

Jęli pi+ć się po nim, jak po linie,

Ku tym wyżom, gdzie spojrzenie ginie,

Ku tym wyżom, gdzie jasnoć przezrocza

Załamuje się o szklane zbocza.

 

Zaci+żył Szczurowi zbyt

Tłum, co się wspinał na szczyt,

Gdzież mu dęwigać tak+ ciżbę na ogonie,

Jak mu cierpieć na swej sierci szorstkie dłonie,

Od ciężaru aż się zsun+ł ku ich stronie,

Aż mu w nozdrza uderzyły krwawe ponsy,

Aż mu słońce przypaliło więte w+sy.

Rozgniewał się srodze Szczur,

Przysporzył niebiosom chmur,

Zawirował po szkle, jak ta miga,

Mign+ł w górze, tak jak nic nie miga,

Wyprostował swój ogon sprężycie,

Aż zeń ludzie opadli jak licie -

Wylecieli na olep, jak z procy,

Gdzie w przestrzenie, aż po krańce nocy,

I zawili nieruchomo w próżni,

Gdzie od gwiazd ich sam Bóg nie odróżni.

˜mierć Pana Cogito

 

 Kolega Autor, który czasu swego

spłodził był Pana Cogito

(darujmy sobie szczegóły techniczne

 

dziœ rano zdecydował, cytuję:  raz kozie œmierć

koniec cytatu

 

 

Co prawda faktem pozostaje, iż

 

Pomiędzy kozš sensu stricto

 

a Panem Cogito, bykiem pršcym pod wiatr

  z fortepianem Andersena w tornistrze

 

pozostało jeszcze parę różnic formalnych

 

ale

     zewnętrzne człony tego trzyczłonowego wyrażenia

                                                       w pełni harmonizujš  ze sobš

 

według wszelkich reguł dzisiejszej logiki holistycznej

             

 

W tym miejscu wiersza czas na zresztš. Oto zresztš

 Agata Christie przed œmierciš uœmierciła swego bohatera czemu

on ma być gorszy

 

pan cogito az taki niemyœlšcy nie jest wie

że w gruncie rzeczy tyle i warte jest jego istnienie

aberracja eeg w czaszce autora

który chwilowo chciał

     mniejsza co ale chciał

wtedy on tego  chciał

 

autor tez zresztš czasami nie bywa od tego

żeby ewentualnie raz jeszcze machnšć piórem

i napisać ale jednak już tym razem

rozmowę pana cogito ze œmierciš

bo tak

(to uprzedzajšc pytania dlaczego

bo tak

 

 

któż w dzisiejszych czasach lubi hałas

nie będzie hałasu

i nie będzie pana cogito

bez hałasu, po prostu bez hałasu

po prostu nie będzie

 

 

czy œmierć pana cogito

będzie przytulnym nigdzie

czy czymœ o niebo gorszym

bo chyba jednak nie przytulnym wszędzie

hm pytanie nie jest złe

i w młodoœci pan cogito zrobiłby na nim doktorat

gdyby ono było w młodoœci pana cogito

dziœ na panu cogito obrotniejsi robiš doktoraty

i robić doktoraty na panu cogito będš

a œmierć pana cogito

to po prostu problem pana cogito

 

 

 

 

gaudeamus cogitur

myœli (co prawda do siebie) pan cogito

przecież

jeszcze

myœlisz, wiec się cieszstworzonko

 

 

 

 

będzie człowiek

 

 

na poczštku oczywiœcie głowa

                         na jej czubku otwór

 

 kędy dusza  wchodzi i  wychodzi

 

w œwiaty dalsze niż zewnštrz

bliższe niż wewnštrz

 

 

 

plecy

i trochę wyżej i co nieco niżej

jednym słowem życie soc interprson resoc

 

zamykamy ten temat

to miał  być wiersz na na tzwanym poziomie

 

 

ptaszek

pełen czułoœci

  której jakaœ osoba jest warta

                  żywa i pamiętajšca

 

może nie tylko

 

przemnożone przez tak zwane życie

z tym, że to kiedyœ

 

 

 

 

 

 

ale jeszcze zobaczymy

 

Bogiem trzeba się urodzić

       nie będzie mnie sobie stwarzał

          niedotworzony krytyk macher doktor z klamkš w dłoni

domorosły herrgott z odzysku

 

 Bogiem powiadam a nie dogiem

(ulubiony anagram Angoli

 

 

 

produkt produktem

ale przecież metkaZa tydzień przywlokš się ˜więta  od zeszłego roku

 

czeka wiersz pt.   Zabi㠘więta

 

i same œwięta  mikosraje  przed pedetem udajšc

 

że im chodzi nie tylko o pienišdze

 

i breja życzeń bym se zarobił dużo forsy

 

i dał nowego nobla pod choinkę

 

 

 

żabojady na kolanach przed choinkš œpiewajš

 

o Tannenbaum jak ja ciebie wielbię

 

o kurwa jebane œwięta kiedy

 

                                 was już nie będzie

 

 

 

 

 

Przemykam się wœród samochodów, pełnych ludzi

 

z posrebrzanymi szybami w oczach (wiecie, jak to działa)

 

i nikt nie słucha więc mogę powtarzać

 

zabijcie te œwięta bo ja nie potrafię

 

 

 

i nie wiem, jak daleko dopiszę tego grudnia

 

i nie chcę wiedzieć, czy grudzień dopisze i

 

 czy dopisze styczeń do listy wydatków

 

coœ poza podwyżkami poœwišteczna tradycja ludowa

 

 

 

no wiec zabijcie te œwięta nie wystarczy żeœcie

 

 już z nich zrobili hipersupermarket choć tu już coœ  nie powiem

 

           więc do dzieła dobijcie te œwięta wszak ktoœ to musi

napisać

 

 

 

 

 

 

 

Gdzie atmosfera ogolnej troski

I walki z buszujacym zlem

Gdzie jestes panie majakowski

I cala reszto panow M.?

 

Czy polegl albo w ogniu splonal

Czyz nie jest slusazsny to kierunek

A moze przeszedl przez zielona

Albo na wlasny rozrachunek.

 

Mysl o komornym vacie chlebie

Bo symbol, jak ja zycie znam

Zadbal skubany już o siebie

A zywy czlowiek zostal sam

 

Pisal, stypendia inkasowal

Ze szkopa nie raczyla  Wanda

A potem wzial zdezerterowal

I zostal kto? Ty: cywilbanda

 

Spasl się biedaczek Bogu dzieki

Nie czuje, ze czas jego minal

Wszak symbol ci nie poda reki

Gdy ciemna wleczesz się dolina

 

Nie wciagnie cie na swe orbity

Nie wykraska cie z obiezy

I Bog, chyba ten spluty zbity.

Kto dzis w takiego Boga wierzy?

 

Busola się od kaca slania

Gora gdzie dol był dol gdzie gora

Demiurgow koncza się zmagania

Co pozostalo? czarna dziura

 

Robisz dokładnie to, co trzeba

I coraz rzadziej myœl ucieka

Z kraju, gdzie okruszynę chleba

Podnoszš ale nie człowieka

 

I będziesz w szkole repetował

Smoka nie chciała pieprzyć Wanda

A symbol  wzial zdezerterowal

I zostal kto? Ty: cywilbanda

Szedłem gwiaŸdzistym krokiem po północy

 

 Winszujšc zdrowia Najœwiętszej Panience

 

I rozchlapujšc zamyœlone niebo

 

 Dwie pary trampek przebiegły po zdrowie

 

muskajšc uszy spienionym oddechem

 

 Latarnia morska słała perskie oko

 

 W ciemnoœć, zgarbionš na zacichłej ławce

 

I kiedy wstała już po chwała Ojcu

 

Modlitwa poszła znów na poniewierkę

 

(Lewy but dobrze mocno gniótł na chwałę)

 

Winszujšc zdrowia Najœwiętszej Panience

 

wtorek szósta piętnaœcie  oczywiœcie wieczór

jeszcze nie mówi się w pół do osiemnastej

a datę zapisuje po Bożemu dzień rzymski miesišc i rok

 

dwie ławki pode mnš facet patrzę na niego jak

Rozrzuca po pulpicie pól ryzy papieru cóż to za papier

duński papier do maszyn do pisania

elektrotermicznych bezszmerowych wtedy takiej jeszcze nigdy nie

widziałem

Atramentem którego nie uœwiadczysz na czarnym rynku

Piórem, jakiego nikt tego roku nie da tu swej narzeczonej

będzie pisać chińskim   z arpisu skšdœ po znajomoœci

najwyżej kiedyœ do œlubu albo za pierwsze dziecko

wpadnie jej legendarny parker za $20

z okršgła kulistš stalówkš jak obserwatorium w chełmie

Więc tym piórem paskudzi tę kartkę po tej kartce

pismem, za które ja wyleciałbym z każdej zbiorczej gminnej.

 

otwieram kalendarz jak gdybym nie wiedział

już po Solidarnoœci i Wujku jeszcze przed Przemykiem

 

o wtorki tisznerowskie w tej uczelni o której

mi powiedział przyjaciel pozostały mury

kiedy jeszcze index grzał mš dłoń a nie parzył

 

 

zastanawiam się co ja wtedy czuję ja przecież nic nie czujęto nie jest wszystko nie potrzeba zaklęć

dużo jest œwiętych słów wszystkie wyrażajš

tęsknotę  k'temu  co ci się  należy

choć i nie zawsze jest to coœ do chleba

gdyby nie było trzeba by było wymyœleć - ale jest

i nic naprawdę nic nie musisz wymyœlać

 

Jest OdpowiedŸ Którš Zna Ona Sama - ale Zna

ja wiem nie brzmi to jak na tacy

zwłaszcza w dzisiejszych czasach

lecz mówię to, bo sšdzę, iż ma prawo, aby  zabrzmieć

 

to nie jest wszystko każdy widział kamień

który kamieniem nie drgnie z miejsca na wszelki wypadek

/bo to że o tym pisze

tam i tam i ówdzie to ja też czytałem

nie mówię

że ja tego nie czytałem

 

i pomogło zapewne tyle, co pomogło

ujrzeć kropki układajšce się w litery te w słowa te w zdania, że:

ziemia pędzi dokoła słońca słońce poprzez galaktykę galaktyka

 też gdzieœ

 

 

i sš też tacy którzy zowiš duchem

spirytus swoje emocje emocje

cudze za które ktoœ zapłacił im

i takich

takich też jest coraz mniej

dlatego

 

nie wiem tu, co rzec może będzie okrucieństwem

rzec to nie ten adres powiem tyle:

to inny adres

 

 

mam też pragnienie dodać nie musisz wierzyć w Boga

ani Cokolwiek mniejsza o szczegóły

może nawet lepiej może kto to wie

byle Bóg mógł wierzyć w Ciebie

szczególnie w tę chwilę

 

lecz z tego miejsca na którym stoję wiem tyle pragnienie to pragnienie

i słowa też słowa

 

 

sš też jeszcze - jeszcze sš ludzie z krwi i ropy

nie dajšcy za wygranš łapišcy zajšce

wycinajšcy orły

mniejsza o szczegóły

 czasami rzeczywiœcie

 

różnie to wyglšda

 

  czasem nie wiedzš że oni po prostu próbujš

lecz czy Ÿle, że próbujš?

 

 

 to też nie jest wszystko choć i ja i tego nie wiem

nie tylko tak, jak powinno się to wiedzieć nie tylko

między nami młynkami na słowa

choćby inne niż moje chrome nieporadne

choć ja i tak nie umiem tego

powiedzieć

 

 

Tramwaje się snujš ulice się snujš apreski się snujš

gwiaŸdzistš osnujš

 

ciemno kleiœcie do zamroczenia

 

sodówka sczerwienia

czy już zasnęliœcie?

œmierć

przychodzi jak przystało

na stolycę wpierw puka do drzwi

i mówi kto i po co

że to nie SPEC

nie  wspominajšc imienia  komornika

Atylli naszych czasów

 

już teraz widać

że to nie wiersz tylko plagiat

nawiasem mówišc

 

no i widać z kogo

może plagiat też wiersz

 

 

 

kiedy œmierć już jest

nie ante portas, lecz in situ

 

wychodzi, że przyszła po kanarka

(nie, to nie tramwaj)

 

 

na widowni wybuch œmiechu, a

 

w kšcie może mysz może wesz a może

myœlšca trzcina myœli jak to trzcina co to jednak robi

 z ludzi

magiczne słowo,

jedno z tych kilku

na aktywach i sile nabywczej nie skończywszy

choćby i takie jak œmierć

 

   choćby i takie jak œmierć

 

 

Ja się nazywam Berthold Schwartz

 

Wymyœliłem taki czarny szajs

 

Co jak się go podpali

 

to daje popalić

 

 

 

 

 

 a ja nazywam się Twardowski i wszystkich was pierdolę

 

 jeszcze mam tę karabelę i zwierciadło czarnoksięskie

 

 mnie chcieć wyprowadzić w pole chybaœcie sš bite w ciemię

 

 ˜miejš się że na kogucie i wołaj zejdŸ na ziemię

 

 

 

 a wy w ziemię

 

 

uprzedzajšc pytania, jestem z tych Riesenkampffów

(ktoœ mógłby tu wtranżolić ze szczepiorskim dowcipem

że nie z Tych, ale z Zabrza

ja jednak podtrzymuję, że ma pewno z tych

 

uprzedzajšc pytania, owszem jestem baronem

uprzedzajšc pytania, nie wiem, co z tego wynika

 

uprzedzajšc pytania, był droższy, niż doktorat

pewnie pradziad u cara, pewnie u złote ruble

Tak, że jestem baronem, uprzedzajšc pytania

 

uprzedzajšc pytania, pradziad był generałem

Pradziad był generałem, pisał się przez dwa f

Podobno się oznaczył, podobno nie na Polakach

 

Tak, że generał i 2f, uprzedzajšc pytania

 

 

uprzedzajšc pytania, mieszkaliœmy w Serweczy

koło  jeziora ˜witeŸ, koło czarnego lasu

opodal wsi Płużyny - podobno nasz był kawałek

Obok była Worończa sierdzieli tam Niesiołowscy

Ale ci Niesiołowscy, uprzedzajšc pytania

 

 

Uprzedzajšc pytania, mam figę, żyję w lepiance

figę idiomatycznie, żywię się nieco proœciej

Na œcianie lepianki piszę z właœciwym sobie talentem:

 

baron, generał i figa, uprzedzajšc pytania

 

 

 

 

˜wiat, młodzi ludzie, wyglšda proœciej

Kiedy oœwietlš nam go wartoœci

(Tak on wyglada z mej wysokoœci)

Neandertalczyk wymyœlił Boga.

Po co Bóg dzisiaj? jest aksjologia.

 

Wokół wartoœci pływajš w zupie

Jada fiacikiem jak  punto kupię

Kładę je w kieszeń zapraszam w goœci

Ach, czymże byłby œwiat bez wartoœci.

 

Z góry wartoœci

Z dolu wartoœci

Wokół wartoœci

To dla przyszłoœci

(dla potomnoœci)

Wsród nich, jak uczš

nie wiedzieć czemu

jest jedna: forsa. Nie ma problemu.

 

Student szmal zrobi student wybuli

Choć się zastawi i do koszuli

Na mnie, rektora i jego œwitę

Więc niech nam żyje uniwersytet

 

Sš białe wiersze sš czarne rymy

W  sukurs przychodzš mšdre  maksymy

Jedna powiada bez  żartu cienia

Jak nie masz chłopcze, to do widzenia

 

 

Młody człowieku pan tam coœ umie

Nawet nie całkiem ginie pan w tłumie

Więc ja do pana z małym prezentem

Niech pan zostanie mym asystentem.

 

Właœciwie na to jeszcze za wczeœnie

Pan się nie cieszy: Pewnie pan nie œmie

A on na pana popatrzy chwilę

Po czym zapyta krótko: za ile.

 

Los jest dowcipny, aż biorš dreszcze

Więc się spotkacie raz jeden jeszcze

W ten dzień zapytasz go: przyjacielu

Gdzie moja renta? W starym portfelu.

 

Wokół wartoœci z góry wartoœci z dołu wartoœci

z boku wartoœci oprócz litoœci

 

 

Lakierował wawrazek myœli

przyklejał im etykietki

 

kiedy Wawrzek miał 5 latek

Pai Swarzewska spadła ze œcianby

rOgiem ucałowała jego ciemię

lat czterdzieœci zostal œlad.

 

Stamtšd wyszšł pierwsza niebieska myœl

Stryjowi brakło na czystš

Nakleili etykietkę

Extra-neu posłali w œwiat

 

Myœleczka furoprę zrobiła

dziwowali się ludzie dziwowali się

kto tak myœliczę obrzezał

że t umani przestarsza lœniu

Lakierował Warzek myœli

Co wyskakiwały z kurzu

 co się kurzył mu z czupryny

  uciekały lub pokorbnie

płożyły u nóg jak psiaki

lakierowal Wawrzek myœli

przyle[piał im etykietki

Na bankietach w Ameryce

Na 35-tej Avenue

nine I: Polasih man can!Mniej nienawdzę tych ˜wišt w czasie których mogę

usišœć po ciemnu i swiedzieć po ciemku bez obawy

że ktoœ mi wlezie fanzolšc żebym nie siedzšc po ciemku

 

 

Najlepszy jest dzień Wszystkich ˜więtych mogę

siedzieć w swym własnym mroku naprawdę uważam

że to jest najlepsze ˜więto - w końcu tylu œwiętych

 

 

Najbrdziej robi mi się niedobrze w maju jeszze gorsze

jest tylko Boże Narodzenie jak by to nie brzmiało

taka jest prawda

 

 

 

Ale Wielkanoc dla œcisłoœci też jest jeszcze nienajgorsza

zwłaszcza poczštek

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Do Wielkiego Wieszcza WW

 

 

Człowiek żyje w cieniu Prawdy i w cieniu prawdy umiera.

Wielki Wieszcz WW

 

 

Wielki Wieszczu WW ludzie tacy sš że marzš

W braku bardziej palšcych potrzeb o Kłamstwie z ludzkš twarzš

Kłamstwie, co nie będzie wielkie, kiedy oni będš mali

I nie będzie stać i patrzeć, gdy oni będš zdychali.

I możesz skrobać, co chcesz, to sio i owo

Rozwišzywać rodzaj ludzki i wybierać na nowo.

I kiedy się w wolnych chwilach wsłucham w twój głosik gołębi

Żal mi biednego Jezusa, co nie dorósł do twej głębi.

Bo religia nie mniej ważna jest niż picie i wyżerka

Więc kiedy się już dobudzisz,  wysil się i spójrz do lusterka

I gdy na karku głowę masz to u siebie sobie zważ

Religia może mieć ludzkš  twarz lecz to nie jest twoja twarz.

 

          

A prawdę każdy ma swojš  jak wiedzš wszyscy psychiatrzy

Ja nie mówię, że nie jest Bóg, co nie stoi i nie patrzy

Opluwany z gejami wyskrobany w kołysce

Gwałcony z kurwami pałowany w nysce

 

 

I taki Bóg jest Prawdš lecz prawdziwszych ma kapłanów

 

Od  ciebie i ode mnie więc się lepiej zastanów.

I, jeżeli nie pragniesz następnej porcji moich porad

UsišdŸ łaskawie na tyłku i skrob w kšcie swój doktorat.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Historia Fortynbrassa króla Danii

 

 

Aria Polaków do psa w łańcuchach

 

 

Polacy, w niewoli, leżš w łańcuchach.

 

Na œrodek wybiega Burek . Polacy powoli podnoszš się, brzęczšc łańcuchami,  i grupujš wokół Burka.

 

 

Polacy

 

 

Piesku, zanieœ tę wiadomoœć pomiędzy Lechistanu mieszkańców,

tuœmy uœwierkli by prawu serii posłusznemi się stać.

Wsio przełajdaczone, wszystko psu na budę

I niech kto chce gada, że my tak lubimy  a przecież każdy kiedyœ stanie, jak się zrodził

Ani guzika, płaszcza ani     szpady

Pozostał tylko honor i psi swšd

i jaka by nie była prawda, niech po szkołach wkuwajš bachory

Że żadne kolano nie dotknęło ziemi

W tę chwilę, kiedy trafiał nas szlag.

 

Zawsze będš oni oni zawsze zwyciężš oni

Zawsze z nami wygrajš i tak jest œwiat pisany

Zawsze nas zrobiš w konia a sami sobie poradzš

Ale by œwiat nie runšł, ktoœ musi cały czas

bombardować tonami litanii

Boginię Matkę ˜wiata Psiamać Psiamać Psiamać

 

a wiedzcie też, że za parę pięciolatek

Z naszych popiołów mšż powstanie z jasnym czołem

Splunie przez lewe ramię i powie: na psa urok

I będzie miał rację zresztš tak, jak zwykle.

 

 

Całuje Burka w nos

 

bšdŸ szczwany. idŸ

 

trzykroć klepie Burka po zadzie.

 

 

 

 

 

 

Kanciapa Ubu

 

 

Wpełza dwóch Polaków

 

Polacy

 

Psiamać niech będzie z tobš.

Tyżeœ jest Ubu?

 

Ubu  Jamjest. A czego?

 

Polacy padajš na kolana

 

 

O Panie. Król nasz, Poloniusz XIII, abdykował.

 

 

I co?

 

O Panie, ty jesteœ jego bękartem.

 

 

 

Jak wy klęczycie!

 

 

Burkaœcie to nie widzieli? Już niedziela, jak się gadzina wałęsa.

 

 

Wypad.

 

 

 

 

 

 

Za grosz paryskiego akcentu.

Co się gapicie? Do jamy!

Polacy pędzš ich do jamy, kłujšc kosami niżej pleców.

 

 

Królu i panie!

Czego tam?

Bar wzięty!

Bank wzięty!?

Zarówno, królu i panie.

Od razu trzeba było.

Przy banku poostawić straż. Bar wasz.

 

 

Rzadko się zdarza, że znajdę coœ

 

że złapie mnie nagłym rozdziawem  zazdroœć czemu nie jestem

Bogiem

 

Który właœnie to właœnie to stworzył przytakuje Bóg

 

No tak, zjesz jeszcze trochę kaszy, zanim

 

że tak się wyrażę ale się nie przejmuj

 

 

 

 

 

Zazdroœć jest brzydkš rzeczš, nawet wobec nieboga

 

i jest chwilami jest mi wstyd, że mi niewstyd

 

ale już wiem że to się da

 

 to znaczy, że się dało

 

jak kto nie spał

 

 

 

 

 

Rzadkie, lecz bywa to już jest napisane

 

poczwórnie brzydkie uczucie czemu to nie jest moje

 

choć wiersz jest zawsze swój własny, nawet jeœli tego nie wiesz

 

 

 

bo każdy wiersz jest swój własny i nie całkiem wszyscy to wiedzš

 

i bywajš kłopoty nie nikt tego nie zna

 

gdyby było inaczej, byłoby łatwiej wierszom i ludziom

 

 

 

 

 

 

 

minęło lato komary wczasy

co w telewizji? jakoœ ponuro

ktoœ umarł? umarł. kolega klasyk

na którym zawsze strzępiłem pióro

 

 

 

że sklecił wieżę z koœci słoniowej

sam w œrodku z dyabłem grywał w mariasza

nachlapał w szyję o œcianę głowę

figę z Apolla, figę z Marsjasza

 

i nienawidził czasem się brzydził

co to za mutant za grosz mimikry

jak wszyscy chlał jak nikt się tego wstydził

więc może nie był to ktoœ całkiem zwykły

 

rosnš wieżowce huczš bankiety

jakoœ nie widać na flagach  czerni

została dziura i byle kretyn

jej nie zapełni

 

 

Jak by było daleko, zawsze może być dalej

 

Jakby było póŸno, zawsze może być póŸniej

 

 

 

Nigdy nie jest tak blisko, by nie mogło

 

                                                       uważaj

 

 

 

 

 

 jak by nie było,  teraz Teraz

 

doskonałe 

 

   jak płatek wiœni  zawisły nad  strumieniem

 

                                                             

 

  bywa

 

 

 

 Co drugi umie rzucić a to doskonale

 

        to ja zrobię swoje

 

 

 

cóż czy  można  tak mšdrze

 

               by nie mogło być mšdrzej

 

to ja niegdysiejszy œnieg

            niestety bez ach

 

dziœ jestem tam, gdzie sš

     niegdysiejsze œniegi żadnych pytań więcej

         adres  nawias data i numer ustawy

nie uskarżam się nie przyjmuję goœci

 przynajmniej stšd, byœmy się dobrze zrozumieli

 

 

wiem, że tu niektórzy wspominajš  mnie, na przykład

gimnastykujšc na mnie swe poczucie altruizmu

         niekrepujšcy niezły treningowy worek

 

 

dla niektórych oznaczam  czasem  także i to

         czego nie ma, gdzie jesteœ

       

do czego czasem rwie się w tobie  już  sam nie wiem co

lecz może jeszcze masz coœ co   w człowieku czasem rwie się ku

gdzies poza to, czym czujesz że jesteœ

 

/że piszš, że mędrzec utraciwszy kontakt 

z numinosum stał się patafianom piszš

ludzie w ogóle miewajš  do siebie to, że piszš

bo czasami rysujš

 

mnie najłatwiej

byłoby - i jest - powiedzieć żałosne żałosne

przeżałosne

 

 

nie powiem wam jednego że ja też

mam swój niegdsiejszy œnieg jesteœmy przyjaciółmi

 

czasem palę mu lampkę

czasem pytam o rade

czasem głaszczę po głowie  powtarzajšc mantrę

œnieg œniegowi œniegiem

 

 

nie pragnšłem też /ja wiem że w każdym tkwi lustrator

by to we mnie odnaazł ostatnie schronienie

żebrak i to nie jeden

bylem miękki i ciepły tak jak utkany z samych westchnień

o resztę spytaj tego, co go wygnał z dworca

 

a ja nie sprawdzam takich którzy mnie nie sprawdzajš

 

 

ale już powiedziałem za dużo jesteœmy żyjemy

to jeszcze nie jest dobre okreœlenie  na zupełnie

zupełnie zupełnie zupełnie zupełnie przeciwnych

końcach  sam nie wiem czego  nawet gdyby

gdyby to było warte by je wiedzieć

 

sš rzeczy których nie wie nawet zeszłoroczny œnieg

 

Zje taki szynkę z dorsza, aż mu zagra dusza

On łap za duszę duszo maja czyœ ty chora

Coż zostało? Za pióro ma dolo komusza

I wio epitet metafora trochofora

 

Zawszem pisal, jakem chcial - ni slodko, ni przasnie

                      choć ruina, ale nie Niniwy

Księżyc - nad Koœcieliskiem; mój meteor gasnie

Przeczyta - miał goœć gadkę, musiał być szczęœliwy

 

I nie rób takiej miny, siwy profesorku

Bo twoje racje zbieżne jak kurczęta w worku

Arcysłuszen, przemšdrem, jak głowš o œcianę

 

Niechaj się kto  chce bawi w jaruzelskie gierki

A ja wolę instrukcję obsługi szlifierki

Niż wasze pierdoliny wyciumkane

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Znów Jumbojetem zstšpił z nieba

i każdy cieszy się

w kraju gdzie okruszynę chleba

podnoszš człowieka nie

 

 

Znikły z miasta dziury w bruku

wódka z supersamu

œwięte œwięto pełno huku

i orkiestra gra mu

 

ludziska ryjš się na chama

już ani kroku, bo...

przed nosem tysišclecia brama

a za niš Bóg wie co

 

 

biały rumak podkowy złote

i znów rozstawać się czas

kto zrozumiał z tego choć jotę

my z niego czy on z NAS

 

 

papierków baloników mnogoœć

i uœmiech co w chleb beton zmienia

 czyżby ktoœ tu zrozumiał  kogoœ

to nie ta ziemia

 

Ludziska ryjš się na chama

bliżej się  nie przeœlizgniesz

przed nosem tysišclecia brama

a za niš byznes jest byznes

 

żebrak w mrozie sztywny na koœć

drapaczy roœnie gaj

czyżby ktoœ tu zrozumiał coœ

to nie ten kraj

 

 

znów jaskółki w kominie ćwierkały

w œciekach kumała żaba

znów jedzie ten wielki œwięty biały

znów będzie laba

 

 

wkolo  milicja jeŸdzi sukami

poœrodku miasta rozkwita

kram z gotowymi odpowiedziami

tylko że nikt nie ma już pytań

 

 

 

przyjedŸ znów miasto w ferie zamień

jak zawsze za 5 lat

Czyżby się w serce zmienił kamień

to nie ten œwiat

Znów jaskółki w kominie ćwierkały

w œciekach kumała żaba

znówu jedzie  Wielki ˜więty Biały

znów będzie laba

 

Znów Jumbojetem zstšpił z nieba

i każdy cieszy się

w kraju gdzie okruszynę chleba

podnoszš człowieka nie

 

 

Znikły z miasta dziury w bruku

wódka z supersamu

œwięte œwięto pełno huku

i orkiestra gra mu

 

wkolo  milicja jeŸdzi sukami

poœrodku miasta rozkwita

kram z gotowymi odpowiedziami

tylko że nikt nie ma już pytań

 

 

ludziska ryjš się na chama

już ani kroku, bo...

przed nosem tysišclecia brama

za niš sam diabeł wie co

 

papierków baloników mnogoœć

i uœmiech co w chleb beton zmienia

 czyżby ktoœ tu zrozumiał  kogoœ

0 Boże to nie ta ziemia

 

papierków baloników mnogoœć

i uœmiech co w chleb beton zmienia

 czyżby ktoœ tu zrozumiał  kogoœ

0 Boże to nie ta ziemia

 

Ludziska ryjš się na chama

bliżej się  nie przeœlizgniesz

przed nosem tysišclecia brama

a za niš byznes jest byznes

 

Biały rumak podkowy złote

i znów rozstawać się czas

kto zrozumiał z tego choć jotę

my z niego czy on z nas

 

żebrak w mrozie sztywny na koœć

drapaczy roœnie gaj

czyżby tu ktoœ zrozumiał coœ

o Boże to nie ten kraj

 

 

PrzyjedŸ znów miasto w odpust zamień

jak zawsze za 5 lat

Czyżby  w człowieka zmienił się kamień

0 Boże to nie ten œwiat

dziewczyna z obrazu Brojchla

/pisze się podobno inaczej

 

spoglšda ze smutkiem

 spoglšdam na niš ze smutkiem.

                      i jeszcze czymœ

 

 

zazdroszczę,

  że ma się za czym smucić

                            że jeszcze

 

 ma za czym spoglšdać

 

 choć Bogiem prawdš nie ma już nic

 

 

 już wyrzucajš z muzeum trzeba mieć dokšd iœć

 

 

 

  a ona jeszcze

 

    ona stoi

            w mniemanej doskonałej  równowadze

             smutku i dali

 

która by była gdyby œwiat cały

poszedł na urlop

 

bez mej zawiœci

że przecież nic

a przecież coœ

 

 

 

ulica muzealna

też ma swój koniec

lecz jeszcze nie

 

 

idę jeszcze niš idę

jestem jeszcze niš jestem

gadam z mym smutkiem: bšdŸ przyjacielem

a on: kto wie?

 

idę przez wieczór

niech i tak będzie

nie będzie œwiatła

nie będzie wiersza

nie będzie mnie?zosdtaw nas chcemy żyć

  szmerem mignieniem oddechem

 

  zostaw nie chcemy

        w formalinie pod  szkłem

 

 zoistaw nie wgniataj nas w trupioibladš kartkę

 odłóż ten długopis

 

Siedzę z Władkiem w 13-tej celi

Na ratuszu poœrodku miasta.

Niech żyje sprawa nas wzięli posadzili trzymajš i basta.

 

Grabski że tam złotówka chrzani

A Kwiatkoszczak wioska nadmorska.

Otchłań nudy. Na dnie otchłani

œypiš piece Magnitogorska.

 

Władek pismak trzyma się dzielnie

A ja myœlę co ten kraj czeka?

Z kraju na kraj rosnš spółdzielnie

Wielka plajta małego Dżeka.

 

Sen mnie zmorzył niech sobie morzy

Mrozi ranek krzyk towarzysze

Ciężki łopot polarnej zorzy

Ołów jest cierpliwy rwie ciszę

Ziemia innych droższa zostawię

Na pekao spierzchnięte racje

Krew błoto rehabilitację

Wiatr od morza w koło Wiesławie.

Stšd wypuszczš Polak Polaka

A co potem œwit kibel bieli

Władek nie œpisz? twoja mać taka

Lepiej zostań w 13-tej celi

 

1986

 

 

 

16 IX ę99

 

 

miłosz pochyla się następnie się prostuje

następnie czyta. oczywiœcie swoje wiersze

 

z brodš bez brody oseski

takie których jeszcze nie tknęła  kaszta

 

ten jeszcze ciepły o tym jak na lotnisku

powiedzmy mineapolis zaglšda babom pod kiecki

 

jak tylko prawdziwy poeta   ten szacowny o mowie

miseczkach z kolorami

 

miła pani mówi że teraz zamiast pytań

ma podpisać tomiszcza za które płacš klienci

 

to znaczy nie mówi mu ale każdy wie co jest grane

 

 

wœciekły puka się w swój aparacik słuchowy

i mówi słucham

 

ktoœ się wyrywa że on też chciałby zadać te cholerne pytania

efekt do przewidzenia wzišwszy pod uwagę ustrój

 

cišgle myœlę o tym panu z laskš to naprawdę żywy żywy człowiek żywy

nie lalka pleciona z drutu własnych cytatów nomina sunt odiosa

 

 

cegły już  podpisane z wieczorku zrobił się salon

on  sam jest sam każdy ma już o czym brylować

 

poœrodku tłumu pyta kogoœ o coœ ktoœ coœ do niego mówi

i naprawdę jest sam w tłumie poeta na własnym wieczorku

nie kazdy by przezyl co by ciebie przylozyl  do rany

lecz zycie to zycie i nie kazdy kazdemu jest brat

Skrzy oczy pocZtowka  ten zwariowany

Swiat ten  swiat siedemdziesiatych lat

ale w wielorybie to jednak nie było Ÿle

jonasz umie cenić przebrane błogosławieństwa

 

mówili o nim wredny uparty nieprawomyœlny

ale  nikt – nikt –nigdy - że głupi

 

 

kiedyœ leibniz przed żeglarzami spietranymi o własnš skórę

zasłoni się różańcem kartezjusz chwyci za szpadę

 

jonasz oddaje się falom a fale przyjmujš jonasza

wieloryb przeprasza że jest jaroszem i że cierpi na nadkwasotę

 

i metraż trochę nie ten jak rozprostować nogi   które

nie majš dokšd iœć rozprostować ręce które dawno opadły

 

wszystko jest prostym jednym punktem punkt nie jest okršgłym jšdrem

ciemnoœci  gęstwiny bytu tutaj każde słowo jest słowem

 

które ma swoje prawa nawet nie odbić się echem nawet nie dopełŸć pierwszego

ucha kogoœ kto zna ten ichni  cholerny język

 

co wykręca ucho i co łamie ozór

a dla nich jest – jak w niej gadajš – ważniejszy niż œwiat

 

 

jonasz nie nigdy nie myœlał że pewnego dnia

usłyszy a tuœ mi don juanie zapraszamy na dołek

 

ale rzucali za nim kamienie i on   poszedł w dół jak kamień

bez słowa bez  myœli najlepszy dowód  żaden go nie mógł dogonić

 

nie ma tu prawej ani lewej tylu ani przodu

jonasz nigdy nie wiedział że punkt może być taki prosty

 

żadnych pytań żadnych – mówię – słów co ludzi dzielš na pół

ni barw co drażniš oczy wszystko zawsze  być mogło  a na tak zwane wieki nie ma nic

 

na tak zwane wieki bo kiedyœ to i taki wieloryb i wtedy

zapomniałem najważniejszego  w wielorybie nie było ludzi jonasz stoi na brzegu

z wzrokiem skręconym za siebie mędrzec umie cenić błogosławieństwa

 

motto:

a poeta olany olany

obija asię o œciany

 

 

poeta leży nie bardzon nawet widać

że to poeta ale widać że leży

 

poeta rzyga nie za zdrowie parapetu

poeta rzyga peota się skręca

nie za dupš która właœnie skręca za róg

 

patrz słownik pierwsza b buc  burdel ból

 

 

cerpienier uszlschetnia można by go tak życzyć

tym którzy to piszš i sprzedajš na ulicy

kiedy ktoœ dobry przyoży mi do łba siekierę

refren refren gdzie refren

 

 

powoli zeszło słońce powoli jeszcze raz

jeszcze raz jak nie przymierzwjš Kozyra

czemu to nie jest rak co w szczypcach spokój weieczny tacha

gdzie się podział refren gdzie spierdolił refren

 

 

refren kurwa jak toœmiesznie kurwa jak to œmiesznie

oczywœcie plagiat pewnie wiecie skšd

 

nawet nie sięgnšc po dlugopis bo co zx tego za sztuka

nawet nie zaptać o co chiodzi może tylko o jedno

niwe zemdleć nie wstać i nie odwalić kity i powtarza się samo

 kurwa jak toœmiesznie kurwa jak to œmieszniemiasto betonowe plażowisko

spod dekoltów tłuste brzuchy utlenionych panien z odzysku

œmierdzi olejkiem i robotš odwalanš z łaski

 

 

gdybym był moonistš lub harekrisznowcem

bym zaintonował o Boże spuœć bombę

   takš lepszš

 potem przetłumacz tłukom jakim trzeba

  by odbudowali w widłach wisły i sanu

      to przez co muszę dziœ iœć

       <prawda jaki rym dziœ iœć>:

              tę żonę stolca stolicę

 

 

 

 

       ach

 

         w zasadzie

          czy nie jest czy nie jest

           miło jest tak pomyœleć

 

             w zasadzie

              co kwas to kwas

 

wówczas Judasz poowiedział ja nie chcę pieniędzy

i ujrzał Bóg, iż był to ktoœ wyjštkowy

 

  nawet, jeœli zadanie by go było przerosło

 

 

 

 to  czasy póŸniejsze przyniosły z sobš pytanie:

  czy dla Judasza nie było alleluja?

  

 więc    czy jedno więcej pytanie spocznie w gęstej ciszy 

   obok starszych swoich kolegów  zaklęcia Birlaama z jego mocš

      paru pytań  Joba które jego sš

        i o resztę nie pytaj z definicji pytania

                                  lubiš towarzystwo

bohater skłusował smoka.

widzicie

bohater skłusował smoka

jak to ładnie

 

 

wszystko się zgadza tylko

potem

bohater poczuł głód

 

bohater poczuł głód

widzicie

jak to pięknie

bohater poczuł głód

 

smok zaliczył był tego dnia

już od co najmnej jednego szewczyka

i z rozpedu jego barana

jednym słowem nadziany goœć

 

a bohater się przecież

solidnie napracował

i widzicie czuł głód

 

 

stšd biora się historyje

z truciem oraz z puszczaniem w kanał

 

podróże bohatera do Eleusis

czy innej Arkadii byle tylko zawiadowca

dodał do puli to jedno słowo odjazd

i zasadniczo już

 

nooo, i wtedy już się mogła zaczšć

historia naszego gatunku

poetycki pomysł życie na być może na oby na odpukać

na tam gdzie jest œmierć nie ma nas

na uœmiech  i  obietnicę  panie  losie grzecznie  wycišgnę kopytka

tylko nie dziœ

na pamięć nie zaginie na pieœń non omnis moriat

na pomimo tutaj pół zwrotki jest to piękny œwiat.

 

 

naprawdę gdyby ktoœ płacił od dnia życia choć na trzy zmiany

nie wypłaciłby się oj nie słowo daję że nie

a żyć każš

to się dopiero nazywa czyn społęczny

 

 

ale cóż popyt nie słabnie na

 szaleństwo w metodzie

   metodę w szaleństwie

jak skromnie a klarownie zauważa poeta dydaktyk

 

 

o chodzšca metaforo rozpięta pomiędzy

oksymoronie  z dowodem osobistym w marynarce

przedtem pieluszce zanim w œmiertelnej koszuli

no i tak dalej raczej widać z której beczki

wyznam że cię podziwiam

 

 

ale pomysły sš i tyle naszego bez urazy

wybór w końcu jest tylko ten: z którym się przeprosić

 

przepraszam ja tak truję ale przynajmniej niektóre

nie sš wcale takie złe wcale nie sš takie złe

co powiedział grom

 

według ruskiego tłumacza

 

pytano go czy podoba mu się Żyrynowski

 

tłumacz żabojad rzekł

 

pytano go jaka się zwie jedyna prawdziwa sztuka

 

 

albo czy astrzeli mużyka

co pisze poemacidła na takim poziomie

 

 

a i tak nie ustrzeżesz

domu od gromu bez odgromników naszej firmy

 

można by dodać ale to byłaby już przesada

 

what the thunder said

 

russian translator says

 

 the question was  do you like Zhyrinovsky

 

 

the french one says

 

it was what isd the only very genuine art

 

 

anyway you shall not secure your house

 

without our lightning conductor

 

so rush we sell it postpaid

 

 

 

 

though you know

it may get ypou anyway

 

for asking artist questions

 

Żeagnaj na wieki œwięta niedoróbko

Patronko wszystkich, co to by chcieli, ale

Niespełnionych życzeń, poœwierkniętych złudzeń

krwi która wsiškła w rynsztokWypracowanie na temat: jakie wartoœci chciałbyœ zabrać w nowe tysišclecie jedynego

przytomnego kandydata do Nike (70 000zł)

 

 

Tysišc laty do dużo czasu na pewno

będzie wiele inflacji i denominacji ufam

że chociaż pozostanie z tych 70 koła  jeœli nie

siedem złotych, to chociaż siedem groszy - siódemka

to miła liczba - i ma tylko dwie kreski

 

Co do reszty, poeta nie jest maszynš czasu

jak nie jest niš wiele innych rzeczy - ale ludzie tego nie wiedzš

no dobrze już dobrze cicho tam na sali

 

tak czy inaczej pożyjemy zobaczymy przeżyjemy

my poeci pewnie też coraz mniej kto chce nas kupić

więc może się nie sprzedamy mówię może

 

na zakończenie dodać pozwalam sobie, że może

jeszcze wisi nad œwiatem ta klštwa obyœ żył

i to w czasach, i to w czasach poezjotwórczych

 

 

 

komandor

lub niewiele mniejsyz smutas

zabral  cie  do piekla,  don juanie twardowski

 

kurtyna  zapada i  wychodzi na to, ze wpadles

 

a byles  kims

dowod  ostateczny

nienawisc  tlumu  zjadaczy  kondonow

mozna  inaczej by to wyrazic

wiadomo  o co i o kogo chodzi

 

jak  by tego  nie ujac

byles  tym  ktory byl

a  to nie jest czeste

 

zastanawiam  się  tez

kogo będziesz  tam   patronem

przecież musza  byc swieci

prowadzacy  kroki liudzkie  i po piekle

religia jest dla ludzi

kto blaga ten wymaga

 

wiec   czyim  beziesz patronem

nie mow ze nie moim

 

 

ktpoœ ginie aby strzelać mógł któœ

to sš zwyczajne dzieje

 

i na takiej planecie się urodziłeœ ktoœ

będzie strzelać ewentualnie tłuc ewentualnie

wyriwać z tłumu elegancko wlec wewntualnie

poczekajš aż się rozejdziesz i wtedy

zacznš legitymować a potem to co zawsze

 

jak suprmartket tu robiš to dziœ za to

a tam jutro za to wszystko jasne

promocja tu obniżka tam tylko wybierać

 

 

i na takiej ziemi się zrodziłeœ tobie

pozostaje tylko wyierać miejsca czy

dostaniesz premię bo chroniłeœ łamišc pałkę

albo kule dum dum albo inny ekwiwalent

tego czego nie ma żadne jangię a co ma każda hiena

 

czy też odwrotnie jaka by nie była twa decyzja

pocieszam i ak bnnie będziesz bedłem w stadzie

 

 nowoczeœni ludzie na ten casus majš asertywny uœmiech

precz z mojego życia

 

 

nno  wiec zawsze

masz przed soba

bardzo dobry wybor

Góra. Góra,

dalej góra, dalej góra

szpinak kosówki frytki piargów.

 

a z każdej można tylko zejœć.

oraz trzeba mieć dokšd

 

jednak patrzę nie drgnšwszy jezioro

było u stóp lecz ruszyło za swym losem

nie pamięta go nawet wsteczne lusterko widać

ono miało dokšd zejœć

 

ja nie po prostu patrzę

dopóki chociaż to nie jest mi zabrane

nic we mnie nie tęskni iœć jechać płynšć zejœć

w postscriptum dla potomnych załšczam arkusz ocenz gruczołami  tym w większoœci jest tak że że człowiek czy

w ogóle  organizm posiada  w nich  tkankę z  komórek i  w swoim

czasie te komórki złuszcza i wydziela na przykład w postaci mleka

albo plemników jeżeli ktoœ wie lepiej ale to  naprawdę wie  lepiej

to niech się pochwali a ja powiem co mam namyœli  na myœli  mam to

że

ja sam miewam takie po zzucie kiedy a zdarza się to coraz  rzadziej

piszę mam poczucie że coœ z siebie złuszczyłem

i że z moich komórek właœnie  wywlokłem z siebie

ostatniš zarówno pod względem kolejnoœci

tracenia jak i jakoœci

że nie jest to nic nowego że zawsze to miałem

siedziało we mnie i nie wcale gdzieœ głęboko popod dnem

po prostu wiedziałem to i tak też było

to znaczy tak było że wiedziałem

i żeby to było nie wiadomo co wglšd Bogu pod mankiet

po prostu myœl (ja wam go rzucam a wy go łapcie)

to jest kolejny smutek czy bym nie chciał

by przepływały przez mnie flesze transcencencji

niczym słoneczne plamy przez teleskop  to może  nawet musi brzmieć

œmiesznie

i jeszcze miejsce na parę przysłówków

wpisze je sobie ze słuchu kto słyszy jak to brzmi

ale ja naprawdę chciałbym no jakby to napisać

nie narażajšc się na rozrywkowoœć

ja po prostu tak naprawdę bym chciał

 

ale wystarczy spojrzeć na niniejszš mš ostatniš komórkę

że już się uspakaja mini maelstorm niżej cebulek mych włosów

i dobrze milczenie jest złotem zapewne lepszym niż tombak

 

 

a wszystko przez ten mój nieszczęsny przesšd  czemuż ja

uczciwszy uszy uważam ani mniej ani więcej

że żeby coœ napisać trzeba właœnie wtedy

mieć coœ do powiedzenia właœnie wtedy

trzeba mieć coœ do powiedzenia bo

 bez tego   bez tego ani rusz

gwiazdy lecš  z dali i przez ciebie oczywiœcie

żadna nie leci dokładnie tam gdzie ty żadna

nie przemknie przez ciebie by ci pozostawić

to czego nie ma nikt brak dziury w bycie

którš na przykład ty robisz będšc i którš zostawisz nie będšc.

 

co pozostało patrzeć naprzód tam skšd udajš że wyszły

i siepać tasakiem umysłu  nie ta nie ten nie to

 

 

 

* tytuł nazywał się skrinsejwer; nie ma to nic wspólnego ze skinami

 

więc tak i  było

zabili

 

zabili właœnie jego

 

wredni komuniœci

myœlenie ma kolosalnš przyszłoœć

 

---------------------------

...wierszokleta jeszcze bardziej dowcipski dodałby

w czasach kiedy między spinaczem do papieru

a wspinaczem na Everest

cóż - jedna literka

 

a mniej dowcipny dowcipnie o  œwiecie

gdzie ekstaza to narkotyk a absolut zwie się wódka

 

 

znajdzie się też i klasyk co zawyje

o srebrnoluki

 

godzšcy przez przestwór

Telemachos poprzez wiorsty wiorst walczšcy z

tutaj powtórka z historii

Spartiaci pod deszczem strzał Persów samuraje

pod deszczem strzał tatarskich

(było tak, było

nawet, jeœli co poniektóry klasyk

nie doczytał

 

ale pocieszmy się każda tradycja

jest zbiorem dziur i porów

nawet rafa koralowa

 niejeden żaglowiec się przekonał

 

powiedzmy nawet i tak każdemu Bóg daje SIEBIE

którego jest on wart

 

do tego dochodzi polka

z małym B dużym b

 

a wszak przed każdym

  z dala migocze ta dal

       tego tam gdzie każda odpowiedz

           zwyczajnie jest, zanim zabrzmi jej pytanie

                  i czemu bywajš tacy

                    którym nie starcza

                         po prostu

                                poczekać

 

 

na sam koniuszek coœ opowiem czasem  sš ˜więta

Zaduszki i Wielki Pištek

      /bo tylko takie akurat uznaję

 

 jest  grób przynajmniej jeden i dużo przepastnej skrzepłej ciszy

   i nikt o nic nie pyta nic nikt mu nie odpowiada

                         koniec wierszyka

wspomnienie trach wspomnienie

ktoœ tu już kurna napisał

 

a wtedy właœnie

była galeria

była wystawa

szedłem wœród rzędów

ludzi co szli

wzdłuż œcian

błyszczšcych fotogramów

 

mogło to być gdziekolwiek

i było tam gdzie było

 

szedłem wœród rzędów

ludzi co szli

wzdłuż œcian

błyszczšcych fotogramów

 

 

 

patrzšc nad nimi

patrzšc poprzez nich albo

po prostu w nich

 

przez łyskajšcy plastik

 

 

 

i kędyœ tak się stało

że zobaczyłem  i

 

i zobaczyłem i zobaczyło mnie

i we mnie zagoœciło zagoœciło to

i nie wiem co to było

i nie wiem o co chodziło

 

 

i wyszedłem i pozostało

we mnie tylko to

do dziœ nie wiem co

do dzisiaj nie wiem czy

 

i nie wiem co to było

i nie wiem o co chodziło

 

 

jedno  za drugim chlopak  za dziewczyna  dziewczyna  za chlopcem

ida i tancza  jak potrafia  spontan

ale  tak  majestatyczny ale  taki dostojny

nic z italo disco

 

wszyscy sa  nadzy

nieopaleni piekni w  tej bladosci

bez  wstydu  bez  bezwstydu

jakoby  wlasnie  odkryli

Siebie tego Siebie  jeden raz  na cale zycie

 

 

oczywiscie

rok  68

akurat

Wlochy

oczywiscie

srebrny ekran  a  za nim  kineskop

 

moze  jedyna  informacja 

nazwijmy to tak metrykalna

 

 

potem  beda  obrywac

palami siedziec  emigrowac

praca  dziecka  makaroni

potem

będzie kryzys naftowy Aldo Moro

mafia  samo zycie

 

 

ale  sa swiezi

tym jednym razem

jak skraj stopy ktora  już  wyszedlem   spod   tuszu  w chlodny brzask

jeszcze

nie wpusciwszy  w siebie pierwszej mysli

 

 

/nie    tej

 

czy już mi 

odebrali  abonament?

rzeczywiœcie jesień rzeczywiœcie

złoto liœci w œmietnikach  mgła płynšca

po twarzy trawie zmarzłych dzikich różach

 

skšd ten czas który jednym skokiem spowolniał

w swoim własnym pas

dšżšc przez własny kilwater

nareszcie

nie pytany dokšd

i na kiedy

 

i jest naprawdę tak, jak tylko może być

czyżby nagły cień szczęœcia w ukojonej pšci

czas po czasie czas po czasie a wszystko w swej porze

 

 

szkoda ze mnie z tym nie ma istna szkoda iż

wpadłem tu tylko po wiersz co dziœ omija me strony

 

wpadłem tu tylko po wiersz co dziœ omija  me strony

jeszcze nie budzšc się jeszcze

nie patrzałem na zegar

i tak już jest za póŸno

 

wracałem gdzie byłem

skšd jeszcze – jeszcze? – nie musiałem

wychywać po prostu wychodzić w œwiat poza

to czym jeszcze byłem  jeszcze byłem

tę sekundę

i tę sekundę jeszcze wewnštrz tego co jogowie zowiš chidakasz

i jeszcze te sekundę

i jeszcze te sekundę

i jeszcze tę sekundę

 

cenię nie kupuję

pępowin i macic

i brzuchów wieloryba i tego momentu

już nie po a jeszcze przed

 

zresztš może

ja sobie to zaraz przemyœlę

przemyœlę  już zaraz zaraz

jeszcze tę sekundę

i jeszcze tę sekundę

i jeszcze tę sekundę

 

 

 

tytuł: Spało mi się dobrze

 

 

*

 

 

nie wiem jak zaczšć ale chciałem to powiedzieć

nie wierz jeżeli mówia kazdy poeta to kapłan

gładkš klasykš rwšcš mistykš czymkolwiek

nie wierz że poeta to jest kapłan

 

 

jeœli wierzysz że jest prawdziwe Bóstwo

a czemu prawdziwe Bóstwo miałoby w ciebie nie wierzyć

więc jeœli wierzysz że jest prawdziwe Bóstwo

ono cię rzuci na kolana grafomanii

 

 

brzmi to mało artystycznie lecz tak jest

kończy się artyzm i przechodzimy do rzeczy

 

prawdziwy Boży poeta obgryza obsadkę i duka

wobec Słowa słowa milknš i nie wstyd to dla obu stron

 

gdyż wobec Słowa każdy kto słowem włóada jest grafomanem

tak jak wszyscy sš nadzy wobec oka Opatrznoœci

 

 

jest nagi bowiem tak Bóg go stworzył jak zresztš każdego niektórzy

w zwišzku z powyższym w takim stroju się fotografujš

i mówiš o golasie ty jesteœ piękno

 

 

 

nie każdy ten co duka musnšł Bożš zelówkę

lecz żaden kto jš musnšł nie skala się gładkš mowš

jakby tego nie próbowac tłumaczyć (forma

                                         padania na twarz?

 

 

 

jeœli kiedykolwiek

 

zdarzy się  że  i od  moich tekstów  coœ poczujesz  lub po  prostu

poczujesz

pomnij co rzekłem dziœ z gestem Odysa

końcem wiosła ogryzionego przez rekiny z resztš ciała kobiet

(Kadłubek nazywa je: antisirenae)

pieczętujšcego wosk w uchu

 

 

-------------

*poetycki traktacik a propos

 

osów ign skor

Sonet do Fortynbrasa

 

teraz kiedy zastaliœmy sami moglibyœmy rozmawiać

jak zwykł mawiać mój błazen do podobizny swej

lecz coraz mniej jest mnie a coraz więcej gwiazdy Hamlet

a głaz, gdy go poprosisz, nie zawsze zatańczy Mozarta

 

jesteœ jeszcze żywy to znaczy umrzesz ale póŸniej

nie bluŸnię mówišc bóg też człowiek potrzebne mu jest igrzysko

tak spoglšdajš  nisko bogi by poczuć że sami wysoko

 

jednak życzę ci dobrej drugi ku temu do czego już należysz

 

 

niczym żołnierzy szczęk do pieœni o moim pogrzebie

nie pytaj czy ciebie mi żal czy tych, których skóra zatrzeszczy

to sekret wieszczy i tych, którzy umierajš

 

 

nie chcę udawać szacunku i uczuć co nie sš moimi

 stoimy pod rękę z tragediš co sili się godzić mniej œlepych

i coż tu zmieniajš czy woda czy słowa czy sonet na jaki nas staćkolumb wszedł do tumu ponad portem

skłonić się przed Wielka Niepewnoœciš

 

niżej maszty kłuły niebo jeszcze niżej dyszał gwar

tych, co zamustrowali, wierzšc w to, co będzie

 

wierzšc w indie duży kawał ziemi

może z czymœ co nie jest poza tobš

 a może z czymœ czego w sobie nie zobaczysz

wierzšc w po prostu duży kawał szmalu

powiedzmy spory żeby chociaż do wiosny

 

zresztš niepotrzebnie lekceważyć

kogoœ w czyich żyłach też płynie sól

 zmieszana z planktonem drzazgami co zostaly po stępkach

i łzš kobiet co nie milczš tylko patrzš

 

 

to na jego czekali rozkaz ale

on rozumiał ze przez te chwile idzie jego czas

i to już   a wszystko to w półmroku woni œwiec

kłonišc się przed Wielka Niepewnoœciš

 

można spytać na sam koniec czy to tylko

takie jaja kolumba powiem od razu ze nie

można spytać czy jeżeli tam był tum

to czy ta Wielka Niepewnoœć to był kolumbiany Bóg

hipoteza dowodzi wielkiej ostroœci umysłu

czy też tylko to co ludziom jest sšdzone

o czym pisały  miliardy poetów:

naœmiawszy się nam i naszym obrzšdkom

wezmš nas na stół jako czyniš łštkom

więc można o to spytać a można nie pytaćWięc nie  wiesz, kto to był

nie wiem, kto to był

A kto to mógł być

ty zawsze takie pytania

ty zawsze takie pytania

 

 

kiedy to było to było

po rozmowie z pewnym skurwysynem

tym,  który miał  zapłacić dwie bańki, a

zapłaciwszy jednš zapytał czy ma  pan uwagi

 

I wtedy zaczšł się sen?

wtedy nie zaczšł się sen

 

ale ja kilka tygodni poŸniej

mogłem się wyspać tyle, ile chciałem

 

i wtedy zaczšł się sen

i wtedy zaczšł się sen

 

i rozmawiałem z nim

 

 

rozmawiałeœ z nim, tak, i co

        nie chcesz to nie mów

ja wiem, że mnie podpuszczasz

 i jak bardzo chciałbyœ to usłyszeć

 

więc chcesz, to mów

 

Rozmawiałem z nim wtedy i nawet

nie wiem kto to był

może to był  twoj ojciec

może nie psuj mi wštku

i co i co i co

 

A ty co chciałbyœ usłyszeć?  wypadało

żeby

on dał mi sto złotych

   sto złotych z groszami

 

on dał mi tysišc

 

Wtedy Poczułem To

On był taki dobry

samo dobro po prostu samo dobro a ja

byłem taki niewdzięczny i brudny

popsuty i zły

 

taki był dobry jego by mozna jeœć po kawałku, a ja

stawałbym w gardle trułbym i palił

 

I o czym teraz myœlisz?

 

kiedyœ gdy byłem w liceum

 

to jest kolejny sen

to nie jest sen naprawdę

byłem w liceum wracałem po lekcjach tego dnia była pierwsza majca

a może nie może majca była innego dnia

 

i wtedy kiedy szedłem na rogu ulicy

zaczšł się do mnie łasić kotek

 

kršżył tak niemal bez końca dookoła mnie ocierajšc

się o mankiety nogawek wyprostowanym ogonem

 

i co zrobiłeœ  nie zrobiłem nic

stałem bez ruchu i nie byłem w stanie odejœć

nie pytaj ile czasu nie miałem wtedy zegarka

 

o czym myœlałeœ gdy się tak ocierał

ogonem o makiety twoich spodni

 

wielkie zdziwienie

 wielkie zdziwienie przecież

zwierzęta majš nosa na robaczywe serca

  zwierzęta majš nosa na robaczywe serca

    więc czemu on 

        jak gdyby nigdy nic?

 

 

Ja wiem co ty mi zaraz powiesz że poczucie winy

albo że zaraz zmienimy tę bajkę

przeprogramuyjemy jak mówi przysłowie

NLP w każdej wsi

 

albo po prostu mi opowiesz, że to już było i nie wróci więcej

prawie jak w piosence Maryli Rodowicz

 

Ja nie jestem z tych znasz  mnie

to też jest częœciš ciebie

a ciebie trzeba akceptować, i swoje własne to, co twoje własne

tak samo żal tak samo wstyd tak samo strach

 

więc jeœli twój jest wstyd to bšdŸ tym i wstydŸ się

to żaden powód, aby się rumienć

 

I co jeszcze? i tyle     

kiedyœ chciałem napisać

wiersz o Panu Twardowskim który zdobywa zamek

 

a co w tym  zamku

nie ma tam księżniczki

 

nie ma tam nikogo?

 

jest tam jest tam ktoœ

jest rycerz patrzy w zwierciadło

a zwierciadło to powoli zmienia go w kamień

 

 

i co to zwierciadło i co ten rycerz?

 

posłuchaj to jest mój wiersz

jeżeli chcesz to  idŸ i przeczytaj

O  kurwa dosyć pierdolenia

kurwa doœć pierdolenia

elegia na koniec wieku

 

ktos  jeszce wierzy ze komputery

ten raz okaza się jeszcze glupsze niZ

 

robot z miesa i krwawej kiszki

domowej produkcji

    lepiej nie patrzec na metke

 

ze  po sierpniu przyjdzie wrzesien

po wrzesniu pazdziernik

po pazdzierniku listopd

 a`wtedy... trzy kropki a w nich

 

sodomka  gomorka  verdun

moze nawet` skjonczy się postmodernizm?

 

kroił kruchy bršzowy piernik zaokršglonym na krawędziach

nożem błyszczšcym złotawš rdzš

tak właœnie  ostre œliskie ostrze ociężale brnie

przez bršzowe okruchy i to, skšd się brały

 

przedtem było potem będzie

teraz jest

 

w ten któryœ wieczór kroił kruchy piernik

 

 

i do dziœ owo teraz nie jest  obojętne

i do zawsze będzie w nim cień mojego cienia

 

jakby chodziło o coœ więcej niż to że chodziło

 

jakby gdzieœ o coœ szło jakby trzeba było

żeby gdzieœ o coœ szło

sam się dziwię sam dziwię się że się dziwięhej tam na kartce

 hej tam pod pisakiem

              zgłoœ się

 

 

 

Już jesteœ

   już cię napisałem

             nie chowaj się

 

 

 kim cię zrobiłem

 

 czymœ czego nie widział œwiat

    bo to zobaczyło go pierwsze

 

kimœ

 

chwilowo powiedzmy chwilowo

    wyczerpał mi się koncept

       więc głos oddaję tobie

 

 tam poniżej na kartce

 

  i kiedy to sobie powiedziałem widzę

  z uczuciem którego nie chcę

        och, ale naprawdę nie chcę nawet widzieć

           tego, co teraz widać

 

tam poniżej na kartce

 

 

zawsze zdarzajš się takie chwile

 

budzenie pacjenta z filmu kobita i lancet

odsłonięcie pomnika wszyscy udajš że

          jeszcze go nie widzieli

pierwsze włšczenie komputera komputerku

 ile jest pikwadrat

 

ale to naprawdę nie miało być to!

 

 

 więc jak już jesteœ, to coœ powiedz

 

 

to nie jest żadna tajemnica jestem

 tobš za krzynę czasu tobš

    in statu nascendi tobš

     no! tylko z góry się nie ciesz

         tylko dobrze popatrz na to czym się staniesz

 

 

           oj   nie spodobamy się krytykom, nie a nie

 

a to kiep napisał wierszyk

i jeszcze się go pyta o zdanie

tu miała być linijka tutaj nie ma linijki

stadka liter co już się odbiły w eterze

rzšdkiem rzšdkiem w kolejce do ludzkiej pamięci

rzecz jasna żywa pamięć tym ludziom nie wystarcza

jedynie martwy kamień lub takaż celuloza

wiec miała być linijka linijki nie ma

może w kolejce było coœ nie po kolei.

 

teraz nie ma zamiast wyżej wspomnianej linijki

widnieje wypukłe nie ma moja linijko

jakżeż ci się wypłacę za Twój niestety ale brak

chyba będę do końca życia snuł się tam gdzie Cię nie ma

błędny snycerz na piasku wodzie ludzkiej wdzięcznoœci

siedza z Czymœ-Tam na oczach w reku

albo miedzy nogami Też-Coœ przypomina

czarnš pałę albo wajchę albo nic nie przypomina

 

na mó rozum - nie uzdę

galaktolotu, ani siodło galaktojada

to nawet nie

        skrzydlaty mamut Hannibałły

 

 

 

pewnie nie na ich rozum

wyglżšdš że jest im tam

co najmniej, co najmniej   jako tako

 

 

 

bo dziœ już tylko po wsiach dzieci

jak kiedyœ wszędzie z kawałkiem

szczapy przez ramię i œpiewem powiedzmy płynie płynie oka aż z oka płynie łza?

 

 

przecież każdy coœ miał

kij aż krew się lałš z tygrysów

lalkę

      co kochała i nie zdradziła

 

 

i naprawdę

czuł się jakby naprawdę

co najmniej może lepiej

może prawdziwiej

 

 

czlowiek istota łudliwa

jak wyżej odjeżdżajšca? odjazdowa?

wcišz budzić się i wzzrok na papier

czy jeszcze jesteœ?

 

o homo commentator

słowa

też majš swe prawa

 

 

i tak pisane się budzić i budzic

zeœwiata w œwiat

ze œwuiata w œwiat

po prostej pętli

              (œobaczewski)

 

 

przysłowie z fabryki snów

a jednak się kręci

 

   

M. B. Statua Dobroci

jest poczatek dalej nie potrafie

Ja nie umiem  piac  peanow kroci

Niechaj  Wencel pisze hagiografie

 

Nie zaznalem ognia co grzeje     a nie parzy

ani kobiety co nie lze jak pies

Czy  to     tego szukaja oczy w niemej twarzy

nieruchomej zbolalej az po kres

 

 

Okno    szyba trawnik chodnik miasto

Nie drgnie z miejsca beton ludzkich serc

Gora blagan się pietrzy lawina kopiasta

Z gardel ktorych nie ozywi nawet smierc

 

niech będzie Ktos kto tam się za ludzi   wstawia

zeby  im tu nie  bylo   gorzej   jeszcze

dziarski  fiskus  tylko  puscic pawia

 i bezzebni  wyleniali  wieszcze                           

 

 

nigdzie rownie pewne jest jak wszedzie

co czlekowi jest pisane nie jest nigdzie napisane

ale niech tak będzie. Niech tak Będziekto makiem zasiał człowieka

człowiek leży i patrzy w sufit

 

nie pierwszy œnbieg

nie nagła zamieć

  (klęska żywioowa i ferie he he)

żeby to vhociaż

  był biały proch, który

 

przyszed i uproœcił

 

lecz włsnie też nie

 

cichy biały szum

œnieżnym makiem zasiał

cała maŸłe państwo

pod skle[pienoiwm czaszki

 

dzieci pora spać

 

 

 

gwiazdozbiór

 

 

 

co jeszcze smok i michał i

tyle michgał ma oczywikœcie lancęi nie mylic z lancia

bez scenariusza mona zganšć

kto tu kogfo skłusuje

 

 

 

ludzie patrzš na mapę nieba

o wojna na górze

o wojna na górze

symbole się rżnš

 

jak koty co się drš a myszy tańczš

taniec

Samego Życia

brzmi ciut sztampowo

ale tak jest

 

 

przecież mozna by bylo inaczej

mogliby

oj mogliby

zaswiecic w dol dobrym przykladem

jak supernowa dinozaurom

 

a oni tacy kochani

tak się pięknie naparzajš

żeby tylko

mieć dlaczego dać nam spokój

 

 

po tańcu zasypiasjš pomimo wzystko

pieszczšc na końcu ogona

nie œpij bo cię zlustrujš

 

­­­

mala  powtorka

slyszales na pewno i tak

po  prostu  tak jest

ktos tlucze  aby  cierpiec mogl  ktos

i sa to zwyczajne dzieje

 

 

po prostu

jednemu bardziej odpowiada

codzic przy pale i lac

sa na to rozne etykietki

security securitate

i nawet troche dluzsze

z parafka roznych takich

 

a przecież wazny jest czlowiek

muszacy znalezc miesce

by się samorealizowac

 

w tym wypadku w ten sposob

 

 

 

do tego potrzebny jest jeszcze

ktos kto się daje tluc

myslac do tego jeszcze

o czyms zwykle nawet subtrelniejszym

/ze jakas tam nie zginela

to  był tylko randomiczny przyklad

 

Nno

wiec taki jest swiat

i na pewno znajdziesz w nim dla siebie miejsce

 

Wielki Pištek

 

œwięta psycholog powie stres

kiedy odpoczšc? czas najwyższy

a ja dopowiem dobrze jest

milczeć w przepastnej skrzepłej ciszy

 

 

grunt lubi wymknšć się spod stóp

 na hasło prawda odzew która

a tu jest ołtarz tu jest grób

i nagle wiesz gdzie dół gdzie góra

 

 

w zegarku już  na koncie brak

życie raz owcze częœciej wilcze

nie zabrzmi wiatr nie frunie ptak

i płynie czas i w ciszy milczęnie ma powietrza nie ma wiersza

nitka raz wezsza to raz szersza

nie ma powietrza nie maw wiersza

 

w jeden z tych rankow gdy nie wstanie

nikt kto nie musi Chryste Panie

jak slodkie ziemskie mi wygnanie

 

mgielka nad blockiem polatuje

i kazdym porem chwila czuje

ze jest tu cos, cos, co się psuje

zsiada podgniwa zle rymuje

 

nie jest Bogiem tego stworzenia co wie

nie jest Bogiem tego stworzenia co jest pewne

kiedyœ widziałem enerdowskiego skina

z napisem na koszulce in dog we trust

 

bywa grzmot a przed grzmotem nawet błysk

bywa huk a po huku nawet echo

kuli się tchórz a gawiedŸ w ryk

sponsor sponsor tego fajerwerku

 

potem  dzień szarzeje wschodzi rosa

uœmiechajšc się ze zrozumieniem

i  (rozdziawia twarz pytanie) nagle okazuje się jak do tego doszło, że

panny głupie nie nakryły głowy płaszczem

 

 

o Piękna Nieznajomo która przeszłaœ tylko co

Pozostawiajšc zawirowanie słońca w strunach powietrza

pachnšce lawendš oraz niebyłoœciš

wszak pachnšce przecież wirujšce

 

w tę chwilę uœmiecham się do Twojego nie ma

tchnšcego żyłkami przestworu

 w który nigdy nie wzlecę

  bo nie jestem struœ

 

I nigdy nie widziałem tak pięknego nie ma

Uœmiecham się do Twojego nie ma  i

w chwilę tę odchodzi tam  gdzie Ty  mój

ostatni uœmiech

do nie ma  Twojego nie ma

tak jest tak jest

 

 

 

O belle inconnue venante de passer

en laissant des tourbillons de soleil dans l'air

sentant lavande et non-etre

 

 

en ce moment je souris a ton il n 'a pas

sentant les etinceles de l'air

ou je ne m'envolerai jamai

 je suis pas l'etruche

 

 

Et je n'ai vu jamais un  n'a pas aussi beau

 

 

 

c'est bien ca c'est bien ca

wówczas zatrzymał się

aby pożegnać się z sobš

 

w tej też sekundzie

pojšł, że nidgy nigdy

nie rozmawiał był z sobš

 

i ten raz będzie pierwszy

tak, jakl miał być ostatni

 

 

poczuł coœ gdzieœ nagle pomiędzy

przełykiem a tchawicš czyżby tam

 gdzie rodzi się arystokratyczne r

 

 

więc miał tak  zostać z tym i nigdy

nigdy nawet tego nie sprawdzić

 

i jeszcze ale

to była już co majmniej druga myœl

 

już po

 

 

właœnie to każdej chwili

polega na tym, że nie jest dwoma

czy komu się to podoba

 

 

musimy więc go zostawić

już po a jeszcze

 

nie wiedzšc nawet, jeszcze co

 

 

w sumie prawie dokładnie tak,

 jak człowiek jest

                po prostu jest

nie wiedzšc

          po prostu nie wiedzšc

 

 

oto jest wiersz. wystarczy  byœ miał coœ do powiedzenia

 

i zmienia się w to co zlęgło się u ciebie na dnie

i rzekłbyœ snadnie że jest to czego nie było

choć tylko Bóg umie stwarzać

 

 

 

czy rymy jeszcze sš czymkolwiek poza niczym

bez przyczyn bez alibi reliktem nie wiedzieć czego

może starego Ronsarda może paru jeszcze starszych od niego

już diabeł wie go jak jest naprawdę  ale ja wierzę że rym

tkwi w sobie coœ co w nim tkwi i nie daje spokoju

nocnym wołaniem od zdroju spod dna lodowej jaskini

 

rym tworzy mowę wišzanš

 

 

majš się xobie jak guziczki koszuli

 

 

 

paszja i wglad

 

każda z nich daje ekspresję

 

albo forma i tresz ale trzeba wyprysnac w 3 wymiary i to  dopiero jest cos

 

/powiei geniuszu?

 

 

 

ale nic nie jest stracone przenigdy przysięgnę ci

dopóki to w tobie tkwi

 

 

gorzej kiedy już tego nie masz budzisz się - i wiesz

już po jak chcesz możesz szprycować się heroinš w sztyfcie

i robić oczywiœcie setki jeszcze mšdrzejszych rzeczy - czy nie?

po to to jedynie, byœ wiedział że już tego nie masz

 

i tak co  noc walšc  się do  wyra będziesz  się pytał  czy jeszcze

zbudzę się NIM

czy jeszcze rym będzie się perlił w twych zwojach i goœcił na ryju

twym

 

 

niektórzy czepiajš się tego, co utracili jak wesz tramwaju

jak mawiał znajomy woŸ ny niech to jasny gęœ kopnie!

 

ale znam jeszcze gorsze nałogi nie rób takiej miny

 

 

 

sen pana œmierdzimito

 

piękny ma sen  pan œmierdzimito

brzmi to trochę jak towarzysz Szmaciak

ale pan œmierdzimito to nie tow. szmaciak

a sen się wcale nie skończył

 

kiedy Pan ˜mierdzimito się obudzi

być może napisze wiersz "spało mi się nieŸle

póki co

pan ˜mierdzimito œni

 

oto ateny plywajace

w ropie niewolnikow kopalni srebra laurion

oto krwawe łapska

dzieki którym

marmurowe kolumny

mumie z British Museum

ikona z Częstochowy

 

 

jucha i zgnilizna

jucha i zgnilizna

powtarza Pan ˜mierdzimito przez sen

jucha i zgnilizna

 

sen Pana ˜mierdzimito się œni jak sama nazwa wskazuje

œni Pan ˜mierdzimito nieodrodny syn swego œnienia

może Kaligula w stroju służbowym

robi teraz to samo Pan ˜mierdzimito by się wzdragnšł

że sam jest wyœninš właœnie w œnie uœwinionš

Pan ˜mierdzimito zbudzi się i dowiemy się czy nigdy nie dowiemy

 

kto się komu œni

kto se komu œnipiękny miał sen pan Cogito

 

 

pan Cogito alias Œmierdzimito

to tylko dla prawdziwych przyjaciół

 

pan Cogito alias Œmierdzimito

œni

 

potem

przecišgnie się i gromko oznajmi

spało mi się nieŸle

 

na razie

pan Cogito alias Œmierdzimito

œni

 

juchš i zgniliznš

juchš i zgniliznš

 

wypskuje mu się poprzez marskie zęby

 

hipoteza biografa

pana Cogito alias Œmierdzimito

 

jest taka

 

pan Cogito alias Œmierdzimito

myœli o czymœ co œmierdzi

 

 

hm większej mocy hipoteza

mówiłaby o ateńskich pasibrzuchach

oraz  niewolnikach wtršconych na cały żywot

do kopalni Laurion

 

o majštku Horeszków jakoœ w rękach Sopliców

 

skšd się brały dostatki

 Rzymian

Azteków

króla Salomona

mumie w British Museum

ikona Częstochowska

 

 

pan Cogito alias Œmierdzimito

historyk i piewca korzeni

bo za korzeniami nawet Kolumb

niczym niejaki Gucio

ma czas partenogenezy

czy innej metamorfozy

 

której efekt niekoniecznie

może się wszystkim spodobać

 

to   właœnie ta hipoteza

proszę szanownej komisji

 

gdy pan Cogito alias Œmierdzimito

przecišgnie się wcišgnie powietrze

a może się zwlecze i zasiędzie

różnie  rzecz może się rozegrać

 

mocna ta hipoteza

oby nie znalazła

weryfikacji, uwzględniwszy

temperament naszego bohatera

 

który dochrapuje ostatnie chrapnięcie

wyschłym, wyschłym, wyschłym gardłem

 

i hipotezę ma chwilowo jednš

coœ by to obalić?

pierwsze otarcie nie mylić z odarciem

 

 zaraz to skończy się i ktoœ coœ powie

cytujšc jak trzeba i skšd trzeba  

zaraz

 gdy tylko to pomyœlisz

             ale

                   jeszcze

nie pomyœlałeœ i to jeszcze nie koniec

 

 

teraz to jest

 

nikt nie powiedział słowa

 

i nim ucieknie nie ucieknie wyparuje tez nie

raczej wsišknie w się samo, a może właœnie w samo Się

 

lecz jeszcze się nie stało i po prostu się dzieje/trwa

 

 

nim padnš słowa na przykład nawet nie pytaj

to i tak wszystko nie to  to i tak nie

 

 słowa wiedzš zawsze głoœniej niż To że Się wie

do diabła

usišœć i pisać

tak by nic nie napisać

 

 

nie chodzi o to by pisać o niczym

nic to też jest coœ

trzeba tak pisać aby nie napisać

 

 

ludzie to lubiš  będa mówić nic nie rzekšc

ludzie to kupiš  będš czytać nie przeczytać

 

słowo wyleci ptaszkiem nie powróci

już najmniej wołem choć i w puszce

 

 

przecież żyjemy w okreœlonej epoce

to uprzedzajšc pytania co znaczy człowiek i jego wyœniny

 

kto nie pragnie krainy gdzie by się działo działo działo

i nic nie stałopotem

odwróciła się do œciany

albo to był on

albo to była ona

 

fotografa przy tym jeszcze nie było

albo rzecz działa się w tych œmiesznych czasach

gdy mawiano: poemat nie Hustler

 

więc ktoœ się odwrócił do œciany                              

               

i rozległ się szloch

 

nie, oni nie byli z tych

co zaraz lecš pod prysznic

ani do œciany i chrap

 

owszem  oboje lubili dużo czytać w każdym razie

 

 

tak też się stało nawet nie zgasło œwiatło

 

lecz potem  - potem - potem rozległ się płacz

 

 

czy ten ktoœ tęsknił do czegoœ co tylko co było było

a czego już nie było

wtedy i tam

może i kiedyœ

 

 

czy ten ktoœ wiedział że poczuł

echo czegoœ do czego    i on o tym wiedział

nie dotknie się nigdy

się on nigdy przynajmniej

 

na tej ziemi gdzie król pochodzi od małpy

 

 

czy może było to tak

że nie wchodzšc w szczegóły ktoœ z nich poczuł: brak

brak brak brak po prostu brak

po prosty wielkie czarne głębokie nie ma

 

 

właœciwie nawet staropolskie

za rok za dzień za chwilę

byłoby całkiem nie do wykluczenia

każdy wie

a bywa że ktoœ czasem poczuje

że nie będzie

za rok za dzień za chwilę

 

szkoda czasu

w takich momentach mówi się co ci kochanie odpowiada

nic tak mi dobrze

każdy oczytany czytał

 

 

więc pozostanie spłacheć tajemnicy

aż do tej chwili kiedy przyjdzie sen więc dlaczego aż aż

no właœnie dlaczego aż?

 

pchła pchłę pchła czy pójdziemy

na wieczorek piechotš

czy pojedziemy poetš

 

poeta

spiritus movens

niejednego jednego

 

się nadał. kiedy spóŸniony poeta

dotarł na wieczorek poety

poeta:  czym jest człowiek

wszš jadšcš na Bożym grzebieniu

 

nikłš chybkš pchełkš

w obliczu wszechwszego

 

tak nadawał

 

 

przesiadka koleżanko co to za czarny wszowinizm

pokażemy my panu artyœcie

co znaczy tolerancja

a co seria bolesnych zastrzyków

 

 

wierna szczeka

tak

poeta nazwał swš ukochanš ssuczkę

wylizuje

 

œlina

przelana w dobrej zwierze

staje się balsuperssamem

 

i jak by tu zakonczyć

by nie było sztampy

bo wszak wiadomo

wokół kogo wałęsa się

skoczna myœl poety

 

pomyœl i ty paru goœci

z redaktorskimi tytułami

a zrozumiesz pchły naprawdę

nie sš takie złe

 

 

 

              `

 

Rano   się zbudzę  stane  pod tuszem

i lustra zaptam  się

czy  jestem jeszcze tym  pieprzonym    geniuszem

a lustro  odpowie he! he!

 

 

Niezła œpiewka szkoda ze stara

siódmy z taœmy Arturze Rimbaud

nie pomoże ani wiagra ani wiara

pierdut i po

 

 

 

Bolid nie komet kometa nie słonce

Słonce nie piorun piorun nie grom

ty kiju zloty co ma 3 końce

się mówi pardon

 

 

nie pomoze tomik na komodzie

cienki sliwski latweo wsadzic w rzyc

byles g;listš w rajskim ogrodzie

trza było żryć

 

 

ktoœ pofdeprze się symbolami

krzyżem gowš w dół albo wzwyż

Nie chcę Boże nad połoninami

chcesz to mnie pisz

 

 

 

sokrates zrozumial

ze nic nie zrozumial

 

to jedynsa mozliwa ostateczna odpowiedz

 

nie jeden dzien

walesal się po rynku odbieral

ludziom co dla nich najcenniejsze

nie zloto  i nie wladze

co najceniejsze:  bzdury

ktore ida z czowiekiem

choc na dno piekla

na dobre i jeszcze gorsze

 

 

 

teraz zrozumial, ze

 

jak wilk co przepuscil

przez trzewia setki owiec

i prozno na nim szukac

ani zdzbelka zdziebka welny

 

niczego nie zrozumial

nawet z cykuta w ryju

oraz,   co czlowiekowi  czasami wypada

 

 

kiedys

nie wstydzmy się tego slowa

tosmy mieli inteligencje

 

 

Ÿdziœ emigranty

 

 

 

znowu trzeci maja znowu

długi spacer miasto czy

 

czy co?

czy czy?

 

tak czy

 

 

tak, trzeci maja

długi spacer za miasto

 

 

/czemu

która godzina? jeszcze . Nie tak nie tak

jak splatały się prawdy prawie jak na jawie

nic nie wiesz wszystko mówisz wszystko na to mówię prawie

 

która już?tak nie tak nie tak nie

czy już zycie przespałem czy też to się zda mi

pleć się senna balango zanim cie zabraknie

zanim sšsiad za  œcianš bluŸnie przekleństwami

 

 

 

trzeba iœć ży㠟le nie będzie strzšsnšć œwirowiska

i kropla wiary w siebie nieœmiało wytryska

na twarzy jak latami niebielonym gieŸle

(twarz w lustrze...)

PS Ten wiersz ma tytuł spało mi się nieŸle

 

pamiętam starych mistrzów nie pamiętam

z ksišżek trzykroć przebitych na ksero pewnie pamiętam

lecz czy poza tym pamiętam nie pamiętam

 

tao które można cokolwiek choćby osišgnšć nie jest tao

pozostawił mistrz tak stary że zwany po prostu starym

dziœ każdy może wybrać w który otwór sobie wsadzić

najczęœciej  w ten gdzie wkłada  się lejek

a przezeń luuu całki sinusy rzecznika praw obywatelskich

bitwę pod Lenino na każde ciało zanurzone we własnym smutku

 

więc byli mistrzowie tacy jaki ja nigdy nie będę

tak dawno  mnie tam nie było

 

może zostanie  tylko sarkać jak to łatwo

dać nura w nirwanę a ty radŸ sobie sam

 

i może mi nic nie pozostanie a może pozostanie  mi nic

a może pozostane ja a może ja nie marynarz ja pismak

 

i żeby z tego dało się wyżyć to bym wiersz skończył o pięć nirwan ambitniej          warszawianka. koniec. ona

zostaje z pordzewiala wstazka co pije dlon

 i z pytaniem ktore jest

  samym pytajnikiem

(bo nie tak prosto nie zaczynac pytania od siebie)

(no moze niekoniecznie)

 

i z krzykiem krzykiem autor autor

kto napisal mnie kto mn ie gra

przecież jest gdzies cholera kurtyna

 

 

co mn ie dorawlo stary wirus

po porstu stary wirus

 

 

 

Boże stwórco Internetu

Co nie pomnisz ludzkich win

Racz objawić kto coœ wie tu

Tu, na tym padole szczyn

 

 

Boże stwórco Internetu

I kropli potu z czubka rzęs

Zechciej nam objawić gdzie tu

sens jest, jeœli gdzieœ jest sens

taki feeling

taki feeling jak gdybyœ

wpadł ze łbem w kopiasty œnieg sprzed pierwszej gwiazdki

trawy  zza których spać nie da zaginiony œwiat

wydmy zza których pierwszy  raz  ujrzałeœ morze

pogodne niczym smok co właœnie utracił dziewictwo

nie wiadomo gdzie ale zawsze gdzieœ

 

na poczštku

dopisać trzeba będzie jeszcze jak do tego doszło

jak kiedyœ przez sen ktoœ zapalił choinkę

nad samym łóżkiem a teraz właœnie to kogoœ trafiło w rykoszet

 

i powiedzieć i tak do nikogo

dziękuję. nie proszę o jeszcze

 

tak się nie pisze wierszy jeszcze

na końcu w pseudopionta w nawiasie kto to widział

a przedtem jeden cišg bez łamania na wersy chyba autorowi

nastšpił słoń na ucho przecież trzeba mieć

za kopiejkę rytmiki jeżeli chce się pisać lirykę

i oczywiœcie na końcu ta pseudopointa w pseudonawiasie

po  angielsku  wszystkie  znaki  przestankowe sš  słabsze niż  po

polsku i tam można tak  zakończyć wiersz  a nawet  pojedynczy wers

zresztš

nawias tam znaczy coœ koło tego, co hajfenik

czyli œrednik po polsku nawias jest mocny i ostry oddziela jak

gilotyna albo parę innych rzeczy które  oddzielajš jeszcze  lepiej

nawet jeœli takich nie ma i sš po prostu jako idea

oddzielalnoœci a może i sš czemu nie miałoby ich być po

polsku to co jest w nawiasie powinno być można opuœcić bez wpływu

na  zrozumiałoœć  tekstu  jeżeli  o  zrozumiałoœć  tekstów hm  hm

wiadomo o czym i  kim mówię  w ogóle  można mówić  w każdym  razie

nawet jeżeli tak się pisze wiersze pozostaję przy stanowisku

że tak się wierszy pisać nie powinno

(ktoœ napisał w WC w uczonej bibliotece w KraKowie

huje nie pisać po kiblach kto to potem będzie zmywał)obrazek pierwszy

wšż

obcišga sobie sam

wijšc się dokoła

kropli cierpkiej łzy

z której miał się wykluć wszechswiat, ale

 

z szumem lœnišcych łusek

tršc przestrzeń pomiędzy

 

 

 

obrazek numer dwa

sokrates

patrzy na tych ludzi czego oni

od mnie chcš ja tylko

mam mój łeb tak łebski

że bym odršbał niebo od ziemi

zeusa od gromu

serce od nadziei

 

 

klamra która spaja

o czym jest ten wiersz

kolega sokrates

i kolega wšż

 

wšż symbol mšdroœci

sokrates symbol

tego że nie wioedział

co wiedzieć czego nie wiedzieć

 

i jeszcze paru mšdrasów

jakiekolwiek zwišzki z kisiędzem mm i paroma pismakami

lista by się nie zmieœciła w wierszu

plus brzydkie słowo intelinarcyzm

 

 

bo między wami mšdrasami

bomba

wzięta na pokład nie zawsze

kojarzy się z choinkš

 

 

uwaga zecera kultura judeochrzeœcijańska

tu następuje mantra o silnym wibujšcym MDR

morduje swoich mędrców

czasami nawet majš rację

kryj się panie autor!cišgle niernażarty

cišglwe niwezapchany

on cišgle i wszędzie

on

 

węszy żre i rzyga

 

 

reszta syta reszta

siedzi po sedesach swych

tu menu tu napiwek

    babcia klozetowa

 

może jeszcze wcišż wpatrzeni

we wlasne dno zaulek slepej kiszki nie jeszcze dalej

albo jeszcze dalej

   jakby jeszcze dalej

               coś moglo tam byc

 

 

czy jeszcze coś zostalo do powiedzenia czy jeszcze

 

czy już czy rolka życia już dobiega lewatywy

 

oraz

  kto?

 

 

więci nikt nie powie jak też to się może skończyć

 

elegia na koniec

 

 

na ten rok Nostradamus przepowiedział III wojnę

 cha  cha  cha  cha  cha  cha

                             czyżby

nareszcie miał zniknšć ten czas

tak płaski tak obły tak żaden

 albo zastšpić miałabyż go

 

 wojna o trupich piszczelach przepraszam za truizm

 albo jak można sobie wyobrażać wojnę

 by stał się wspomnieniem

   tak płaski tak obły tak żaden

                          a jednak

 

 

na koniec czego?

 tylko szanujšce się nic ma swój koniec

czyżby jeszcze tu ktoœ wierzył choćby: w zadane pytania

w samozadajšce się pytanie na co ma dwie nogi a nie ma dzioba i piór

w: kto nie wierzy niech zmierzy

w w, choćby po prostu w w

 

 

souvenir whoops souvenir

somebody has godam written it

 

anyway then it was

there was a gallery

 

there was an exposition

I followed rows

of the people that followed

walls of gloving photographs

 

that might have been anywhere

and was where it was

 

looking above them

looking through them or

just looking at them

 

through shining plastic

 

 

and somewhere it happened

to me to see

 

and I saw and it saw me

and came to live in me

and I don't know what it was

and I don't know the cause

 

and I left and it stayed

in me just this

till now I don't  know what

till now I don't know whether

 

and I don't know what it was

and I don't know the cause

 

 

zbrodnia ikara

 

 

to jest słońce

      pawlacz, gdzie spacerujš tylko bogi

     delikatnie mówišc

     nu nu ijeszcze raz nu nu

 

 

 to jest parabola

    stromiutko w dół i w dół i w dół

 

        szczupakiem

                      za trywialne

          ikarem

             za szybko by idiom się przyjšł

 

 

 

     to czeka tafla morska

                    koniec kadru czy

   czeka podeń wieloryb rozdziwiajšc ryj

    i wiemy na czym stoimy metanoja ruminacja

  czy przygoda jak ta sadki

                      w podmorskich zimnych krajach

 

                      pudło popatrzcie dobrze

                      tam po prostu nie jest  dla ludzi

 

                      lecz pytanie było co tam czeka?

 

 

   powtórka z sartra powtórka z

             jak być człowiekiem?

 

powtórka

   z siebie samej?

 

 

 

    koniec kadru, panowie

      koniec kadru

 

 

 

 

 

 

 

Znów Jumbojetem zstšpił z nieba

i każdy cieszy się

w kraju gdzie okruszynę chleba

podnoszš człowieka nie

 

 

Zniky z miasta dziury w bruku

wdka z supersamu

œwiete œwięto peuno huku

i orkiestra gra mu

 

ludziska ryjš się nsa chama

już anikroku, bo...

przed nosem tysišclea brama

a pza niš Bóg wie co

 

 

biały rumak podkowy zote

i znów rozstawać się czas

kto zrozumiał z tegfo cjoć joptę

my z niego czy on z nAS

 

 

papierkow balonikow mnogoœć

i uœmiech co w chleb betom zmienia

 czyżby ktoœ tu zrozuimiał  kogoœ

to nie ta ziemia

 

Ludziska ryjš się na chama

bliżej się  nie przeœlizgniesz

przed nbosem ptysišclecia brama

a za niš byznes jest byznes

 

żebrak w m,rozi sztywny na koœć

drapasczy roœnie gaj

czyżb ktoœ tu zrozuiał coœ

to nie ten kraj

 

 

znów jaskki w kominioe ćwierkay

w œciekach kumala żaba

znow jedzie ten wielki œwięty biay

znow bedziowe laba

 

 

wkolo  milicja jeŸdzi sukami

poœerodku miasta rozkwita

kram z gotoweymi odpowiedziami

tylko że nikt nie ma już pytań

 

 

 

przyjedŸ znow miasto w ferie zamień

jak zawsze za 5 lat

Czyzbvy się w serce zmienił kamien

to nie ten œwiat

 

 

 

 

 

życzenie

 

nigdy nie bšdŸ niewolnikiem cudzych życzeń

 lastrikiem dobrych życzeń wyłożone jest piekło

pewnie też i

         niejeden sracz

 

nie życzę też ludzi, którzy lubiš

kupować coœ za słowa

zwłaszcza za słowa

 i zwaszcza kupować

    a zwłaszcza ludzi

 

  nie życzę

   nawet za przeproszeniem ludziom